Krzysztof Boruń - Wehikuł Wyobraźni

Здесь есть возможность читать онлайн «Krzysztof Boruń - Wehikuł Wyobraźni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1978, Издательство: Wydawnictwo Poznańskie, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wehikuł Wyobraźni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wehikuł Wyobraźni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Antologia opowiadań fantastycznonaukowych polskich pisarzy współczesnych.

Wehikuł Wyobraźni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wehikuł Wyobraźni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dlatego wybrałem ciebie, Bob. Będę miał tę mowę do ciebie, bo przecież musi tam być jeden rozumny człowiek, który to pojmie. Nikogo na Ziemi nie zostawiłem; takim jak ja nie wolno nikogo opuszczać, bo za bardzo chcieliby wracać. Dopiero teraz zrozumiałem, jakie to ważne. Ale ktoś musi mnie słuchać…

Zakładam, Bob, że wiesz, jak to smakuje. Że latałeś — bo chyba Ziemianie jeszcze latają? — i wiesz, że to przeraźliwa czerń, zupełna pustka, cisza zamarłych silników. Tyle że nie możesz wiedzieć, jak to wygląda tu, dwieście dwanaście lat świetlnych od Ziemi, gdzie dopadła nas litościwa śmierć. Nasłuchowcy pokażą ci dokładnie, gdzie to jest. A ja ci opowiem, jak było.

Pomyśl tylko: sześć godzin — (to jedno okrążenie.

Po spirali.

Dzwoniące milczenie odbiorników.

Gładka zieleń tachoskopów.

A czasem jęk grawidła, zanim dostrzeże je robot i rozniesie w pył miotaczem.

I te korytarze w sufitach, ścianach i podłogach — wypalonych, poszarpanych wystrzałami z miotaczy.

To się już ponoć kiedyś zdarzyło, czy tak, Bob? Tak w każdym razie mówił Alex. Powiedział, że jakieś dwieście lat temu któraś z ziemskich wypraw już tak uwięzia. To była rzekomo wina kapitana. Jasne. Czyjaś musiała być. Na ogół zwala się ją na kapitana. Dlatego się właśnie tłumaczę. Mimo wszystko. Mimo że żyję. Wierzę, Bob, wierzę, że będziesz umiał im to wytłumaczyć lepiej niż ja…

Szliśmy we dwa statki — „Searcher” i „Virgimia” Olafa Gulfa. To był świetny fachowiec — Olaf, tyle że może nerwus. Ale znał się na swojej robocie. Kiedyśmy tamtych dojrzeli — pędzących, popychających przed sobą tę ścianę czerni, czerni nieprawdopodobnej, nie widziałeś jeszcze takiej, Bob — „Virginia” była kilkanaście lat świetlnych w przedzie. Olaf zameldował przez radio, że pójdzie po diagonali, żeby złapać kontakt. Wszystko wedle procedury; nie mógł przecież przypuszczać, że stanie się coś podobnego.

Więc obserwowaliśmy ich na ekranach — „„Wirginię” i tamtych. To był niesamowity widok. Nie wiem, jak ich opisać — tę czerń, jakby przejrzystą, i w środku coś kulistego, czerwonego w jądrze, lecz ciemniejącego aż do głębokiego fioletu na zewnątrz. Wiem, że niezgrabnie to opisuję, ale tego po prostu nie sposób opisać.

* * *

I wtedy to, jeszcze zanim Gulf przesłał im pierwszy ciąg sygnałów, ściana czerni pochłonęła „Virginię”. Po prostu — jakby na statek niespodziewanie ktoś naciągnął żałobny całun.

To było niewiarygodne, a jednak stało się. Stało się w naszych oczach. Żadnego błysku, wybuchu, nic — po prostu,Virginia” obróciła się w czerń. A tamci szli niewzruszenie dalej, rozjarzeni, nietykalni, bo szli szybciej niż światło.

Wiem, Bob, pewnie teraz kiwasz z politowaniem głową, ale przekonasz się, że nie oszalałem. Oni naprawdę szli szybciej niż światło. Odchodziłem prawie od zmysłów, ale potwierdziły to prawie wszystkie przyrządy. Co miałem robić? Pościg był bezsensowny, a jednak musiałem go podjąć; przecież to jasne — ci trzej dranie stali tuż obok, utkwiwszy we mnie pełen rozpaczy wzrok. Co miałem im powiedzieć? Oni przecież oczekiwali tylko jednego: ścigać i dopaść tamtych. Zniszczyć! Szlag by trafił ich etykę, rozum, lata szkolenia Gdybym nie zdecydował się na ten beznadziejny rozkaz, rozszarpaliby mnie tam, a potem sami ruszyliby w ślad za uciekającymi..

Powiedz, Bob, czy miałem jakiś wybór?

* * *

Ruszyliśmy za nimi.

Oczywiście, nie mieliśmy żadnych szans. Ta czerń… Podejrzewałem, że to jakieś pole siłowe albo coś w tym rodzaju Trzy tygodnie pędziliśmy za tym świetlnym cieniem — bo przecież ich już nie było tam, gdzie widzieliśmy ich obraz! Ta nicość jedynie pozostawiała po sobie świetlny ślad — widomy symbol naszej bezradności. Lecz ani Alex, ani Jan na moment nie odstępowali od ekranów. Jakby ich wzrok rzeczywiście mógł powstrzymać umykającą czerwoną kulę.

