Roger Żelazny - Ja, nieśmiertelny

Здесь есть возможность читать онлайн «Roger Żelazny - Ja, nieśmiertelny» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1994, ISBN: 1994, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ja, nieśmiertelny: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ja, nieśmiertelny»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wyludnioną planetę zamieszkują resztki prawdziwej ludzkości oraz zbieranina groteskowych i niebezpiecznych półludzi, centaurów i innych mutantów. Największe zakusy na opustoszałą planetę mają władcy wszechświata — Veganie.
Książka zapewnia wyjątkowo silną dawkę emocji każdemu miłośnikowi literatury fantasy i science fiction…

Ja, nieśmiertelny — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ja, nieśmiertelny», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Hasan to obserwował, krwawiąc i dysząc…

Flara płonęła, Trup wrzeszczał…

W końcu Hasan ruszył się.

Wyciągnął rękę do góry i chwycił jedno z grubych pnącz zwisających z drzewa.

Pociągnął je. Napotkał opór. Szarpnął mocniej. Pnącze opadło.

Kiedy oplatał końcówki liany wokół dłoni, jego ruchy były pewniejsze.

Znów zasyczała flara, znów zapłonęła…

Hasan ukląkł obok Trupa i szybkim ruchem owinął pnącze wokół jego szyi.

Znów zasyczała flara.

Hasan zacisnął pętlę.

Trup usiłował wstać.

Arab zacisnął pętlę jeszcze mocniej.

Idiota chwycił go w pasie.

Potężne mięśnie ramion Skrytobójcy wybrzuszyły się. Pot mieszał się z krwią na jego twarzy.

Trup wstał unosząc ze sobą Hasana, który jeszcze bardziej zacisnął pętlę.

Kiedy idiota unosił Hasana z ziemi, jego twarz już nie była biała, lecz pocętkowana, a żyły, które mu wystąpiły na czole i spęczniały na karku, przypominały sznurki.

Tak jak ja kiedyś uniosłem golenia, tak Trup podniósł teraz Hasana. Kiedy wytężał wszystkie swoje nieludzkie siły, pnącze zatopiło się jeszcze głębiej w jego szyi.

Tłum lamentował i śpiewał chaotycznie jakąś pieśń. Bębnienie, które doszło do poziomu histerycznego pulsowania, rozbrzmiewało z maksymalnym natężeniem i ani na chwilę nie ustawało. I wtedy znów usłyszałem wycie, nadal bardzo odległe.

Flara zaczęła gasnąć.

Trup zatoczył się, a potem, kiedy wstrząsnął nim gwałtowny skurcz, odrzucił Araba na bok.

Wyrwane z rąk Hasana pnącze poluźniło się na gardle idioty.

Hasan wziął ukemi i przekulnął się na kolana. Pozostał w tej pozycji.

Trup ruszył w jego kierunku, ale po chwili zachwiał się na nogach.

Całym jego ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze. Zacharczał i złapał się za gardło. Twarz mu pociemniała. Podszedł chwiejnym krokiem do drzewa i wyciągnął rękę. Oparł się i sapał. Przez chwilę dyszał hałaśliwie. Ręka ześlizgnęła mu się po pniu i upadł na ziemię. Dźwignął się do pozycji kucznej.

Hasan wstał i poszedł po pnącze, które wcześniej spadło z szyi Trupa.

Zbliżył się do idioty.

Tym razem jego uścisk był nie do rozwarcia.

Trup upadł i już więcej nie wstał.

To było jak wyłączenie radia, które grało rozkręcone na pełen regulator.

Pstryk…

Nastała głęboka cisza — to wszystko zdarzyło się tak szybko. I czuła była noc, zaprawdę czuła, kiedy wyciągnąłem rękę, złamałem kark stojącemu obok mnie strażnikowi i wziąłem jego szablę. Potem obróciłem się w lewo i rozłupałem ostrzem czaszkę następnego.

Nastąpiło kolejne „pstryk” i radio znów zostało rozkręcone na cały regulator, ale tym razem były same zakłócenia. Spokój nocy został zburzony.

Myshtigo powalił jednego strażnika pełnym nienawiści ciosem w kark i kopnął innego w goleń. George zdołał błyskawicznie kopnąć najbliżej stojącego ludożercę w krocze.

Dos Santos, trochę powolniejszy — lub po prostu pechowy — otrzymał dwa dotkliwe ciecia, w ramię i klatkę piersiową.

Tłum powstał z ziemi i wyglądało to, jak przyspieszo-ny film pokazujący rozrost kiełków fasoli.

Ludożercy ruszyli na nas.

Ellen zarzuciła burnus Hasana na głowę strażnika z szablą, który zamierzał wypruć wnętrzności z jej męża, a nadworny poeta Ziemi spuścił duży kamień na czubek płachty — z pewnością zaszkodził tym uczynkiem swoim zasadom, ale nie wyglądał na bardzo zmartwionego tym faktem.

