— Jeszcze nie.
Mary głęboko wciągnęła powietrze.
— Uważaj na siebie, Dario. Bądź bardzo ostrożna.
— Oczywiście. Josh codziennie przychodzi po mnie do Pracy.
Josh — Mary nigdy nie mogła zapamiętać jego nazwiska — był chłopakiem Darii, studiował prawo w Osgoode Hall.
— To dobrze. Dobrze — A tak w ogóle — oznajmiła Daria tonem, który oznaczał, że nie chce rozmawiać na ponure tematy — to zadzwoniłam, żeby pani powiedzieć o Ramzesie. Na pewno sporo będą o tym pisali w prasie. Jutro do laboratorium przychodzi ktoś z CBC.
— To wspaniale. — Myśli Mary pędziły jak oszalałe.
— Jestem strasznie nakręcona — stwierdziła Daria. — To niesamowite!
Mary się uśmiechnęła. Dziewczyna miała rację.
— Nie będę pani dłużej odrywać od pracy. Chciałam tylko przekazać najnowsze wieści. Niedługo zadzwonię znowu!
— Do usłyszenia — powiedziała Mary.
— Do usłyszenia — powtórzyła za nią Daria i się rozłączyła.
Mary chciała odłożyć słuchawkę, ale drżącą ręką nie trafiła na widełki.
Następny gwałt.
Ale czy tym razem sprawcą był ktoś inny?
A może… może…
Może to ta sama bestia, ten potwór, na którego ona nie doniosła?
Mary poczuła mdłości, tak jakby była w pikującym samolocie.
Cholera. Jasna cholera.
Gdyby wtedy zgłosiła gwałt… gdyby zaalarmowała policję, gazetę uniwersytecką…
Wprawdzie minęło kilka tygodni, odkąd została zaatakowana. Nie miała powodu przypuszczać, że chodzi o tego samego gwałciciela. Z drugiej jednak strony, jak długo utrzymuje się dreszcz emocji po napaści na kogoś? Ile czasu trzeba na ponowne zebranie odwagi — potwornej, druzgocącej odwagi — aby znów popełnić tak straszną zbrodnię?
Mary ostrzegła Darię. Nie tylko teraz, ale i wcześniej, w emailu z Sudbury. Tylko że oprócz Darii na uniwersytecie były tysiące kobiet…
Kiedyś wykładała na wydziale Women’s Studies i wiedziała, że według frazeologii feministycznej wszystkie dorosłe przedstawicielki płci żeńskiej powinno się nazywać kobietami. Tylko że sama miała teraz trzydzieści dziewięć lat — dzień jej urodzin minął niezauważony przez nikogo — a na pierwszym roku studiowały w York nawet osiemnastolatki. Owszem, były kobietami, ale były też młodymi dziewczynami, przynajmniej w porównaniu z Mary. Wiele z nich po raz pierwszy opuściło rodzinne domy. Dopiero zaczynały szukać własnej drogi w życiu.
I teraz czyhał na nie ten potwór. Ten zwyrodnialec, którego — być może przez nią — ominęła kara.
Ponownie wyjrzała przez okno. Tym razem cieszyła się, że nie widać stąd Toronto.
Chwilę później — nie miała pojęcia, ile czasu upłynęło — drzwi do jej laboratorium się uchyliły i Louise Benoit zajrzała do środka.
— Hej, Mary, co powiesz na wspólny obiad?
Obróciła się z fotelem w jej stronę.
— Mon Dieu! — wykrzyknęła Louise. — Qu'estce quil y a de mai?
Mary znała francuski dość dobrze, by zrozumieć pytanie.
— Nic. Dlaczego pytasz?
Louise przeszła na angielski. Ton jej głosu zdradzał, że nie wierzy w zapewnienie koleżanki.
— Płakałaś.
Mary nieprzytomnie dotknęła dłonią policzka i odsunęła ją. Uniosła brwi ze zdziwienia.
— Och — powiedziała cicho. Nie miała pojęcia, jak inaczej mogłaby wypełnić ciszę.
— Co się stało? — raz jeszcze spytała Louise.
Mary zrobiła głęboki wdech i powoli wypuściła powietrze. Tutaj, w Stanach, Louise była najbliższą jej osobą. Keisha, pracownica centrum kryzysowego dla ofiar gwałtu, z którą Mary rozmawiała w Sudbury, wydawała się odległa o całe lata świetlne. Mimo to…
Nie. Nie chciała o tym rozmawiać; nie chciała mówić o swoim bólu.
