Minęła chwila. Wahał się wystarczająco długo, by zachować pozory.
Wredny, złamany człowiek. Jedynym, co zasługiwało na większą pogardę niż jego czyny, była ledwie skrywana skwapliwość, z jaką przystał na moją propozycję. Zgodził się pójść ze mną, ale to nie była odwaga. Podał mi ciężki artefakt i przyjąłem go od niego. Przedmiot zagrzechotał. To była rura pełna przekładni i starych zegarowych mechanizmów, które zraniły Mahalię w głowę, gdy metal pękł.
Bowden oklapł. Wydał z siebie cichy jęk: przeprosiny, błaganie, ulga? Nie słuchałem go i nie pamiętam, co to było. Nie aresztowałem go. Nie byłem policjantem, nie w tamtej chwili. Byłem z Przekroczeniówki, a Przekroczeniówka nikogo nie aresztuje. Zatrzymałem go jednak i wypuściłem z płuc długi oddech. Było po wszystkim.
* * *
Bowden nadal nie zdecydował, gdzie się znajduje.
— W którym mieście pan jest? — zapytałem. Dhatt i Corwi stali obok, gotowi do działania. To z nich, które dzieliło z nim miejsce, aresztowałoby go, gdyby powiedział to na głos.
— W obu — odpowiedział.
Złapałem go za kołnierz, odwróciłem i odprowadziłem na bok. W zgodzie z przyznanymi mi uprawnieniami przyprowadziłem ze sobą Przekroczenie, otoczyłem go nim, przeprowadziłem z obu miast do żadnego. Do przekroczenia. Corwi i Dhatt przyglądali się, jak go zabieram poza ich zasięg. Skinąłem do nich głową ponad granicami na znak podziękowania. Nie patrzyli na siebie nawzajem, ale oboje odwzajemnili się takim samym gestem.
Gdy ciągnąłem za sobą powłóczącego nogami Bowdena, nasunęła mi się myśl, że to ja popełniłem przekroczenie, w którego sprawie prowadziłem śledztwo i którego był dowodem.
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Nie widziałem już więcej tej machiny. Pochłonęła ją biurokracja Przekroczeniówki. Nie zobaczyłem też, co właściwie potrafiło zrobić, czego pragnęło Sear & Core i czy w ogóle cokolwiek robiło.
Po Nocy Zaburzeń Ul Qomę wypełniło napięcie. Militsya, nawet gdy już ostatni unifi zostali aresztowani albo zdjęli opaski i zniknęli, utrzymywała stan podwyższonej gotowości, ingerując we wszystko. Obrońcy praw obywatelskich skarżyli się głośno. Ulqomański rząd ogłosił nową akcję, Czujne Sąsiedztwo. Chodziło zarówno o sąsiadów zza drzwi — co oni kombinują? — jak i o sąsiednie miasto — widzicie, jakie ważne są granice?
W Besźel zaburzenia doprowadziły do przesadnej apatii. Mogłoby się zdawać, że ludzie uważają, iż wspominanie o nich przynosi pecha. Gazety drastycznie minimalizowały ich znaczenie. Politycy, jeśli w ogóle cokolwiek mówili, używali eufemizmów takich jak „niedawne wydarzenia” albo coś w tym rodzaju. Na całe miasto opadł całun. Zapanowało przygnębienie. Populacja unifów została zdziesiątkowana w takim samym stopniu jak w Ul Qomie i podobnie jak tam, ci, którzy ocaleli, zachowywali ostrożność, starając się nie przyciągać uwagi.
W obu miastach szybko przywrócono porządek. Blokada trwała trzydzieści sześć godzin i od tego czasu o niej nie wspominano. Gwałtowna noc pochłonęła dwadzieścia dwie ofiary śmiertelne w Ul Qomie i trzynaście w Besźel, nie licząc uchodźców, którzy zginęli już po wypadku autobusowym, ani zaginionych. Na ulicach obu miast pojawiło się więcej zagranicznych dziennikarzy niż kiedykolwiek dotąd, a ich reportaże były liczniejsze i mniej subtelne. Wszyscy też próbowali załatwić wywiad — „anonimowo, oczywiście” — z przedstawicielami Przekroczeniówki.
— Czy ktoś z was kiedyś zdezerterował? — zapytałem.
— Oczywiście — potwierdził Ashil. — Ale tacy ludzie popełniają przekroczenie, są wchodźcami i w związku z tym należą do nas.
Poruszał się ostrożnie, a pod ubraniem i ukrytym pancerzem miał bandaże.
