— Ale przecież byli też tubylcy… to znaczy Indianie północnoamerykańscy, którzy uprawiali ziemię — zauważyła Angela.
— Pewnie. Ale co uprawiali? Głównie kukurydzę, bo to tutaj było. A kukurydza zawiera mało białka w porównaniu do zbóż pochodzących z Eurazji.
Tym razem to Angela spojrzała na Pontera.
— Ale… ale neandertalczycy pochodzili z Europy, a nie z Ameryki Północnej.
Henry skinął głową.
— I mieli wspaniałe narzędzia kamienne: kultura mu — stierska.
— Ale nie udomowili zwierząt, choć jak twierdzisz, w Europie było pod dostatkiem takich, które się do tego nadawały. No i nie uprawiali ziemi.
— Halo! Ziemia do Angeli! — odezwał się Henry. — W czasach, gdy żyli neandertalczycy, nikt nie udomawiał zwierząt. I nikt wtedy nie uprawiał roli — ani przodkowie Pontera, ani twoi czy moi. Ziemię zaczęto uprawiać dziesięć i pół tysiąca lat temu na terenach zwanych Żyznym Półksiężycem. To miało miejsce na długo po wyginięciu neandertalczyków… przynajmniej w tej linii czasu. Kto wie, co by osiągnęli, gdyby przetrwali.
— Ja wiem — powiedział Ponter wprost.
Mary się roześmiała.
— W takim razie nam powiedz — poprosił Henry. — Twoi ludzie nigdy nie zajmowali się uprawą ziemi, prawda?
— Zgadza się.
Henry pokiwał głową.
— Zresztą pewnie i tak lepiej wam bez rolnictwa. Wiąże się z nim wiele złego.
— Na przykład co? — spytała Mary ostrożnie. Widziała, że Henry trochę się uspokoił, dlatego starała się, aby w jej głosie brzmiała ciekawość, a nie prowokacja.
— Już wcześniej napomknąłem o przeludnieniu. Jaki jest wpływ rolnictwa na ziemię, chyba każdy widzi: pod pola uprawne wycina się lasy. Do tego dochodzą jeszcze wszystkie choroby związane z hodowlą udomowionych zwierząt.
Mary zauważyła, że Ponter potakuje. Reuben Montego wyjaśnił im to w Sudbury.
Dieter okazał się bardzo bystry jak na gościa zajmującego się aluminiowym sidingiem. On także skinął głową.
— I nie chodzi tutaj wyłącznie o choroby fizyczne; mamy też do czynienia z chorobami kulturowymi — zauważył. — Weźmy na przykład niewolnictwo: to bezpośredni produkt potrzeby rąk do pracy przy uprawach.
Mary zerknęła na Pontera, czując rosnący dyskomfort. Po raz drugi, odkąd przybył do Waszyngtonu, w rozmowie pojawiał się temat niewolnictwa. Wiedziała, że czeka ją później sporo wyjaśniania…
— Rzeczywiście — przytaknął Henry. — Większość niewolników pracowała na plantacjach. A nawet pomijając niewolnictwo dosłowne, uprawa gruntów dała początek zjawiskom, które w zasadzie sprowadzają się do tego samego, takim jak dzierżawienie gruntów czy pojawienie się wyrobników. Do tego dochodzi oparte na podziale klasowym społeczeństwo, feudalizm, właściciele ziemscy i tak dalej; wszystko to bezpośrednio wynika z rolnictwa.
Angela zmieniła pozycję na krześle.
— Ale nawet w sferze polowania na zwierzęta odkrycia archeologiczne mówią nam, że nasi przodkowie byli w tym o wiele lepsi niż neandertalczycy — stwierdziła.
Ponter wyglądał na zagubionego, gdy dyskusja dotyczyła uprawy ziemi i feudalizmu, ale ostatnie stwierdzenie Angeli zrozumiał doskonale.
— W jakim sensie? — spytał.
— No cóż, nie znaleźliśmy żadnych dowodów efektywności podejścia do polowania, jakie reprezentowali twoi przodkowie.
— Co masz na myśli? — Ponter zmarszczył czoło.
— Neandertalczycy zabijali tylko pojedyncze zwierzęta. — Angela zrozumiała, że popełniła błąd, ledwie wypowiedziała te słowa.
Brew Pontera powędrowała w górę.
— A jak polowali wasi przodkowie?
Angela zmieszała się.
— Hm… dawniej, no cóż, pędziliśmy całe stada nad urwiska i zabijaliśmy setki zwierząt naraz.
Złote oczy Pontera zrobiły się okrągłe ze zdumienia.
