Elizabeth Moon - Prędkość mroku

Здесь есть возможность читать онлайн «Elizabeth Moon - Prędkość mroku» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2005, ISBN: 2005, Издательство: ISA, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Prędkość mroku: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Prędkość mroku»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Prowokująca do myślenia, wzruszająca, niezapomniana PRĘDKOŚĆ MROKU to pasjonująca wyprawa w głąb umysłu osoby autystycznej, zmagającej się z fundamentalnymi kwestiami człowieczeństwa i uczuć.

Prędkość mroku — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Prędkość mroku», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— A wy tego nie chcecie? — pyta Tom.

— Nie rozumiem, jak to działa ani w jakim stopniu poprawi mój stan — odpowiadam.

— Bardzo słusznie — przyznaje Lucia. — Wiesz, kto prowadził te badania, Lou?

— Nie pamiętam nazwiska — wyznaję. — Lars, członek międzynarodowej grupy dorosłych z autyzmem, przesłał mi o tym e-maila kilka tygodni temu, na adres internetowy. Wszedłem tam, ale nie zrozumiałem zbyt wiele. Nie studiowałem neurologii.

— Masz jeszcze tę wiadomość? — chce wiedzieć Lucia. — Mogę ją przejrzeć. Zobaczę, czego uda mi się dowiedzieć.

— Chciałabyś?

— Jasne. Mogę popytać u siebie i dowiedzieć się, czy ci naukowcy uznawani są za dobrych, czy nie.

— Mieliśmy pomysł — mówię.

— Mieliśmy… kto? ~ pyta Tom.

— My… Ludzie, z którymi pracuję — odpowiadam.

— Autystyczni? — upewnia się Tom.

— Tak. — Zamykam na chwilę oczy, żeby się uspokoić. — Pan Aklrin zafundował nam pizzę. Wypił piwo. Powiedział, że nie sądzi, by leczenie autystycznych dorosłych miało przynieść wystarczający profit, ponieważ obecnie leczy się dzieci nienarodzone i niemowlęta, a my jesteśmy ostatnią taką grupą. Przynajmniej w tym kraju. Zaczęliśmy więc się zastanawiać, dlaczego chcieli prowadzić pracę nad tą kuracją i jakie inne efekty może ona dawać. Przypomina to analizę wzorów, jaką się zajmuję. Istnieje wzór, lecz nie jest on jedyny. Można uważać, że tworzy się określony wzór, a w rzeczywistości powstaje ich kilka; któryś może być użyteczny bądź nie, w zależności od tego, na czym polegał problem. — Patrzę na Toma, a on patrzy na mnie z dziwną miną. Ma półotwarte usta. Szybko kręci głową.

— A więc… uważasz, że może zamierzają osiągnąć coś jeszcze i że jesteście im do tego potrzebni?

— To możliwe — mówię ostrożnie. Patrzy na Lucie, a ona kiwa głową.

— To absolutnie możliwe — potwierdza. — Wypróbowanie tej kuracji na was dostarczy im dodatkowych informacji, a potem… niech się zastanowię…

— Myślę, że ma to coś wspólnego z koncentracją — oznajmiam. — Każdy z nas inaczej przyjmuje dane zewnętrzne i… inaczej określa poziom swej uwagi. — Nie jestem pewny, czy używam właściwych słów, lecz Lucia przytakuje gorliwie.

— Koncentracja, oczywiście. Gdyby mogli ją osiągać innymi metodami niż chemiczna, łatwiej byłoby wykształcić oddaną pracy siłę roboczą.

— Przestrzeń kosmiczna — rzuca Tom. Nie rozumiem, lecz Lucia tylko mruga i zaraz przytakuje.

— Tak. Wielkim ograniczeniem, jeśli chodzi o zatrudnianie ludzi do pracy w przestrzeni, jest zmuszenie pracowników do koncentracji i zapobieganie ich rozkojarzeniu. Wysoko w górze bodźce zmysłowe różnią się od tych, do których przywykliśmy i które przechodzą przez sito naturalnej selekcji. — Nie mam pojęcia, skąd Lucia wie, co myśli jej mąż. Chciałbym umieć tak czytać w umysłach. Uśmiecha się do mnie. — Lou, myślę, że jesteś na tropie czegoś wielkiego. Prześlij mi ten fragment artykułu, a już ja się tym zajmę.

Jestem zaniepokojony.

— Nie powinienem rozmawiać o pracy poza campusem — mówię.

— Nie rozmawiamy o pracy — odpowiada. — Opisujesz nam swoje środowisko pracy. To co innego.

Ciekawe, czy pan Aldrin podzielałby tę opinię.

Ktoś puka do drzwi i kończymy rozmowę. Jestem spocony, choć przecież jeszcze się nie fechtowałem. Pierwsi zjawiają się Dave i Susan. Przechodzimy przez dom, bierzemy sprzęt i zaczynamy rozgrzewkę na podwórku.

Następna przyjeżdża Marjory. Uśmiecha się do mnie. Znowu czuję się lżejszy od powietrza. Pamiętam słowa Emmy, ale nie mogę w nie uwierzyć, gdy patrzę na Marjory. Może tego wieczoru zaproszę ją na kolację. Don się nie pojawił. Przypuszczam, że wciąż gniewa się na Toma i Lucie za ich niezbyt przyjacielskie postępowanie. Martwi mnie, że nie są już przyjaciółmi; mam nadzieję, że nie rozgniewają się na mnie i nie przestaną się ze mną przyjaźnić.