* * *

I wtedy nagle nastała przeraźliwa jasność. Jakby w ciemnym pokoju ktoś rozwarł drzwi na rozświetloną słońcem ulicę. To trwało tylko mgnienie — zaraz potem znów nastała ciemność — jak poprzednio, nieprzenikniona, bezgwiezdna. A wraz z nią nadszedł koniec. Statkiem targnęło tylko raz. Rozdzwoniły się sygnalizatory przeciążenia. Rozhuczały się pompy symulatorów deceleracji. Byliśmy w pułapce.

* * *

…To już szóste okrążenie, Bob. „Searcher” obiega po spirali tę przeraźliwą pustkę, monotonnie, wokół niewidzialnego środka, jakby uwiązany na nici nawijającej się na niewidzialny palec.

* * *

…Boże, jakże szamotaliśmy się, próbując się stąd wyrwać! To straszliwe pole jest jak lepka maź. Niby poruszasz się w niej, niby ci ustępuje, lecz przecież nie puszcza; a ty suniesz z coraz większą trudnością, z coraz większym wysiłkiem, czując, jak opuszczają cię siły. Wiesz, ile paliwa pożera taka szarpanina? Z rozpaczą obserwowaliśmy sunące w dół wskazówki czujników z rezerwy paliwa. Nie było żadnych szans na uzupełnienie zapasów. Bo gdzie? Na początku przed przeciążeniami ochraniały nas deceleratory, ale to kosztowało zbyt dużo energii. Coraz częściej zaczęliśmy się chować do kapsuł antygrawitacyjnych. Tylko wtedy nie czuło się tej potwornej siły, cisnącej na każdy milimetr kwadratowy ciała, bo cóż można czuć w temperaturze ciekłego helu…

* * *

Alex pierwszy postradał zmysły. Zrozumiałem to już wtedy, gdy wyszedł z kapsuły. Dostał ataku histerii, z trudem uspokoiliśmy go zastrzykiem gerontomycyny i ułożyliśmy na powrót w kapsule. Próbował popełnić samobójstwo i nawet dwa roboty nie mogły sobie z nim poradzić. Wtedy też pojawiły się pierwsze grawidła. Nie będę ci tego dokładnie opisywał, chyba nie potrafiłbym. Nie uwierzysz, co potrafi, rodzić w umyśle człowieka takie potworne pole. Zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy ujrzałem Jana. Biegł, w ciężkim skafandrze, a przecież nie mieliśmy już wtedy nawet dość paliwa, by zasilać regeneratory powietrza… No więc biegł przez korytarz, zataczając się, z miotaczem otwartym na pełny ogień. Walił, gdzie popadło, po ścianach, po suficie, po drzwiach laboratoriów. W słuchawkach rozlegały się tylko chrapliwe wrzaski: „Pre — ecz! Dość! Doość!” A przed nim, w ciemnym prawie korytarzu unosiło się c o ś… Czy też może podskakiwało? Widziałem to coś tylko w błyskach miotacza, rzucające się od ściany do ściany, to znów opadające w dół. Zanim Jana dopadłem, nagle się uspokoił — zawrócił, dojrzał mnie i na chwilę przystanął. Przez szybę hełmu widziałem jego zęby wyszczerzone w obłąkanym uśmiechu. „Widzisz, Paul? — powiedział. — Widzisz, co zrobiłeś?”

Czy zdajesz sobie sprawę, Bob, z tego, co wtedy czułem?

* * *

Zanim zrozumiałem, co — się stało, Jan zdążył sobie podciąć żyły. Na szczęście automat szybko go reanimował — to nie było trudne, zwłaszcza że przy takich natężeniach pola grawitacyjnego serce pracuje o wiele wolniej.

Spodziewałem się tego zresztą. Ale to ja byłem tym, który powinien był ich od tego powstrzymać. I to było najgorsze. Byłem ich przywódcą, więc musiałem kłamać. Powiedz, Bob, czy zawsze trzeba okłamywać ludzi, którymi się kieruje? Czy sztuka rządzenia ludźmi musi sprowadzać się do dawania im złudnych, niespełnialnych nadziei? Przecież gdyby nie to, byłbym pierwszym, który by sam się uśmiercił. A ja musiałem być tym, który tym ludziom prawa do śmierci odmawiał. Nie potrafiłbym ci nawet powiedzieć, co się ze mną działo, kiedy tak patrzyłem na ich umęczone twarze, gdy leżeli na pozór bez życia, w kapsułach niby przejrzystych kokonach. A tuż obok, co czas jakiś, z próżni komory wychylała się jakowaś mara, istota ni to ludzka, ni zwierzęca, barwna, dotykalna prawie — choć przecież nie z tego świata, naszego. I nim jeszcze dobiegło końca dzieło jej tworzenia, już — zawisłą w próżni — dosięgnął płomień miotacza czujnego robota…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wehikuł Wyobraźni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wehikuł Wyobraźni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wehikuł Wyobraźni»

Обсуждение, отзывы о книге «Wehikuł Wyobraźni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x