Pozwól mi jednak na jeszcze jeden, ostatni Byrono-wski gest. Uwierz mi, że on musi żyć, i pozwól mi dotrzymać słowa i dochować tajemnicy. Nie będziesz tego żałował, kiedy dowiesz się wszystkiego.
Przepraszam, że nie udało mi się ukończyć twojej elegii, i niech cię wezmą diabli za to, że przywłaszczyłeś sobie moją Larę, wtedy w Kerchu!
PHIL.”
* * *
A więc dobrze zdecydowałem — życie, nie śmierć, dla Veganina. Phii przemówił i nie wątpiłem w prawdziwość jego słów.
Wróciłem do biesiadnego stołu Mikara Koronesa i pozostałem z Myshtigiem aż do chwili, kiedy był gotowy do wyjazdu. Towarzyszyłem mu w drodze powrotnej do kwatery Iakova Koronesa i patrzyłem, jak pakuje ostatnie rzeczy. Przez ten cały czas zamieniliśmy ze sobą może ze sześć słów.
Wynieśliśmy jego bagaż przed dom, gdzie miał wylądować ślizgowiec. Zanim pozostali (włącznie z Hasanem) przyszli się z nim pożegnać, Myshtigo odwrócił się do mnie i zapytał:
— Niech pan mi powie, Conradzie, dlaczego burzy pan tamtą piramidę?
— Żeby dokuczyć Veganom — odparłem. — Żeby pokazać wam, że jeśli zapragniecie zawładnąć tym miejscem i uda wam się zabrać je nam, to dostaniecie je w gorszym stanie, niż było po Trzech Dniach. Nie będzie czego zwiedzać. Spalimy resztę naszej historii. Nie zostanie dla was nawet jeden skrawek.
Powietrze wydmuchiwane z jego płuc wydobyło się z piskliwym jękiem — vegańskim odpowiednikiem westchnienia.
— Przypuszczam, że to podejście godne pochwały — powiedział — ale tak bardzo chciałem ją zobaczyć. Czy sądzi pan, że można by ją odbudować? Może już wkrótce?
— A jak pan myśli?
— Zauważyłem, że pańscy ludzie znakują wiele części. Wzruszyłem ramionami.
— A więc mam tylko jedno poważne pytanie. Dotyczy pańskiego upodobania do niszczenia… — oświadczył.
— Mianowicie?
— Czy to naprawdę sztuka?
— Niech pan idzie do diabła.
Podeszli do nas pozostali.
Pokręciłem wolno głową w kierunku Dianę i chwyciłem Hasana za nadgarstek — przytrzymałem go dość długo, by oderwać igiełkę, którą przykleił sobie do dłoni. A potem pozwoliłem, by też zamienił z eganinem krótki uścisk ręki.
Ślizgowiec pojawił się na ściemniającym się niebie i z szumem wylądował. Odprowadziłem Veganina na pokład, osobiście załadowałem jego bagaż i sam zamknąłem drzwi.
Pojazd wystartował bez niespodzianek i po chwili zniknął.
Koniec bezcelowej wycieczki.
Wróciłem do domu i przebrałem się.
Nadszedł czas, żeby spalić przyjaciela.
Na wznoszącej się wysoko w nocne niebo piramidzie złożonej z kłód spoczywały zwłoki poety, mojego przyjaciela. Zapaliłem pochodnię i zgasiłem latarnię elektryczną. Obok mnie stał Hasan. Pomógł mi przywieźć tu ciało furmanką. Zbudowałem stos na porośniętym cyprysami wzgórzu górującym nad Wolos, w pobliżu ruin tamtego kościoła, o którym wcześniej wspominałem. Wody zatoki były spokojne, niebo pogodne i gwiazdy jasno świeciły.
Dos Santos, który nie pochwalał kremacji, postanowił nie uczestniczyć w ceremonii, wymawiając się tym, że rany mu dokuczają. Dianę zdecydowała się pozostać z nim w Makrinicy. Nie zamieniła ze mną słowa od czasu naszej ostatniej rozmowy.
Ellen i George siedzieli na furmance, która stała pod wielkim cyprysem, i trzymali się za ręce. Oprócz nas byli jedynymi uczestnikami pogrzebu. Phil nie chciałby, aby moi krewni zawodzili pieśni żałobne przy jego zwłokach. Kiedyś zwierzył się, że marzy o ceremonii wielkiej, pogodnej, szybkiej i bez muzyki.
Przyłożyłem pochodnię do narożnika stosu. Płomień powoli zaczął trawić drewno. Hasan zapalił jeszcze jedną pochodnię, wbił ją w ziemię, cofnął się i obserwował.