Ani o poczuciu winy, które ją trapiło.
Musiała jednak coś powiedzieć.
— To nic takiego — odezwała się w końcu. — Tylko… — Wyciągnęła chusteczkę higieniczną ze stojącego na biurku pudełka i wytarła policzki. — Tylko ci mężczyźni…
Louise ze zrozumieniem pokiwała głową, tak jakby Mary mówiła o — jak ona by to nazwała? — o affaire de coeur, o romansie, który źle się zakończył. Mary przypuszczała, że Louise miała w życiu wielu partnerów.
— Właśnie, mężczyźni. — Louise przewróciła oczami. — Nie da się żyć z nimi i nie da się żyć bez nich.
Mary już miała przytaknąć, ale przypomniała sobie, że na świecie Pontera wygląda to inaczej. Chryste, przecież nie urodziła się wczoraj…
— To oni są odpowiedzialni za tak wiele problemów tego świata — stwierdziła.
Louise znowu skinęła głową. Chyba wyczuła zmianę tonu rozmowy, bo powiedziała:
— Przecież to nie kobiety stoją za większością ataków terrorystycznych.
Mary musiała przyznać jej rację, tylko że…
— Nie chodzi mi o mężczyzn w innych krajach. Mam na myśli także tych tutaj, w USA i w Kanadzie.
Louise z troską zmarszczyła czoło.
— Co się stało?
Mary wreszcie odważyła się powiedzieć prawdę, a przynajmniej jej część.
— Miałam telefon z Yorku. Na terenie campusu zgwałcono kobietę.
— O Boże. Kogoś, kogo znasz?
Mary pokręciła głową, choć tak naprawdę nie znała odpowiedzi na to pytanie. Boże — pomyślała — a jeśli rzeczywiście był to ktoś, kogo znała? Jedna z jej studentek?
— Nie — powiedziała, tak jakby ruch głową niedostatecznie wyrażał to, co miała na myśli. — Ale ta wiadomość mnie przygnębiła. — Mary spojrzała na Louise — taką młodą i piękną — po czym spuściła wzrok. — To potworność — dodała.
Louise znowu skinęła głową, z podobnym zrozumieniem jak wcześniej. Mary poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła. Może ona też z doświadczenia znała to, o czym mówiły. Ale Mary nie mogła drążyć tego tematu, nie ujawniając swoich przejść, a na to nie była jeszcze gotowa.
— Mężczyźni potrafią być tacy okropni — powiedziała. Zabrzmiało to trochę jak opinia w stylu Bridget Jones, ale taka była prawda.
Do cholery, taka była prawda.
Ceremonia nadania Ponterowi Bodditowi i Tukanie Prat obywatelstwa kanadyjskiego (bądź poświadczenia go — opinie biegłych różniły się w tej kwestii) odbyła się późnym popołudniem w budynkach kanadyjskiego parlamentu. Uroczystości przewodniczył minister obywatelstwa i imigracji, a obserwowali ją dziennikarze z całego świata.
Ponter starał się jak najlepiej wygłosić przysięgę, której nauczył się na pamięć pod okiem Helenę Gagne; błędnie wymówił tylko kilka słów: „Zaświadczam, że będę wiernym poddanym jej Wysokości Królowej Elżbiety II, Królowej Kanady, jej spadkobierców i następców, oraz że będę wiernie przestrzegał praw Kanady i wypełniał moje obowiązki jako kanadyjski obywatel”. Helenę była z niego tak zadowolona, że gdy skończył mówić, spontanicznie zaczęła bić brawo, czym ściągnęła na siebie surowe spojrzenie ministra.
Tukana miała więcej problemów z wymówieniem słów przysięgi, ale w końcu i jej się to udało.
Po uroczystości odbyło się przyjęcie, na którym podano wina i sery — Helenę zwróciła uwagę, że Pontera i Tukany nie interesowało ani jedno, ani drugie. Nie pili mleka ani nie jedli wyrobów mlecznych; nie przejawiali też żadnego zainteresowania produktami zbożowymi. Na szczęście Helenę przezornie nakarmiła gości przed ceremonią, aby wygłodniali nie rzucili się na tace z owocami i wędlinami, które także znalazły się na stołach. Ponterowi szczególnie smakowała montrealska wędzona szynka.
Читать дальше