Roger Żelazny - Ja, nieśmiertelny

Здесь есть возможность читать онлайн «Roger Żelazny - Ja, nieśmiertelny» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1994, ISBN: 1994, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ja, nieśmiertelny: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ja, nieśmiertelny»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wyludnioną planetę zamieszkują resztki prawdziwej ludzkości oraz zbieranina groteskowych i niebezpiecznych półludzi, centaurów i innych mutantów. Największe zakusy na opustoszałą planetę mają władcy wszechświata — Veganie.
Książka zapewnia wyjątkowo silną dawkę emocji każdemu miłośnikowi literatury fantasy i science fiction…

Ja, nieśmiertelny — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ja, nieśmiertelny», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Ja tu decyduję, dziękuję — powiedziałem. — Ja wydaję rozkazy i postanowiłem, że to ja będę walczył z wampirem.

— Uważam, że w takiej sytuacji decyzje o życiu lub śmierci powinniśmy podejmować w sposób trochę bardziej demokratyczny — odparła. — Urodziłeś się w tym kraju. Nieważne, jak dobrą pamięć ma Phil, jeden z was musi doprowadzić nas szybko na miejsce, a ty to lepiej zrobisz. Nie rozkazujesz Hasanowi umrzeć, ani go nie opuszczasz.

On się zgłasza na ochotnika.

— Zabiję Trupa — powiedział Hasan — i podążę za wami. Umiem ukrywać się przed ludźmi. Pójdę waszym śladem.

— To należy do moich obowiązków — przerwałem.

— Skoro nie możemy dojść do porozumienia, niech los zadecyduje — zaproponował Hasan. — Rzućmy monetę.

— Niech będzie. Czy oprócz broni zabrali nam też pieniądze?

— Mam trochę bilonu — odparła Ellen. — Rzuć monetę w powietrze. Zrobiła to.

— Orzeł — powiedziałem, kiedy metalowy krążek spadł na podłogę.

— Reszka — oznajmiła Ellen.

— Nie ruszaj monety!

Rzeczywiście wypadła reszka. I moneta nie była fałszywa, po drugiej stronie był orzeł.

— W porządku, Hasan, ty szczęściarzu — powiedziałem. — Właśnie wygrałeś los bohatera z typu „zrób to sam”, wraz z potworem. Powodzenia.

Wzruszył ramionami.

— Takie było przeznaczenie.

Potem usiadł plecami do ściany, z podeszwy lewego sandała wyjął maleńki nożyk i zaczął obcinać paznokcie. Zawsze był dość zadbanym zabójcą. Przypuszczam, że czystość jest bliską krewną sztuk diabelskich, czy coś w tym guście.

Kiedy słońce znikało powoli na zachodzie, Moreby Wrócił do nas z oddziałem Kouretów uzbrojonych w szable.

— Nadeszła pora — oznajmił. — Czy wybraliście swojego mistrza?

— Hasan będzie z nim walczył — odparłem.

— Bardzo dobrze. Zatem chodźcie. Nie próbujcie żadnych głupstw. Za nic nie chciałbym dostarczyć uszkodzonego towaru na uroczystość.

W otoczeniu uzbrojonych strażników wyszliśmy z chałupy i ruszyliśmy ulicą do wioski, mijając wybieg. Stało tam osiem koni ze spuszczonymi łbami. Nawet w półmroku dostrzegłem, że nie są to zbyt dobre wierzchowce. Całe boki miały pokryte ranami i były wychudzone. Podczas mijania wybiegu wszyscy na nie zerknęli.

Wioska składała się z około trzydziestu chałup, takich jak ta, w której nas więziono. Szliśmy błotnistą drogą, porytą koleinami i zaśmieconą. Wszędzie cuchnęło potem, moczem, zgniłymi owocami i spalenizną.

Przeszliśmy około osiemdziesięciu metrów i skręciliśmy w lewo, Tutaj skończyła się ulica i zeszliśmy ścieżką na wielką, uprzątniętą polanę. Tłusta, łysa kobieta z ogromnymi piersiami i twarzą zżartą przez raka skóry doglądała wątłego, ale jakże niepokojącego ognia na dnie dołu pod olbrzymim rożnem. Kiedy ją mijaliśmy, uśmiechnęła się i głośno cmoknęła wargami.

Na ziemi wokół niej leżały wielkie, zaostrzone pale…

Nieco dalej znajdował się płaski obszar ubitej, gołej ziemi. Na jednym skraju tego pola stało olbrzymie, oplecione przez winną latorośl drzewo typu tropikalnego, które przystosowało się do naszego klimatu. Wokół pola rozmieszczono rzędy dwuipółmetrowych pochodni, na których ogień trzepotał niczym chorągwie. Na drugim końcu stała najbardziej wymyślna w wiosce chałupa. Miała mniej więcej pięć metrów wysokości i dziesięć szerokości na przodzie. Była pomalowana na kolor jaskrawoczerwony i cała pokryta magicznymi symbolami. Całą środkową część frontowej ściany zajmowały wysokie rozsuwane drzwi. Dwóch uzbrojonych Kouretów stało na straży przed nimi.