Kiedy płomienie unosiły się w górę, odmawiałem stare modlitwy i polałem ziemię winem. Rzuciłem pachnące ziele w ogień, a potem też się cofnąłem.
— „…Kimkolwiek byłeś, śmierć też cię zabrała” — szeptałem. — „Poszedłeś zobaczyć, jak wzdłuż Acherontu, pośród kapryśnie miotających się cieni Piekła, wilgotne kwiaty rozchylają swoje płatki.” Gdybyś umarł młodo, twoją śmierć opłakiwano by jako zmarnowanie wielkiego talentu przed jego rozkwitem. Ale żyłeś długo i teraz nie można tak powiedzieć. Niektórzy wybierają krótkie i bohaterskie życie pod murami swojej Troi, inni długie i mniej burzliwe. I któż może roztrzygnąć, które jest lepsze? Bogowie obiecali Achillesowi nieśmiertelną sławę i dotrzymali słowa, inspirując poetę do wyśpiewania nieśmiertelnej pieśni pochwalnej na jego cześć. Ale czy jest przez to szczęśliwszy, będąc teraz tak samo martwym jak i ty? J a nie potrafię tego rozstrzygnąć, stary przyjacielu. Sam będąc mniej sławnym bardem, też napisałeś między innymi takie oto zapamiętane przeze mnie słowa o najpotężniejszym spośród Argiwów i o czasach dotkliwych ciosów śmierci: „Beznadziejne rozczarowania szaleją w tym miejscu, gdzie wszystko się skupia: Czas niebezpieczeństw stwarza groźbę westchnień… Ale popiołów nie można przemienić z powrotem w drewno. Niewidzialna muzyka płomienia obdarza powietrze ciepłem, ale dzień minął bezpowrotnie.” Niech ci się dobrze powodzi, Philipie Graverze. Oby bogowie Foj-bos i Dionizos, którzy kochają i zabijają swoich poetów, powierzyli cię opiece swego mrocznego brata Hadesa. I oby jego Persefona, królowa nocy, spojrzała na ciebie łaskawym okiem i wyznaczyła ci dobre miejsce w Elizjum.
Żegnaj.
Płomienie prawie dosięgły szczytu stosu.
Wtedy zobaczyłem Jasona, który stał przy furmance. Obok niego siedział Bortan. Cofnąłem się jeszcze bardziej. Bortan podszedł do mnie i usiadł po mojej prawej stronie. Polizał mnie po ręce.
— Wielki łowco, straciliśmy kolejnego — powiedziałem.
Skinął swoją dużą głową. Podszedł do nas Jason.
— Ojcze — odezwał się — Bortan zaprowadził mnie do miejsca z płonącymi głazami, ale ciebie już tam nie było. Skinąłem głową.
— Uwolnił nas stamtąd przyjaciel, który nie należy do rodzaju ludzkiego. Przedtem, ten człowiek, Hasan, zniszczył Trupa. Tak więc twoje sny okazały się zarówno prawdą jak i nieprawdą.
— To on jest tym wojownikiem o żółtych oczach, którego widziałem we śnie — powiedział.
— Wiem, ale to już też należy do przeszłości.
— Co z Czarną Bestią?
— Ani widu, ani słychu.
— To dobrze.
Bardzo długo przyglądaliśmy się stosowi. Noc robiła się coraz ciemniejsza. Bortan kilkakrotnie nadstawiał uszu i rozchylał nozdrza. George i Ellen siedzieli nieruchomo. Hasan stał z twarzą bez wyrazu.
— Co teraz zrobisz, Hasanie? — zapytałem.
— Wrócę na górę Sindjar — odpowiedział — i pobędę tam przez jakiś czas.
— A potem? Wzruszył ramionami.
— Przeznaczenie zdecyduje — odparł.
I wtedy do naszych uszu dotarł przerażający hałas, podobny do jęków gigantycznego idioty, oraz trzask łamanych drzew.
Bortan zerwał się na równe nogi i zawył. Zaprzęgnięte do furmanki osły poruszyły się niespokojnie. Jeden z nich zaryczał.
Jason kurczowo ścisnął zaostrzoną tykę, którą chwycił ze stosu, i sprężył,się.
I wtedy, tam na polanie, to coś nagle wyłoniło się przed nami. Wielkie, szkaradne i odpowiadające wszystkim epitetom, jakimi zostało kiedykolwiek obrzucone.
Pożeracz Ludzi…
Burzyciel Spokoju Ziemi…
Potężna Paskuda…
Czarna Bestia Tesalii.
Wreszcie ktoś mógłby ją dokładnie opisać. To znaczy, gdyby ten ktoś zdołał uciec.
Z pewnością zapach płonącego ciała zwabił potwora.
Читать дальше