Walczę z Davem, kiedy słyszę na ulicy jakiś hałas, a zaraz potem pisk opon ruszającego szybko samochodu. Nie zwracam na to uwagi i nie przerywam ataku, lecz Dave zatrzymuje się, a ja trafiam go zbyt mocno w pierś.

— Przepraszam — mówię.

— Nie szkodzi — odpowiada. — To gdzieś blisko. Słyszałeś?

— Słyszałem — odpowiadam. Próbuję odtworzyć dźwięki: łomot-trzask-brzęk-brzęk-pisk-ryk, i zorientować się, co to było. Komuś wypadła z auta miska?

— Lepiej to sprawdźmy — mówi Dave. Kilka osób wstaje, by wyjrzeć na ulicę. Idę z pozostałymi na podjazd. W świetle narożnej latarni dostrzegam błysk na chodniku.

— To twój samochód, Lou — wzdycha Susan. — Przednia szyba. Robi mi się zimno.

— Opony w zeszłym tygodniu… Jaki to był dzień, Lou?

— Czwartek — odpowiadam. Głos drży mi lekko i brzmi chrapliwie.

— Czwartek. A dzisiaj mamy… — Tom patrzy na pozostałych, a oni odpowiadają mu spojrzeniami. Podejrzewam, że zastanawiają się nad czymś, nie wiem jednak nad czym. Tom potrząsa głową. — Przypuszczam, że trzeba będzie wezwać policję. Nienawidzę, kiedy trzeba przerwać trening, ale…

— Zawiozę cię do domu, Lou — proponuje Marjory. Stanęła za mną, podskakuję na dźwięk jej głosu.

Tom wzywa policję, ponieważ — jak twierdzi — wydarzyło się to przed jego domem. Po paru minutach podaje mi słuchawkę i znudzony głos pyta o moje nazwisko, adres, numer telefonu i prawa jazdy. Słyszę jakieś hałasy w tle na drugim końcu linii, a w salonie rozmawiają ludzie; trudno zrozumieć pytania. Cieszę się, że to rutynowe pytania, z którymi mogę sobie poradzić.

Potem głos zapytał o coś jeszcze i słowa poplątały się tak, że nic nie zrozumiałem.

— Przepraszam… — mówię.

Głos przybiera na sile, dokładniej rozdzielając wyrazy. Tom ucisza obecnych w salonie. Tym razem rozumiem.

— Domyśla się pan, kto to mógł zrobić? — pyta głos.

— Nie — odpowiadam. — Ale w zeszłym tygodniu ktoś pociął mi opony.

— Och? — W głosie pobrzmiewa zainteresowanie. — Zgłosił pan to?

— Tak — mówię.

— Pamięta pan, kto był oficerem prowadzącym?

— Mam wizytówkę… moment… — Odkładam słuchawkę i wyciągam portfel. Wizytówka nadal tam jest. Odczytuję imię i nazwisko: Malcolm Stacy. I numer sprawy.

— Nie ma go teraz w biurze. Położę raport na jego biurku. Czy są jacyś świadkowie?

— Słyszałem to — mówię. — Ale nie widziałem. Byliśmy na podwórku za domem.

— Szkoda. Cóż, przyślemy kogoś, ale to chwilę potrwa. Proszę czekać.

Nim przyjeżdża patrol, dochodzi dziesiąta; wszyscy siedzą w salonie, znużeni oczekiwaniem. Mam wyrzuty sumienia, choć przecież to nie moja wina. Nie wybiłem tej szyby ani nie powiedziałem policji, żeby kazała ludziom czekać. Funkcjonariusz to kobieta o nazwisku Isaka, niska, ciemnowłosa i bardzo energiczna. Chyba uważa, że to zbyt błaha sprawa, by od razu wzywać policję.

Ogląda mój samochód, potem pozostałe wozy i ulicę, po czym wzdycha.

— No cóż, ktoś wybił panu przednią szybę, a kilka dni temu podziurawił opony, powiedziałabym więc, że ten problem dotyczy osobiście pana, panie Arrendale. Musiał pan naprawdę kogoś wkurzyć i zapewne wie pan, kto to taki. Wystarczy, że się pan głęboko nad tym zastanowi. Jak tam u pana w pracy?

— Świetnie — odpowiadam machinalnie. Tom porusza się na kanapie. — Mam nowego szefa, nie sądzę jednak, żeby pan Crenshaw wybijał szyby albo przecinał opony. — Nie zrobiłby tego nawet w napadzie złości.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Prędkość mroku»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Prędkość mroku» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Elizabeth Moon - Oath of Fealty
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - Liar's Oath
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - Surrender None
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - Against the Odds
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - Change of Command
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - Rules of Engagement
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - Once a Hero
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - Winning Colors
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - Oath of Gold
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - Divided Allegiance
Elizabeth Moon
libcat.ru: книга без обложки
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - The Speed of Dark
Elizabeth Moon
Отзывы о книге «Prędkość mroku»

Обсуждение, отзывы о книге «Prędkość mroku» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x