Pierwszego dnia po zamieszkach, gdy wróciłem do kwatery, ciągnąc za sobą na wpół zrezygnowanego Bowdena, zamknięto mnie w celi, ale od tego czasu otworzono drzwi. Trzy dni spędziłem z Ashilem po jego powrocie z jakiegoś tajnego szpitala, w którym leczono awatary Przekroczeniówki. Cały ten czas poświęciliśmy na spacery po miastach, w Przekroczeniu. Uczyłem się od niego, jak się chodzi między miastami, najpierw w jednym, potem w drugim, a na koniec w obu. Robiliśmy to jednak w bardziej skryty sposób, bez ostentacji Bowdena.
— Jak się nauczył tak chodzić?
— Był badaczem miast — odparł Ashil. — Może trzeba było przybysza z zewnątrz, by zobaczyć, w jaki sposób obywatele odróżniają się od siebie i nauczyć się chodzić między miastami.
— Gdzie on teraz jest?
Wielokrotnie pytałem o to Ashila, ale unikał odpowiedzi na różne sposoby. Tym razem, jak przy kilku poprzednich okazjach, odpowiedział:
— Istnieją specjalne procedury. Zajęto się nim.
Dzień był mroczny i pochmurny. Siąpił lekki deszcz. Postawiłem kołnierz płaszcza. Znajdowaliśmy się na zachód od rzeki, przy przeplotowych torach kolejowych. Ten krótki odcinek wykorzystywały pociągi z obu miast, a rozkład jazdy uzgadniano międzynarodowo.
— Kłopot w tym, że on nigdy nie przekroczył. — Do tej pory nie dzieliłem się z Ashilem tymi wątpliwościami. Spojrzał na mnie, masując zranione miejsce. — Jakim prawem mogliśmy… Dlaczego jest teraz z nami? — Ashil poprowadził mnie wokół Bol Ye’an. Słyszałem pociągi: besźańskie na północ od nas, a ulqomańskie na południe. Nie wchodziliśmy na teren wykopalisk ani nawet nie zbliżaliśmy się do nich na tyle, żeby ktoś mógł nas zobaczyć. Ashil pokazywał mi kolejne etapy sprawy, choć nie mówił tego na głos. — No wiesz — ciągnąłem. — Zdaję sobie sprawę, że Przekroczeniówka przed nikim nie odpowiada, ale przecież… musicie przedstawiać raporty ze wszystkich waszych spraw Komisji Nadzoru. — Uniósł brwi. — Tak, wiem, że sprawa Burica zdyskredytowała komisję, ale oficjalne stanowisko brzmi tak, że winien był dobór członków, nie sama instytucja. Mechanizmy zachowujące równowagę między oboma miastami i Przekroczeniówką pozostały niezmienione, tak? One czemuś służą, nie sądzisz? Będziecie musieli jakoś usprawiedliwić zatrzymanie Bowdena.
— Bowden nikogo nie obchodzi — odpowiedział po chwili Ashil. — Ani Ul Qomy, ani Besźel, ani Kanady, ani Orciny. Niemniej przedstawimy im jakieś dokumenty. Może porzucił ciało Mahalii w Besźel i przekroczył, wracając do Ul Qomy.
— On go nie porzucił — sprzeciwiłem się. — To był Yorj…
— Może tak to zrobił — powtórzył Ashil. — Przekonamy się. A może wepchniemy go do Besźel i przyciągniemy z powrotem do Ul Qomy. Jeśli mówimy, że przekroczył, to znaczy, że przekroczył.
Popatrzyłem na niego.
Ciało Mahalii w końcu odesłano do domu. Ashil powiedział mi o tym w dniu, gdy jej rodzice urządzili pogrzeb.
Firma Sear & Core nie opuściła Besźel. Zrobienie tego po wyjściu na światło dzienne niejasnych rewelacji o zachowaniu Burica przyciągnęłoby niepotrzebną uwagę. W kontekście sprawy wymieniano nazwę korporacji oraz jej działu technicznego, ale powiązania pozostały niezdefiniowane. Niestety, nie udało się ustalić, z kim kontaktował się Buric. Popełniono błędy, ale nowo wprowadzone środki ostrożności zapewnią, że nic takiego już się nie powtórzy. Krążyły pogłoski o planowanej sprzedaży CorIntech-u.
Jeździliśmy z Ashilem tramwajami, metrem, autobusami i taksówkami, a także chodziliśmy na piechotę. Nasza trasa przechodziła między Besźel a Ul Qomą na podobieństwo fastrygi.
— A co z przekroczeniem, które ja popełniłem? — zapytałem go wreszcie. Obaj czekaliśmy już od wielu dni. Nie pytałem o to, kiedy będę mógł wrócić do domu. Wjechaliśmy kolejką linową na szczyt w parku nazwanym na jej cześć, przynajmniej w Besźel.
Читать дальше