Terry Pratchett - Warstwy Wszechświata

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Warstwy Wszechświata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1992, ISBN: 1992, Издательство: Alma-Press, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Warstwy Wszechświata: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Warstwy Wszechświata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pracownicy kompanii wytwarzającej planety i sztuczne światy odnajdują we Wszechświecie zamieszkała, płaską ziemię! Czyżby była tworem jeszcze wyższej cywilizacji? Zderzenie supertechniki z prymitywnymi wierzeniami i marzeniami ludzi. Wiele odniesień do historii naszej planety. Powieść z pogranicza fantasy i klasycznej s-f, z elementami humoru.

Warstwy Wszechświata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Warstwy Wszechświata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Srebrna skinęła głową.

— Śmierdzą, bo się boją — dodała. — Zmieniają kurs na wyspę. Z tyłu stoi jeden człowiek i patrzy na wodospad.

Marco aż podskoczył.

— Musimy się przygotować — wysyczał. — Chodźcie za mną.

— Strącając kamienie pomknął w kierunku drzew, wśród których spędzili noc.

Kin popatrzyła na Shandyjkę, zastygłą niczym posąg, i na łódź. Teraz już sama mogła dostrzec postacie. Woda wyrzucana wiosłami lśniła w słońcu. Wydawało się jej nawet, że słyszy okrzyki.

— Chyba im się nie uda — powiedziała cicho.

— Rzeczywiście. Spycha ich prąd, widzisz?

— To może być test. To znaczy, zaraz po naszym przybyciu i w ogóle.

Srebrna zrobiła wdech.

— Mój nos twierdzi coś innego.

Spojrzały po sobie. Kin naturalnie nie zamierzała spierać się z 350 milionami komórek węchowych. Wyraźnie już widziała ludzi na pokładzie. Jeden z nich, niski i brodaty, uwijał się pomiędzy pochylonymi wioślarzami, poganiając ich. Jednak kadłub w najlepszym razie stał w miejscu.

— No cóż — westchnęła Srebrna.

Kin spojrzała na słońce.

— Pamiętasz tę linę, na której ciągnęliśmy zapasowy kombinezon? — spytała. — Jaką ma długość?

— Sto pięćdziesiąt metrów. Utrzyma całą planetę.

— Oczywiście, może popełniamy wielki błąd — rzuciła Kin, zbiegając w dół. Shandyjka poczłapała za nią.

— Mój żołądek mówi coś innego — oznajmiła. Kin uśmiechnęła się. Mieszkańcy Shand mieli inne pojęcie o umiejscowieniu uczuć.

Poszybowała na pasie grawitacyjnym wyjętym z kombinezonu, ciągnąc za sobą luźną pętlę kabla.

— Uważam to za absolutną głupotę — zabrzmiał głos Marco w słuchawce.

— Może — odparła. — Tylko pamiętaj, że to ja widziałam tego rozbitka.

Nastała cisza. Jednym uchem słyszała tylko świst wiatru, zaś drugim — szum tła w słuchawce. Wreszcie rozległ się głos Kunga.

— Skieruj na nich kamerę pasa.

Wiosłujący spostrzegli ją. Większość zastygła z przerażenia.

Łódź miała może dwadzieścia pięć metrów długości i kształtem przypominała strąk. Srebrna była zbyt surowa w swej ocenie. Ktokolwiek ją zbudował, miał niezłe pojęcie o hydrodynamice. Pośrodku sterczał maszt ze zrolowanym płótnem, zaś wolną przestrzeń pomiędzy ławami wypełniały stągwie i tobołki.

Kin zanurkowała w stronę rudowłosego na przodzie. Przemknąwszy tuż ponad falami wyhamowała na wysokości jego zdumionej twarzy. Zarzuciła pętlę wokół dziobowej „ozdoby i wrzasnęła do Srebrnej. Lina wyprężyła się, ochlapując ją wodą.

— Każ im wiosłować — zawołała, rozpaczliwie machając rękami. — Do wyspy — wskazała dramatycznym gestem.

Rudzielec popatrzył na nią, na kawałek lądu, na łódź i kilwater powstały za jej rufą, kiedy Srebrna zaczęła ciągnąć. Wreszcie przebiegł przez całą długość pokładu, krzycząc do zdezorientowanych mężczyzn. Jeden z nich wstał i zaczął coś perorować. Rudowłosy podniósł belkę, zdzielił go i usiadł na jego miejscu.

Kin wzleciała ku niebu, popatrując na stateczek zostawiający za sobą taki ślad, jakby był ślizgaczem. Wyrównała lot i poszybowała w kierunku wyspy.

Zalesiony brzeg przemknął daleko w dole. Zaczęła obserwować zamglone, błękitne niebo ponad wodospadem.

Wreszcie dostrzegła. Ku zewnętrznej stronie dysku sunął mały biały punkt. Opadła. Pole wokół pasa przybrało nowy, ochronny kształt, wydając tępy odgłos.