Ze słońca pozostała jedynie pomarańczowa łupinka, gdy Moreby poprowadził nas przez całe pole w kierunku drzewa.

Około stu widzów siedziało na ziemi po c m stronach, na zewnątrz rzędu pochodni.

Moreby wskazał gestem na czerwoną cha upę.

— Jak wam się podoba mój dom? — zapytał.

— Uroczy — odparłem.

— Mam współlokatora, ale w ciągu dnia śpi. Wkrótce go poznacie.

Dotarliśmy do wielkiego drzewa. Moreby pozostawił nas tam w otoczeniu strażników, a sam wyszedł na środek pola i zaczął przemawiać do Kouretów po grecku. Uzgodniliśmy, że zanim rzucimy się do ucieczki, zaczekamy, aż walka będzie bliska rozstrzygnięcia, obojętnie na czyją korzyść, a obserwatorzy podekscytowani i zaabsorbowani finałem. Wzięliśmy kobiety do środka naszej grupy, a mnie się udało ustawić po lewej stronie praworęcznego ludożercy z szablą, którego zamierzałem szybko zabić. Szkoda, że znajdowaliśmy się na drugim końcu pola. Aby dotrzeć do koni, musieliśmy przebić się przez obszar z rożnem.

— …i wtedy, tamtej nocy — przemawiał Moreby — Trup zmartwychwstał. Powalił tego potężnego wojownika, Hasana, połamał mu kości i rzucał nim na wszystkie strony, tu gdzie odbędzie się ucztowanie. W końcu zabił tego wielkiego wroga, napił się krwi z jego gardła i zjadł jego Wątrobę, surową i jeszcze dymiącą w nocnym powietrzu. Te rzeczy zrobił tamtej nocy. Ogromna jest jego siła.

— Ogromna, ogromna! — krzyknął tłum, a ktoś za-czął walić w bęben.

— Teraz znów przywrócimy go do życia…

Tłum wiwatował.

— Znów do życia!

— Znów do życia…

— Znów do życia!

— Witaj…

— Witaj!

— Ostre białe zęby…

— Ostre białe zęby!

— Biała, biała skóra… — Biała, biała skóra!

— Ręce, które łamią…

— Ręce, które łamią!

— Usta, które piją…

— Usta, które piją!

— Krew życia!

— Krew życia!

— Wielkie jest nasze plemię!

— Wielkie jest nasze plemię!

— Wielki jest Trup!

— Wielki jest Trup!

— Wielki jest Trup!

— WIELKI JEST TRUP!

W końcu powiedzieli to ryczącym głosem. Krótka litania wykrzyczana ludzkimi, półludzkimi i nieludzkimi gardłami przetoczyła się przez pole jak fala przyboju. Nasi strażnicy też wrzeszczeli. Myshtigo zatkał sobie wrażliwe uszy, a na jego twarzy pojawił się wyraz udręki. Mnie też huczało w głowie. Dos Santos przeżegnał się, a jeden ze strażników pokręcił głową i uniósł znacząco szablę w jego kierunku. Dos wzruszył ramionami i odwrócił się z powrotem w kierunku pola.

Moreby podszedł do chałupy i trzykrotnie uderzył ręką w drzwi.

Jeden ze strażników rozsunął je.

Wewnątrz stał ogromny, czarny katafalk otoczony czaszkami ludzi i zwierząt. Spoczywała na nim olbrzymia trumna wykonana z ciemnego drewna i ozdobiona jaskrawymi, krętymi szlaczkami.

Na polecenie Moreby'ego strażnicy unieśli wieko.

Przez następne dwadzieścia minut czarownik aplikował lokatorowi trumny podskórne zastrzyki. Jego ruchy były powolne i rytualne. Jeden ze strażników odłożył szablę na bok i pomagał mu. Dobosze wybijali miarowy, powolny rytm. Tłum zamilkł i znieruchomiał.

Moreby odwrócił się.

— Trup zaraz wstanie — oznajmił.

— Wstanie — odpowiedział tłum.

— Zaraz wyjdzie po ofiarę.

— Zaraz wyjdzie…

— Wyjdź, Trupie — zawołał Moreby odwracając się w kierunku katafalku. I Trup się przebudził.

Po dłuższej chwili.

Ponieważ był duży.

Olbrzymi, otyły.

Trup był rzeczywiście wielki.

Ważył ze sto sześćdziesiąt kilogramów.

Usiadł w trumnie i rozejrzał się dokoła. Rozmasował sobie klatkę piersiową, pachy, szyję i krocze. Wyszedł z wielkiej skrzyni i stanął obok katafalku. Moreby wyglą-dał przy nim jak karzeł.

Trup miał na sobie tylko przepaskę na biodrach i duże sandały z koźlej skóry.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ja, nieśmiertelny»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ja, nieśmiertelny» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ja, nieśmiertelny»

Обсуждение, отзывы о книге «Ja, nieśmiertelny» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x