Do kuchni wszedł Nirgal, aby spytać, co się dzieje; przyciągnął go ton ich ściszonych głosów. Art wyjaśnił mu, o co chodzi, a wtedy oczy Nirgala się rozjaśniły i młody człowiek nie potrafił ukryć podniecenia. Obrócił się do Mai i spytał:
— Czy to prawda?
Miała ochotę ucałować go. Jednak zamiast tego skinęła głową, nie ufając swojemu głosowi na tyle, aby się odezwać, po czym odwróciła się i stanęła w drzwiach do salonu. Jackie nadal przemawiała, toteż Maja odczuła prawdziwą przyjemność, że może jej przerwać.
— Demonstracja zostaje odwołana.
— Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytała Jackie, zaskoczona i poirytowana równocześnie. — Dlaczego?
— Ponieważ zamiast niej robimy rewolucję.
Surfowali właśnie niczym pelikany, kiedy nagle podskakujący na plaży stypendyści zaalarmowali ich, że stało się coś złego. Podpłynęli do plaży, wylądowali na wilgotnym piasku i odebrali wiadomość. W godzinę później znajdowali się już na lotnisku, a wkrótce później odlecieli małym kosmolotem typu Skunkworks o nazwie „Gollum”. Skierowali się na południe, a kiedy osiągnęli wysokość pięćdziesięciu tysięcy stóp, znajdowali się gdzieś nad Panamą. Pilot poderwał maszynę, odpalił silniki rakietowe, a wszystkich lecących na kilka minut wcisnęło w siedzenia dużych foteli grawitacyjnych. W kokpicie za siedzeniami pilota i drugiego pilota przebywało trzech pasażerów. Przez okna dostrzegali zewnętrzne poszycie kadłuba kosmolotu, które wyglądało jak naczynie cynowe. Najpierw się rozjarzyło, potem szybko przybrało kolor żywo połyskującej żółci z odcieniem brązu; barwa stawała się coraz j as krawsza, aż podróżnicy zaczęli się czuć niczym Sydrach, Misach i Abdenago, którzy, zamknięci w ognistym piecu, wyszli z niego bez szwanku.
Kiedy poszycie straciło nieco ze swej jasności i pilot wyrównał lot, maszyna znajdowała się około osiemdziesięciu mil nad Ziemią; w dole mieli Amazonkę i piękną, przywodząca na myśl układ kręgów, krzywiznę Andów. Podczas gdy lecieli na południe, jeden z podróżników, geolog, przekazał pozostałym dwóm więcej szczegółów na temat zaistniałej sytuacji.
— Lodowa pokrywa Zachodniej Antarktydy spoczywała dotąd na podłożu skalnym, które się znajduje pod poziomem morza. Chodzi jednakże o powierzchnię kontynentu, a nie o dno oceanu, a pod Zachodnią Antarktydą jest coś w rodzaju basenu i strefa zasięgu bardzo aktywna geotermicznie.
— Zachodnia Antarktyda? — spytał Fort, mrużąc oczy.
— Chodzi o mniejszą część z półwyspem sterczącym pionowo ku Południowej Ameryce i z lodowcem szelfowym Rossa. Zachodnia tafla lodowa znajduje się między górami półwyspu i Górami Transantarktycznymi, w samym środku kontynentu. Tutaj, proszę zobaczyć, na globusie, który przywiozłem. — Wyjął z kieszeni nadmuchiwany globus — dziecięcą zabawkę — szybko wypełnił powietrzem i pokazał wszystkim w kabinie pilota.
— Tak więc zachodnia warstwa lodowa spoczywała na podłożu skalnym pod poziomem morza. Jednak ziemia na dole jest depta i znajduje się tam kilka wulkanów podlodowych, toteż lód na dnie trochę się topi. Powstała w ten sposób woda miesza się z osadami wulkanicznymi i tworzy substancję zwaną gliną lodowcową. Ma ona konsystencję pasty do zębów. W miejscach, gdzie lodowiec przesuwa się ponad tą gliną, porusza się on szybciej niż w innych, tak że wewnątrz zachodniej tafli lodowej znalazły się strumienie lodowcowe, niczym szybkie lodowce z brzegami składającymi się z powolniejszego lodu. Lodowy Strumień „B”, na przykład, pędził dwa metry dziennie, podczas gdy lód wokół niego poruszał się dwa metry na rok. A ten „B” miał szerokość pięćdziesięciu kilometrów i głębokość kilometra. Była tam więc cala cholerna rzeka, która wraz z mniej więcej pół tuzinem innych lodowych strumieni spływała aż do lodowca szelfowego Rossa. — Mężczyzna wskazał palcem te niewidzialne strumienie. — Teren, na którym lodowe strumienie i ogólnie lodowa warstwa oderwały się od skały macierzystej i zaczęły spływać do Morza Rossa, nazwano linią uziemiającą.
