Z Ponterem było cudownie!
Kiedy wyobrażała sobie wcześniej ten moment — choć oczywiście starała się usuwać z myśli takie fantazje, gdy tylko się pojawiały — zawsze widziała, jak kochają się w klasycznej pozycji, a on całuje ją, jednocześnie wchodząc w nią raz za razem, ale…
Ale nie bez powodu pozycję tę nazywano też misjonarską; nawet na tej Ziemi nie uważano jej za interesującą.
Ponter myślał chyba dokładnie o tym samym, bo odezwał się cicho, a Hak równie cicho przetłumaczył jego słowa. Gdy do Mary dotarło, że Kompan jest wszystkiego świadomy, na moment zesztywniał jej kark. Nigdy dotąd nie kochała się w obecności kogoś trzeciego i dwukrotnie udało jej się odwieść Colma od pomysłu nagrania na wideo ich sypialnianych poczynań.
— Czy tak się to robi u was? — spytał Hak w imieniu Pontera.
Mary starała się nie myśleć o obecności Kompana.
— Często kochamy się zwróceni twarzami do siebie — powiedziała.
— Aha.
Ponter wysunął się z niej. Myślała, że odwróci ją na plecy, ale on stanął obok łóżka i wyciągnął do niej rękę. Zdziwiona, ujęła jego dłoń, a on pociągnął ją do góry. Jego twardy członek otarł się o jej miękki brzuch. Ponter otoczył potężnymi rękami jej pośladki i podniósł ją. W naturalnym odruchu rozszerzyła nogi, otaczając go nimi w pasie. Bez wysiłku zaczął poruszać nią w górę i w dół. Ich usta odnalazły rytm pocałunków. Czując jak jej serce mocno wali i jak jego pierś unosi się z każdym oddechem Mary dotarła na sam szczyt uniesienia, drżąc i jęcząc wbrew sobie. Po chwili Ponter zaczął jeszcze szybciej podnosić ją i opuszczać. Odchyliła się lekko od niego i spojrzała na jego twarz, w cudowne, złote, wpatrzone w nią oczy. Poczuła, jak jego ciałem targa orgazm. Wreszcie padli bokiem na łóżko, spleceni w objęciach.
Rozdział Dwudziesty Szósty
Ani Mary, ani Ponterowi nie przyszło do głowy, by wieczorem zasunąć zasłony, więc rano obudziło ją wschodzące słońce. Zauważyła, że Ponter też już się zbudził.
— Dzień dobry — powiedziała, spoglądając na niego. Najwyraźniej nie spał już od jakiegoś czasu, bo kiedy odwrócił głowę w jej stronę, ze studni jego oczu pociekły łzy.
— Co się stało? — spytała, delikatnie wycierając jego policzki wierzchem dłoni.
— Nic. Zmarszczyła czoło.
— Akurat. O co chodzi?
— Przepraszam cię. Zeszła noc…
Mary skurczyła się w środku. Dla niej miniona noc była cudowna. Czyżby on nie podzielał jej zdania?
— Tak?
— Przepraszam — powtórzył. — Po raz pierwszy byłem z kobietą od…
Mary uniosła brwi, w jednej chwili pojmując, co miał na myśli.
— Od śmierci Klast — dokończyła cicho.
Skinął głową.
— Bardzo za nią tęsknię — powiedział.
Położyła dłoń na jego piersi, czując, jak z każdym oddechem unosi się i opada.
— Żałuję, że nie mogłam jej poznać.
— Wybacz mi. Ty jesteś tutaj; Klast nie ma. Nie powinienem…
— Nie, nie — przerwała mu delikatnie. — W porządku. Nic się nie stało. Kocham… — Umilkła na moment. — Kocham to, że czujesz tak głęboko.
Ciaśniej oplotła ramieniem jego pierś, przysuwając się bliżej niego. Nie potrafiła czuć do niego żalu o to, że myślał o swojej zmarłej żonie; w końcu od jej śmierci nie minęło wiele czasu, a…
Nagle przypomniała sobie o czymś, co znikło z jej myśli w chwili, gdy Ponter poprzedniego wieczoru objął ją na korytarzu: o postaci bez twarzy, o duchu przeszłości, który nie zakłócił ich wspólnych chwil. Teraz bez trudu potrafiła odsunąć myśl o nim i z ręką na piersi Pontera, czując jego dłoń na swoich nagich plecach, znowu zasnęła, zupełnie spokojna.