Hasan dołączył do naszej grupki. Uderzając ręką w płaską powierzchnię ostrza szabli, według starej, samu-rajskiej techniki, którą uważałem za całkowicie zapomnianą, odparował cios, a po kolejnym szybkim ruchu miał już szablę w ręku i bardzo sprawnie się nią posługiwał.

Zanim tłum znalazł się w połowie drogi do nas, zabiliśmy lub okaleczyliśmy wszystkich naszych strażników.

Biorąc przykład z Ellen, Dianę rzuciła wysokim łukiem trzy flary magnezjowe w kierunku motłochu. Następnie zaczęliśmy uciekać. Ellen i Ruda Peruka podtrzymywały Dos Santosa, który miał trudności z utrzymaniem równowagi.

Koureci jednak odcięli nam drogę i biegliśmy na pół-noc, w kierunku przeciwnym do naszego celu.

— Nie damy rady, Karagee — zawołał Hasan.

— Wiem.

— Chyba że ty i ja powstrzymamy ich, podczas gdy reszta popędzi naprzód.

— Dobrze. W którym miejscu?

— Przy dole z rożnem, gdzie ścieżka jest otoczona gęstym lasem. To wąskie gardło. Nie będą mogli zaatakować nas wszyscy naraz.

— Racja! — Odwróciłem się do pozostałych. — Słyszeliście? Biegnijcie do koni! Phil was poprowadzi! Hasan i ja powstrzymamy ich tak długo, jak tylko zdołamy! Ruda Peruka odwróciła głowę i zamierzała coś powiedzieć.

— Nie spierajcie się! Idźcie! Przecież chcecie żyć, prawda?

Chcieli żyć. Poszli.

Przy dole z rożnem Hasan i ja odwróciliśmy się i czekaliśmy. Pozostali znów zmienili kierunek i zaczęli przedzierać się przez las, zmierzając do wioski i wybiegu dla koni. Motłoch był coraz bliżej.

Nastąpił atak pierwszej fali i rozpoczęła się rzeź. Byliśmy w miejscu, gdzie ścieżka wychodziła z lasu na równinę. Teren ukształtowany tu był podobnie do litery V. Po lewej stronie mieliśmy dół, w którym tlił się ogień, a po prawej gęsty las. Zabiliśmy trzech, a kilku innych krwawiło, kiedy cofnęli się, przystanęli na chwilę, a potem zaczęli nas oskrzydlać.

Wtedy stanęliśmy plecami do siebie i cięliśmy ich, gdy do nas podchodzili.

— Jeżeli choćby jeden z nich ma broń palną, to jesteśmy skończeni, Karagee.

— Wiem.

Kolejny półczłowiek padł od ciecia mojego ostrza. Jeden napastnik trafiony przez Hasana wleciał z krzykiem do jamy.

Wtedy ruszyli na nas ze wszystkich stron. Jedno ostrze przedostało się przez moją osłonę i przecięło mi ramię. Inne drasnęło mnie w udo.

— Cofnijcie się, głupcy! Wycofajcie się, pokraki!

Wykonali rozkaz, uchodząc poza zasięg rażenia.

Człowiek, który wydał rozkaz, miał mniej więcej metr siedemdziesiąt wzrostu. Jego dolna szczęka poruszała się jak u kukiełki, jakby była na zawiasach, a jego zęby przypominały dwa rzędy kostek do gry w domino — wszystkie miały ciemne plamki i szczękały przy otwieraniu i zamykaniu ust.

— Tak, Prokrustesie — powiedział ktoś w tłumie.

— Przynieście sieci! Weźcie ich żywcem! Nie podchodźcie do nich! Już i tak zadali nam zbyt duże straty! Obok niego stał Moreby, który skomlał jak pies.

— …Nie wiedziałem, panie.

— Milcz! Ty fabrykancie obrzydliwych brei! Przez ciebie straciliśmy boga i wielu ludzi!

— Atakujemy? — zapytał Hasan.

— Nie, ale przygotuj się do przecinania sieci, kiedy je przyniosą.

— To dobrze, że chcą nas wziąć żywcem — doszedł do wniosku.

— Posłaliśmy wielu do piekła, żeby utorować sobie drogę — powiedziałem — i nadal stoimy i trzymamy szable w ręku. Cóż jeszcze możemy zrobić?

— Jeżeli zaatakujemy ich, weźmiemy ze sobą jeszcze dwóch, może czterech. Jeśli będziemy czekać, zarzucą na nas sieci i umrzemy bez nich.

— Jakie to ma znaczenie, kiedy człowiek jest martwy? Poczekajmy. Dopóki żyjemy, każda następna chwila niesie z sobą różne szansę ocalenia.

— Jak sobie życzysz.

I znaleźli sieci, i zarzucili je. Porozcinaliśmy trzy z nich, nim spętali nas w czwartą. Zacisnęli ją i podeszli do nas.

Poczułem, jak ktoś wyrywa mi szablę z ręki. Ktoś in-ny wymierzył mi kopniaka — był to Moreby.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ja, nieśmiertelny»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ja, nieśmiertelny» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ja, nieśmiertelny»

Обсуждение, отзывы о книге «Ja, nieśmiertelny» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x