Silniczek Srebrnej wył na pełnych obrotach. Pasy mogły unosić swoich pasażerów przy dziesięciu g, zaś Shandyjka ważyła z ćwierć tony. Masa na końcu kabla też była spora.

Kin pomachała jej i zawróciła. Usłyszała głos Srebrnej.

— Lina trochę się zacinała.

Spojrzała pod nogi. Przez wyspę przebiegała ścieżka powalonych drzewek. Pień, którego użyły jako kotwicy, nie był wystarczająco mocny. Teraz lina oplotła się wokół skały.

— Wszystko w porządku — odparła. — Tylko znosi ich prąd i kabel wyrwał trochę drzew.

Łódź, zwrócona burtą ku wodospadowi, pruła przez coraz bardziej spienione wody.

— Świetnie, Srebrna — zawołała. — Znakomicie. — Marco chciał chyba poznać tutejszych mieszkańców i zaraz będzie miał okazję. Powoli. Równo. Już! Stop!

Łódź poszorowała dnem po plaży i wpadła pomiędzy drzewa. Zastukały wiosła, kilku ludzi wypadło za burtę.

— Wylądowaliśmy! — oznajmiła Kin i opadła ku zagajnikowi.

— Jeśli mają choć trochę wyobraźni, powinni ucałować tę ziemię — stwierdziła Srebrna.

— Słusznie. Miejmy nadzieję, że Marco też ma dość rozsądku, by im się nie pokazywać.

Usłyszała trzask w słuchawce.

— Słyszałem. Wolę nie wtrącać się w całe to przedstawienie.

Zanurkowała. Ktoś jej opowiadał, że pomimo bzdur, jakie wypisują twórcy science fiction, podpatrując obcą kulturę nie można opanować jej języka.

Zawsze dochodziło do spotkania twarzą w twarz, pokazywania palcem i rysowania kółek na piasku.

Kółek na piasku?

No, ale pokazywania palcem na pewno.

Dużo później znalazła Srebrną i Marco nieco wyżej, na ich polanie. Shandyjka siedziała obok autokuchni, czerpiąc z misy pełne garście szaroczerwonego goo. Kung leżał rozciągnięty na ziemi i przez liście obserwował ludzi na plaży.

Rozpalili ogień i coś gotowali.

Skinąwszy na Kin, Srebrna wystukała coś na przyciskach kuchni.

— Już jadłam — mruknęła Kin. — Jakiś kawałek mięsa i suszoną rybę. Nie widzieliście?

— Właśnie programowałam środek na przeczyszczenie.

Marco odwrócił się:

— Zjadłaś coś bez elementarnej, rutynowej analizy? Chcesz umrzeć tak szybko?

— Potrzebujemy ich zaufania — westchnęła Kin, podając Srebrnej kawałek ryby. — Wezmę tę twoją cholerną miksturę, ale potrzymaj to przed nosem kuchni. Wiecie przecież, że jej potrawy smakują tak, jakby ktoś je już jadł. Skoro już tu jesteśmy, dlaczego nie spróbować miejscowych potraw?

Wzięła miseczkę różowego płynu i odeszła na bok. Zwymiotowała szybko i głośno. Shandyjka zaprogramowała kubek kawy. Po chwili z maszyny wysunął się skrawek zielonego papieru. Srebrna oderwała go i zaczęła czytać.

— Duża ilość protein i witamin. Trochę węglowodorów powstałych na skutek wysuszenia, które na dłuższą metę mogą być rakotwórcze, ale nie sądzę, by stanowiły jakieś większe zagrożenie dla zdrowia.

— Wspaniale — odparła Kin biorąc kawę. — Dzięki temu już nigdy nie będę mogła spojrzeć w twarz suszonej rybie. A teraz pora na wielkie odpowiedzi. O ile dobrze zrozumiałam, ten mały rudzielec nazywa się Leiv Eiriksson.

Srebrna wrzuciła wydruk do śmietniczki autokuchni.

— To jest albo niesamowity zbieg okoliczności, albo coś jeszcze innego — ciągnęła Kin spokojnie.

— Poważnie?

Marco przerwał na chwilę swoją obserwację.

— Co jest zbiegiem okoliczności? Przyjrzałaś się ich broni?

— Mają miecze zrobione z kiepskiego gatunku żelaza, kute ręcznie, łatwe do stępienia — odparła z namysłem Kin. — Ich największą bronią jest łódź. Czy słyszałeś termin „klinkierowa”?

Pokiwał głową.

— To dobrze, bo mnie to nic nie mówi. Są szybkie. Ci ludzie rządzą wielkimi obszarami nadmorskimi używając właśnie tych łodzi i tych mieczy. Czasami zachowują się jak piraci, ale posiadają też skomplikowany system prawny. Są odważni. Przepłynięcie tysiąca mil taką łodzią to dla nich zwykła rzecz.

Marco patrzył na nią zdumiony.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Warstwy Wszechświata»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Warstwy Wszechświata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Warstwy Wszechświata»

Обсуждение, отзывы о книге «Warstwy Wszechświata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x