- Wehikuł Wyobraźni
Здесь есть возможность читать онлайн « - Wehikuł Wyobraźni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1978, Издательство: Wydawnictwo Poznańskie, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wehikuł Wyobraźni
- Автор:
- Издательство:Wydawnictwo Poznańskie
- Жанр:
- Год:1978
- Город:Poznań
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wehikuł Wyobraźni: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wehikuł Wyobraźni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wehikuł Wyobraźni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wehikuł Wyobraźni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Czuł się coraz gorzej, w obolałej czaszce kłębiły się tysiące myśli. Zacisnął palce na czarnej kuli. Zaczął opowiadać.
Na tym kończy się moja wizja listu Jonasza. Co zdarzyło się później? Jonasz pędził ku Ziemi wierząc, że znajdzie ocalenie, a czekała go śmierć. Budowniczowie jego statku nie wiedzieli, że lot z szybkością przekraczającą pęd światła kończy się zawsze w tym punkcie przestrzeni, z którego się rozpoczął, ale — w zależności od przewagi nad światłem — w innym obszarze czasu. Jonasz wyruszył w swoją podróż w rozkwicie polibiocenu, a powracał na planetę o miliony lat młodszą, w końcową fazę pliocenu. Nikt nie wypatrywał w niebie nadlatującego statku, nie wysłano rakiet ratowniczych. Jonasz o tym nie wiedział…
Ziemia rosła przed nim, pęczniała w ramach ekranów.
Stanisław Lem
Kobyszczę
Pewnego razu zdarzyło się, że świetny konstruktor Trurl przybył szarą godziną do swego przyjaciela Klapaucjusza milczący i zadumany, a gdy ten próbował go rozerwać opowiadaniem najświeższych kawałów cybernetycznych, odezwał się znienacka:
— Proszę cię, nie staraj się obrócić mego posępnego nastroju we frywolny, ponieważ w duszy kiełkuje mi rozeznanie tyleż prawdziwe, co zasmucające. Dochodzę mianowicie do wniosku, że w całym naszym tak pracowitym życiu nie dokonaliśmy niczego cennego!
To mówiąc, skierował wzrok pełen potępienia i niesmaku na rozpostartą na ścianach Klapaucjuszowego gabinetu bogatą kolekcję orderów, odznaczeń i dyplomów honorowych w złoconych ramach.
— Na jakiej podstawie ferujesz tak srogi wyrok? — spytał, poważniejąc, Klapaucjusz.
— Zaraz ci to wyłożę. Godziliśmy zwaśnione królestwa, dostarczaliśmy monarchom trenażerów władzy, budowaliśmy maszyny gawędziarki i takie, co nadawały się do polowania, pokonywaliśmy podstępnych tyranów i zbójców galaktycznych, którzy się na nas zasadzali, lecz w ten sposób sobie tylko sprawialiśmy satysfakcję, siebie wynosiliśmy we własnych oczach, natomiast tyle co nic uczyniliśmy dla Dobra Powszechnego! Wszystkie nasze zapędy zmierzające do perfekcjonowania bytu maluczkich, których napotykaliśmy w naszych wędrówkach planetarnych, nie doprowadziły ani raz jeden do wytworzenia stanu Doskonałej Szczęśliwości. Zamiast rozwiązań autentycznie idealnych dostarczaliśmy jeno pozorów, protez i namiastek, przez co zasłużyliśmy na miano prestidigitatorów ontologii, zręcznych sofistów działania, lecz nie na godność Likwidatorów Zła!
— Kiedy słyszę, jak ktoś rozprawia o programowaniu Powszechnej Szczęśliwości, ciarki przechodzą mi po krzyżu — odparł Klapaucjusz. — Oprzytomnijże, Trurlu! Zali nie są ci znane niezliczone przykłady tak właśnie poczętych działań, które obracały się w jedną ruinę i mogiłę najszlachetniejszych intencji? Czy nie pamiętasz już o fatalnym losie pustelnika Dobrycego, który usiłował uszczęśliwić Kosmos za pomocą preparatu zwanego altruizyną? Czy nie wiesz, że można w niejakiej mierze pomniejszać troski bytowe, wymierzać sprawiedliwość, rozjaśniać filujące słońca, lać balsam na tryby mechanizmów społecznych, ale szczęścia nie wyprodukujesz żadną maszynerią? O jego powszechnym panowaniu wolno jedynie z cicha marzyć taką szarą godziną jak ta właśnie, ścigać je idealnym wyobrażeniem, upajać słodką wizją oko ducha, lecz to już wszystko, na co stać istotę najmędrszą, przyjacielu!
— Tak to się mówi! — odburknął Trurl. — Być może zresztą — dodał po chwili — uszczęśliwiać tych, którzy już od dawna istnieją, i to w sposób zdecydowany, wręcz trywialny, jest zadaniem nie do pokonania. Wszelako byłoby możliwe sporządzenie istot zaplanowanych z takim rozmysłem, aby im się nic oprócz szczęścia nie działo. Wyobraź sobie, jak wspaniałym pomnikiem naszego konstruktorstwa (które czas obróci przecież kiedyś w proch oślepły) byłaby jaśniejąca kędyś na niebie planeta, ku której rzesze mgławicowych plemion obracałyby oczy z ufnością, aby powiadać: „Tak! Zaiste, jest szczęście możliwe, w postaci nieustannej harmonii, a udowodnił to wielki Trurl przy niejakim udziale druha Klapaucjusza, dowód zaś na to żyje i rozkwita pysznie w objęciu naszego zachwyconego spojrzenia!”