— Ach — odezwał się jeden z przyjaciół Forta. — Globalne ocieplenie?
Geolog potrząsnął głową.
— Nasze globalne ocieplenie ma bardzo niewielki wpływ na cały ten proces. Powoduje zaledwie lekkie podniesienie temperatury i poziomu morza, ale gdyby tylko tyle się zdarzyło, w zasadzie niewiele by się tutaj zmieniło. Problem w tym, że mamy ciągle do czynienia z ociepleniem międzylodowcowym, które zaczęło się pod koniec ostatniej Epoki Lodowcowej i ocieplenie to wysyła w dół między polarne warstwy lodowe coś, co nazywamy impulsem cieplnym. Impuls ten posuwa się w dół od ośmiu tysięcy lat. A linia uziemiająca zachodniej warstwy lodowej od ośmiu tysięcy lat porusza się do wnętrza lądu. Teraz właśnie tam na dole wybuchł jeden z podlodowych wulkanów. Nastąpiła wielka erupcja, która trwa obecnie od około trzech miesięcy. Linia uziemiająca już kilka lat temu zaczęła się cofać w przyspieszonym tempie i bardzo się zbliżyła do wulkanu, który ostatnio wybuchł. Wygląda to tak, jak gdyby erupcja wciągnęła linię uziemiającą dokładnie w sam wulkan i teraz oceaniczna woda płynie między warstwą lodową i skalą macierzystą, prosto w aktywną erupcję. W ten sposób tafla lodowa pęka, podnosi się, wyślizguje do morza Rossa i zaczynają ją porywać prądy.
Słuchacze wpatrywali się w mały nadmuchiwany globus. W tej chwili przelatywali nad Patagonią. Geolog odpowiadał na pytania, a podczas wypowiedzi wskazywał różne cechy terenowe na swoim globusie. Wyjaśnił między innymi, że tego rodzaju rzeczy zdarzały się wcześniej i to wielokrotnie. Mnóstwo razy podczas milionów lat, jakie upłynęły od czasu ruchu tektonicznego, który umiejscowił Antarktydę w takiej, a nie innej pozycji, zachodnia część kontynentu bywała albo oceanem, albo suchym lądem, lub też warstwą lodu. W długoterminowych zmianach temperaturowych było najwyraźniej wiele niestabilnych punktów — mężczyzna określał je mianem „zapalników niestabilności” — powodujących gruntowne zmiany w trakcie upływających lat.
— Te obserwacje klimatologiczne są praktycznie nietrudne do potwierdzenia, jeśli chodzi o podejście geologiczne. A w grenlandzkiej warstwie lodowej istnieje, że tak powiem, dobry dowód na to, iż w trzy lata przeszliśmy od lodowca do interglacjału.
Geolog potrząsnął głową.
— A te pęknięcia lodowych tafli? — spytał Fort.
— No cóż, sądzimy, że w ciągu dwustu lat mogłyby się stać czymś typowym, co, zauważcie panowie, i tak jest bardzo szybko. Zdarzenie-zapalnik. Jednak tym razem erupcja wulkanu znacznie to wszystko pogorszy. Hej, spójrzcie, tam jest Pas Bananowy.
Wskazał w dół, a pozostali dostrzegli za Cieśniną Drake’a zamarznięty wąski, górzysty półwysep, sterczący w tym samym kierunku co zakończenie Ziemi Ognistej.
Pilot skręcił maszynę na prawo, potem bardziej łagodnie przechylił w lewo, rozpoczynając szeroki, leniwy zwrot. Gdy pasażerowie spoglądali w dół, dostrzegli pod sobą znajomy widok Antarktydy, taki sam jak widziany na zdjęciach satelitarnych, choć teraz całość składała się z segmentów w olśniewających barwach: kobaltowy błękit oceanu przeplatał się z rozciągającym się na północ łańcuchem systemów chmur cyklonicznych w kolorze stokrotek, a poza tym widoczny był ozdobny, jakby utkany połysk słońca na wodzie, wielka połyskująca masa lodu i flotylle maleńkich gór lodowych, bardzo białych na niebieskim tle.
Читать дальше