— Każdą z nacji? — zdziwiła się Tukana. — U nas mamy obecnie zjednoczony rząd całego świata. Czy tutaj tak nie jest?
Helenę pokręciła głową.
— Nie. Mamy coś, co nosi nazwę „Organizacji Narodów Zjednoczonych”. Zabierzemy państwa do głównej siedziby ONZ zaraz po oficjalnym obiedzie z kanadyjskim premierem w Ottawie. Ale nie jest to rząd całego świata; jest to jedynie forum, na którym rządy poszczególnych państw mogą omawiać sprawy dotyczące wielu narodów. Z czasem państwa władza zostanie formalnie uznana przez każdy z krajów członkowskich ONZ.
— A ile jest tych krajów? — spytała Tukana.
Ponter się uśmiechnął.
— Nie uwierzysz — powiedział.
— Obecnie ONZ zrzesza 191 krajów członkowskich — wyjaśniła Helenę. — Sami państwo rozumiecie, że negocjowanie traktatów z każdym z nich zabierze całe lata. Kanada oczywiście ma już odpowiednie umowy ze wszystkimi i dlatego jako kanadyjscy dyplomaci, przynajmniej z nazwy, będziecie państwo mogli podróżować do każdego z tych państw i rozmawiać z ich przywódcami.
Tukana wyglądała na zdezorientowaną.
— Zapewne tak właśnie musi być.
— Owszem.
— Świetnie — stwierdził Ponter. — To kiedy będziemy mogli stąd wyjść?
— Mam nadzieję, że wkrótce — odparła Helenę. — Teraz ja także nie mogę opuścić pomieszczeń SNO, dopóki państwo nie dostaniecie pozwolenia na wyjście. Ale słyszałam, że wasza technologia dekontaminacji zrobiła wrażenie na naszych lekarzach.
Ta wiadomość ucieszyła Pontera, bo oznaczała, że wkrótce zostaną wypuszczeni. Poprzednim razem niemal cały pobyt w Kanadzie spędził w kwarantannie i nie uśmiechało mu się ponowne odosobnienie, zwłaszcza głęboko pod ziemią.
Po południu Tukana oddaliła się do drugiego pomieszczenia izolatki. Podobnie jak wielu ludzi z jej pokolenia, lubiła zdrzemnąć się w ciągu dnia. Ponter zajął się ćwiczeniem angielskiego z pomocą Haka, dopóki nie zajrzał do niego Reuben Montego w towarzystwie niskiego, owłosionego, beżowego Gliksina. Mężczyzna bardzo się różnił od ciemnoskórego i ogolonego na zero lekarza.
— Hej, Ponter. To jest Arnold Moore, geolog — przedstawił nieznajomego Reuben.
— Witam — powiedział Ponter.
Arnold wyciągnął rękę, a Ponter ją uścisnął.
— Doktorze Boddit, spotkanie z panem to dla mnie wielka przyjemność. Ogromna!
Nuda dała się Ponterowi we znaki i nie mógł się powstrzymać od odrobiny ironii.
— Czy aby na pewno można mnie bezpiecznie dotykać?
Arnold zupełnie nie pojął żartu.
— Koniecznie chciałem tu zjechać już w chwili, gdy usłyszałem, że jest pan tutaj! To dla mnie wielkie przeżycie. Absolutnie wielkie!
Ponter uśmiechnął się blado.
— Dziękuję — odparł.
— Proszę, niech pan usiądzie. — Arnold wskazał miejsce, z którego Ponter przed chwilą wstał.
Sam wziął drugie krzesło, obrócił je i usiadł na nim okrakiem, ręce kładąc na oparciu. Brew Pontera powędrowała w górę; taki sposób siedzenia wydawał się o wiele wygodniejszy. Wstał ponownie, obrócił swoje krzesło i usiadł na nim w podobny sposób. Nie było to wprawdzie porządnie siodłowe siedzisko, ale taka pozycja zdecydowanie bardziej mu odpowiadała.
Reuben przeprosił ich i poszedł się naradzić z immunologami krążącymi po pomieszczeniach SNO.
— Chciałbym pana o coś zapytać — oznajmił Arnold.
Ponter skinął głową, dając znak, aby mężczyzna mówił dalej.
— Zauważyliśmy, że coś dziwnego dzieje się na naszej wersji Ziemi, i zastanawiałem się, czy to samo ma miejsce u was.
— Czyli co?
— Zaobserwowaliśmy dziwne zachowanie zórz polarnych — północnej i południowej.