— Nie wątpisz chyba, że o problemie, któryś poruszył, nieraz już myślałem — wyjawił Klapaucjusz. — Nasuwa on poważne dylematy. Nauk, jakich udzieliła przygoda Dobrycego, nie zapomniałeś, widzę, i dlatego chcesz uszczęśliwić istoty, jakich dotąd nie ma, czyli szczęśliwców pragniesz na pustym miejscu stworzyć. Otóż pierwej należałoby rozstrzygnąć, czy w ogóle można uszczęśliwić nie istniejących? Poważnie w to wątpię. Musiałbyś najpierw dowieść tego, że stan nieistnienia jest pod każdym względem gorszy od stanu istnienia, nawet nieszczególnie przyjemnego, ponieważ bez takiego dowodu eksperyment felicytologiczny, którego ideą jesteś pochłonięty, mógłby dać niewypał. Wówczas do mrowia nieszczęśników, od jakich Kosmos się roi, dodałbyś tłum nowych, przez siebie stworzony — i cóż wtedy?
— Zapewne, eksperyment jest ryzykowny — przyznał, choć niechętnie, Trurl. — Mimo to uważam, że należałoby go podjąć. Natura tylko z pozoru jest bezstronna, że niby fabrykuje, co popadnie i jak leci, więc zarówno miłych, jak przykrych, łagodnych, jak okrutnych, ale dość zrobić remanent, by się przekonać, że na placu pozostają zawsze tylko istoty okrutne i przykre, najedzone tamtymi. A gdy niegodziwcom świta, że postępują nieładnie, wymyślają sobie okoliczności łagodzące albo wyższe uzasadnienia: ot, że paskuda bytu jest przyprawą zaostrzającą apetyt na raj lub inne takie miejsca. Podług mnie należy z tym skończyć. Natura nie jest wcale zła, jest tylko tępa jak but, więc działa po linii najmniejszego oporu. Trzeba ją zastąpić i samemu wyprodukować istoty świetlane, gdyż dopiero ich pojawienie się będzie prawdziwą kuracją bytu. Usprawiedliwią one z nadwyżką miniony okres, pełen wrzasku mordowanych, którego na innych planetach nie słychać tylko przez wzgląd na dystans kosmiczny. Po kiego licha wszystko, co żywe, ma wciąż cierpieć? Gdyby cierpienia istot poszczególnych wywierały choć taki impet, jaki ma kropla dżdżu, to — masz na to moją rękę i moje rachunki — przed wiekami już rozsadziłyby świat! Lecz poty ich, póki życia, toteż proch zalegający grobowe krypty i opuszczone pałace milczy doskonale i nawet ty, ze swymi potężnymi środkami, nie odnalazłbyś w nim śladu bólu i trosk, co doskwierały wczoraj truchłom dzisiejszym.
— Istotnie, zmarli nie mają kłopotów — przyświadczył Klapaucjusz. — To dobra prawda, skoro oznacza przemijalność cierpienia.
— Ale pojawiają się wciąż nowi cierpiętnicy! — podniósł głos Trurl. — Czy nie pojmujesz, że mój plan jest kwestią zwykłej przyzwoitości?
— Czekajże. Jakim właściwie sposobem istota szczęśliwa (załóżmy, że ci wyjdzie) będzie zadośćuczynieniem otchłani mąk, co zwietrzały, oraz nieszczęść trwających nadal po całym Kosmosie? Czy dzisiejsza cisza znosi wczorajszą burzę? Czy dzień unieważnia noc? Czy nie widzisz, że pleciesz androny?
— Więc, podług ciebie, nie należy nic robić?
— Nie mówię, że nic. Możesz poprawiać byty istniejące, a przynajmniej tego próbować z wiadomym ryzykiem, tych jednak, o których mówiłeś, niczym nie usatysfakcjonujesz. Byłżebyś innego zdania? Czy sądzisz, że wypychanie Kosmosu szczęśliwością do wypęku odmieni w najdrobniejszej mierze to, do czego w nim doszło?
— Ależ odmieni! Odmieni! — wołał Trurl. — Pojmij to tylko właściwie! Jeżeli nawet czyn mój nie dosięgnie tych, co minęli, zmieni się ta całość, której oni cząstkę stanowią. Odtąd każdy będzie musiał rzec: „Okropne fatygi, womitalne cywilizacje, przeraźliwe kultury przedstawiały jeno wstęp do treści właściwej, to jest do czasów obecnej lubości! Trurl, ów światły mąż, z zadum swoich taki wyciągnął wniosek, że złą przeszłość należy wykorzystać dla sporządzenia dobrej przyszłości. Na biedach uczył się, jak stwarzać bogactwa, na rozpaczach, ile są warte ekstazy, jednym słowem — Kosmos właśnie tym, że taki szkaradny, dał mu impuls do stworzenia Dobra!” Epoka obecna okaże się przygotowawczo — inspirującą — uważasz? — i dzięki niej nastąpi lube ziszczenie. No jak, przekonałem cię chyba?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wehikuł Wyobraźni»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wehikuł Wyobraźni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wehikuł Wyobraźni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.