— A zatem ciebie i tę gliksińską kobietę poleczył intymny związek? — powiedział Selgan, starając się nie okazać zaskoczenia.
Ponter przytaknął.
— Ale… — zaczął rzeźbiarz osobowości.
— Ale co?
— Ale ona… jest z Gliksinów. — Rzeźbiarz osobowości wzruszył ramionami. — Należy do innego gatunku.
— Jest człowiekiem — powiedział Ponter stanowczo.
— Ale…
— Nie zamierzam słuchać żadnych ale! Mary jest człowiekiem. Oni wszyscy są ludźmi, ludźmi z innego świata.
— Skoro tak twierdzisz. Lecz mimo to…
— Nie znasz ich. Nie spotkałeś żadnego z nich. To są ludzie. Tacy jak my.
— Odnoszę wrażenie, że się bronisz — zauważył Selgan.
Ponter pokręcił głową.
— Być może w innych sprawach miałeś rację, ale w tej się mylisz. Nie mam wątpliwości co do tego, że Mare Yaughan, Lou Benoit, Reuben Montego, Helenę Gagne i wszyscy inni, których tam poznałem, są istotami ludzkimi. Ty też kiedyś przekonasz się o tym; wszyscy u nas się o tym przekonają.
— Ale przecież płakałeś.
— Z powodu, który wyjaśniłem Mare. Przypomniałem sobie Klast.
— Nie miałeś poczucia winy?
— Dlaczego?
— Dwoje nie było wówczas Jednym.
Ponter zmarszczył brwi.
— Rzeczywiście, akurat to się zgadza. To znaczy, przyznam, że nawet o tym nie pomyślałem. Na świecie Gliksinów kobiety i mężczyźni są ze sobą przez cały miesiąc, a…
— A skoro jesteś w Bistob, postępuj tak jak Bistobianie?
— No tak. — Ponter wzruszył ramionami.
— Sądzisz, że twój partner podzielałby twoje zdanie w tej sprawie?
— Och, Adikor nie miałby nic przeciwko temu. Prawdę mówiąc, byłby pewnie zadowolony. Chciał, żebym znalazł sobie inną partnerkę, i na pewno…
— Na pewno co?
— Lepsza gliksińska kobieta, gdy Dwoje powinno być osobno, niż Daklar Bolbay w innej porze miesiąca, jestem pewien, że tak by na to patrzył.
Mary i Ponter w końcu opuścili hotelowy pokój. Ominęły ich trzy poranne referaty, ale nic ważnego nie stracili. Przed wyjazdem z Nowego Jorku Mary ściągnęła plik PDF ze streszczeniami wszystkich wystąpień i wiedziała, że poranną sesję poświęcono tematom pitekantropa oraz próbom wskrzeszenia Homo ergaster jako odrębnego gatunku. Z żadnej z tych pradawnych form człowieka nie pozyskano nigdy DNA, więc nie interesowały one Mary aż w takim stopniu.
Na korytarzu czekał na nich agent FBI.
— Delegacie Boddit, właśnie przysłano to dla pana Fe — dExem z Sudbury.
Mężczyzna podał Ponterowi dyplomatyczną przesyłkę. Ponter otworzył ją i wyjął ze środka koral pamięci. Obrócił go w palcach.
— Powinienem to odsłuchać.
Mary spojrzała na niego z uśmiechem.
— No cóż, nie chcę być świadkiem tego, jak ktoś na ciebie krzyczy. Pójdę obejrzeć wystawę plakatów.
Ponter się uśmiechnął i poszedł do swojego pokoju. Agent FBI stanął na baczność w korytarzu, a Mary ruszyła do windy.
Zjechała do hotelowej galerii, gdzie Association of American Archeology przygotowywało właśnie ekspozycję plakatów. Konferencja oficjalnie miała się rozpocząć dopiero następnego dnia i ani Mary, ani Ponter nie planowali na niej zostawać, ale wielu wystawców już rozwiesiło swoje afisze. Zatrzymała się przy parze plakatów przedstawiających gliniane naczynia Indian Hopi.
Po jakimś czasie zaczęła ją martwić przedłużająca się nieobecność Pontera, więc wróciła na dwunaste piętro.
Agent FBI nadal stał na korytarzu.
— Szuka pani delegata Boddita? — spytał.
Читать дальше