— Ale to przecież… potworne marnotrawstwo. Nawet wasze ogromne populacje na pewno nie mogły zużyć całego mięsa. Poza tym taki rodzaj zabijania to tchórzostwo.
— No… ja bym tego tak nie nazwała — powiedziała Ange — la, czerwieniejąc. — Według nas niepotrzebne wystawianie się na ryzyko jest lekkomyślne, więc…
— Wyskakujecie z samolotów — zauważył Ponter. — Skaczecie z klifów. Okładanie się pięściami zmieniliście w sport. Widziałem to wszystko w telewizji.
— Nie wszyscy to robimy — wtrąciła Mary taktownie.
— No tak — przyznał Ponter. — Ale oprócz niebezpiecznych sportów zaobserwowałem też dość powszechne nierozważne zachowania. — Wskazał bar. — Palenie tytoniu i picie alkoholu. Z tego, co mi mówiono, obie te czynności są niebezpieczne i obie — skinął głową w stronę Henryego — są pochodnymi uprawy roli. Takie działania na pewno kwalifikują się jako „niepotrzebne wystawianie się na ryzyko”. Jak możecie zabijać zwierzęta w tak tchórzliwy sposób, a jednocześnie decydować się na tak ryzykowne zajęcia jak… och, chwileczkę. Już rozumiem. Chyba rozumiem.
— Co takiego? — spytała Mary.
— No właśnie, co? — zawtórował jej Henry.
— Jedną chwilę. — Ponter wyraźnie próbował pochwycić jakąś wymykającą się myśl. Po kilku sekundach kiwnął głową, gdy sprecyzował to, o co mu chodziło. — Wy, Glik — sini, pijecie alkohol, palicie tytoń i uprawiacie ryzykowne sporty, aby zademonstrować swoją rezerwę potencjału. Sygnalizujecie wszystkim dookoła: hej, patrzcie, w czasach dobrobytu wcale nie oszczędzam sił, a mimo to znakomicie funkcjonuję. W ten sposób dajecie do zrozumienia potencjalnym partnerom, że obecne działanie nie jest szczytem waszych możliwości. Sugerujecie tym samym, że w trudnym okresie starczy wam siły i wytrwałości, aby zadbać o rodzinę.
— Co za fascynujący pogląd! — przyznała Mary.
— Rozumiem to zjawisko, ponieważ mój gatunek postępuje podobnie, tylko w inny sposób to manifestuje. Kiedy polujemy…
Mary w lot zrozumiała, co Ponter ma na myśli.
— Kiedy polujecie, nie wybieracie łatwych sposobów. Nie spychacie zwierząt z urwiska ani nie rzucacie w nie oszczepami z bezpiecznej odległości. Tak postępowali moi przodkowie, ale nie twoi, przynajmniej nie na naszej wersji Ziemi. Tutaj twoi ludzie atakowali zwierzęta bezpośrednio, walcząc jeden na jednego i próbując z bliska wbić w nie oszczep. W pewnym sensie to rzeczywiście odpowiednik naszego palenia i picia: zobacz, kochanie, potrafię przynieść do domu kolację, którą upolowałem gołymi rękami, więc jeśli przyjdą trudne czasy i będę musiał polować w bezpieczniejszy sposób, to i tak nas wyżywię.
— Właśnie — przytaknął Ponter.
Mary skinęła głową.
— To ma sens. — Wskazała chudego mężczyznę siedzącego w przeciwległym końcu sali. — Tamten człowiek, Erik Trin — kaus, zauważył u wielu kopalnych okazów neandertalczyków ślady urazów, które można porównać z tymi, jakie odnoszą współcześni jeźdźcy rodeo, tak jakby zwierzę ich zrzuciło, a to oznacza bezpośrednie starcie.
— Rzeczywiście tak jest — potwierdził Ponter. — Mnie samego kilka razy zrzucił mamut i…
— Co takiego??! — zdumiał się Henry.
— Zrzucił mnie mamut…
— Mamut? — powtórzyła Angela, rozdziawiając usta.
Mary uśmiechnęła się szeroko.
— Widzę, że chwilę tu pobędziemy W takim razie pozwólcie, że postawię wszystkim następną kolejkę…
Rozdział Dwudziesty Piąty
— Przepraszam, pani ambasador. — Młody asystent wszedł do holu w budynku ONZ. — Właśnie dostarczono dla pani przesyłkę dyplomatyczną z Sudbury.
Tukana zerknęła na dziesięcioro poważanych w jej świecie neandertalczyków. Siedzieli w różnych pozach na fotelach i wyglądali przez wielkie okna albo leżeli na plecach na podłodze. Westchnęła.
Читать дальше