Ponter spojrzał na niego ze zdziwieniem.
— Nie, nic takiego obecnie u nas się nie dzieje. Prawdę mówiąc, wczoraj wieczorem sam widziałem nocne światła; wyglądały zupełnie normalnie.
Arnold sprawiał wrażenie rozczarowanego.
— Mieliśmy nadzieję, że u was coś o tym wiecie. W tej chwili domyślamy się, że pole magnetyczne Ziemi zanika i być może dojdzie do odwrócenia biegunów.
Ponter ponownie uniósł brew aż nad wał nadoczodołowy.
— A kiedy wydarzyło się to po raz ostatni?
— Tak z pamięci nie powiem. Wiele tysięcy lat temu.
— I od tamtej pory nie zaobserwowano żadnych zmian kierunku pola?
— Nie.
— Niezwykłe. U nas mieliśmy to… Hak?
— Sześć lat temu — odezwał się Hak przez zewnętrzny głośnik.
— Mam rozumieć, że proces przebiegunowania zakończył się sześć lat temu?
— Tak.
— Ale zaczął się na pewno wieki wcześniej.
Ponter pokręcił głową.
— Zaczął się dwadzieścia pięć lat temu.
— Przepraszam, ale nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem. — Arnold zrobił okrągłe oczy. — Całkowite odwrócenie pola magnetycznego Ziemi nastąpiło w zaledwie…ile? … dziewiętnaście lat?
— Tak, zgadza się. Przed dwudziestu pięciu laty pole magnetyczne miało normalne natężenie. Potem doszło do jego zaniku. Przez następne dziewiętnaście lat planeta nie miała żadnego pola magnetycznego, a potem, sześć lat temu, pole ponownie się pojawiło.
— „Pojawiło”? — powtórzył zdziwiony Arnold. — Pan chyba żartuje.
— Kiedy żartuję, staram się być o wiele zabawniejszy — odparł Ponter.
— Ale… ale… zawsze sądziliśmy, że ten proces trwa setki, a może nawet tysiące lat.
— Dlaczego?
— No, ze względu na rozmiar Ziemi.
— Pole magnetyczne Słońca ulega odwróceniu co sto czterdzieści miesięcy, czyli co jedenaście lat, a Słońce jest jakiś milion razy większe od Ziemi.
— No tak, ale…
— Nie chciałbym zabrzmieć siwiej — zauważył Ponter.
— My też wiedzieliśmy bardzo niewiele o przebiegunowywa — niu Ziemi, dopóki sami nie mieliśmy okazji zaobserwować tego zjawiska. Niektórzy nasi geologowie także byli zdumieni jego tempem.
— Całkowity zanik geomagnetyzmu, a potem jego powrót zabrał niecałe dwie dekady. Niesamowite.
— Był to bardzo interesujący okres dla fizyki — przyznał Ponter. — Nasi ludzie wiele się nauczyli o… chodzi mi o proces, w którym pole… na pewno macie na to jakieś określenie?
Arnold skinął głową.
— Geodynamo.
Ponter zmarszczył czoło. Niełatwa nazwa — dużo samogłosek. Na szczęście Hak mógł uzupełniać dźwięki trudne do wymówienia. Tylko w kwestii imion Ponter upierał się, aby Kompan mówił je dokładnie tak jak on sam.
— Właśnie. Wiele się nauczyliśmy o geodynamie.
— Bardzo chcielibyśmy poznać wasze spostrzeżenia — przyznał Arnold.
Ponter cieszył się, że Tukana śpi; pewnie i tak wyjawił już za wiele informacji. Cały koncept wymiany danych nie odpowiadał zasadom, w które wierzył jako naukowiec. Uważał, że wiedzą trzeba się dzielić bez ograniczeń. Jednak na wszelki wypadek wolał zmienić temat.
— Czy INCO obawia się zmniejszenia popytu na nikiel w okresie zaniku pola magnetycznego? — Na obu wersjach Ziemi w kompasach powszechnie używano właśnie niklu, a złoża w okolicach Sudbury należały do największych na całej planecie.
— Co? Hm, nie zastanawiałem się nad tym — odparł Arnold.
Ponter spojrzał na niego zdziwiony.
— Reuben mówił, że jesteś geologiem…
— To prawda, ale nie pracuję dla INCO. Jestem z Envi — ronment Canada. Przyleciałem z Ottawy, jak tylko otrzymaliśmy wieść, że na nowo został nawiązany kontakt z waszym światem.
— Aha — powiedział Ponter, choć wciąż nic nie rozumiał.
Читать дальше