Robert Silverberg - Stochastyk

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Silverberg - Stochastyk» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Gdańsk, Год выпуска: 1993, ISBN: 1993, Издательство: Gold, RYT, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Stochastyk: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Stochastyk»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kiedy przeszłość krzyżuje się z przyszłością…
Nowy York. Ostatnie miesiące XX wieku. Lew Nicholas — ekspert w dziedzinie prognozowania przyszłości — osiągnął pozycję szarej eminencji, „twórcy królów”, człowieka, który mógłby doprowadzić Paula Quinna do Białego Domu w roku 2004.

Stochastyk — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Stochastyk», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Dobra, już wystarczy. Zaimponowałeś mi.

— Mam nadzieję. Możesz notować? Sięgnąłem po notes. — Słucham — powiedziałem.

— Czwartek, dwudziesty pierwszy października. W przyszłym tygodniu Quinn poleci do Luizjany na spotkanie z gubernatorem Thibodaux. Wyda potem oświadczenie popierające budowę tamy Plaquemines. Gdy wróci do Nowego Jorku, zwolni komisarza do spraw budownictwa, Ricciardiego, a na jego miejsce powoła Charlesa Lewisohna. Ricciardi zostanie członkiem Komisji Wyścigowej. A potem…

Zapisałem wszystko, potrząsając jak zwykle głową; już słyszałem mamroczącego pod nosem Quinna: „Kim jest dla mnie Thibodaux? Co mnie obchodzi zapora wodna w Plaquemines? Tamy uważam w ogóle za anachronizm. Ricciardi wykonywał natomiast całkiem niezłą robotę, zważywszy jego ograniczoną inteligencję: czy nie obrażę Włochów, jeśli go tak po prostu wykopię?” I tak dalej, i tak dalej. Ostatnio coraz częściej przychodziłem do Quinna z dziwacznymi, niewytłumaczalnymi i nieprawdopodobnymi planami strategicznymi, albowiem rurociąg informacji Carvajala czerpał teraz swobodnie z najbliższej przyszłości, przekazując mi rady, które podsuwałem Quinnowi, wpływając na jego kolejne posunięcia i manipulacje. Quinn godził się na wszystko, co proponowałem, ale czasami niełatwo było mi nakłonić go do zrobienia tego, o co prosiłem. Pewnego dnia odrzuci wreszcie mój pomysł i nie ustąpi. I co się wtedy stanie z niezmienną przyszłością Carvajala?

Następnego dnia zjawiłem się w Ratuszu o zwykłej porze — czułem się trochę dziwnie jadąc do pracy taksówką z Drugiej Alei zamiast kapsułą ze Staten Island — ale o wpół do dziesiątej plik najnowszych notatek dla burmistrza był już gotowy. Posłałem mu je przez sekretarkę. Zaraz po dziesiątej zabrzęczał mój interkom i jakiś głos powiedział, że oczekuje mnie zastępca burmistrza, Haig Mardikian.

Będą kłopoty. Czułem je intuicyjnie, kiedy szedłem korytarzem, i potwierdziła to twarz Mardikiana, gdy tylko znalazłem się w jego gabinecie. Wyglądał na zaniepokojonego, był poirytowany, rozkojarzony i spięty. Oczy lśniły mu niezwykłym blaskiem i przygryzał wargi w kącikach ust. Moje notatki leżały rozłożone w kształcie rombu na biurku. Gdzie podział się łagodny, gładki w obejściu, niby polakierowany Mardikian? Zniknął. Zniknął. Na jego miejscu siedział przede mną zdenerwowany, gotowy do kłótni człowiek.

— Lew, do jasnej cholery, co to za jakieś bzdury o Ricciardim? — powiedział niemal nie podnosząc na mnie oczu.

— Byłoby wskazane usunąć go z zajmowanego stanowiska.

— Wiem, że byłoby wskazane. Wskazałeś nam właśnie, że to należy zrobić. Dlaczego jednak miałoby to być celowe posunięcie?

— Dyktuje je długofalowa polityka — powiedziałem próbując blefować. — Nie umiem podać ci żadnego przekonującego czy konkretnego powodu, ale czuję, że nie jest rozsądnie zatrudniać na tym stanowisku człowieka, utożsamianego tak bardzo z tutejszą społecznością Amerykanów włoskiego pochodzenia, szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę ich interesy majątkowe. Lewisohn jest porządną, bezkonfliktową postacią, w przyszłym roku, kiedy nadejdą wybory burmistrzowskie, będzie zapewne bezpieczniej mieć na tej pozycji właśnie jego, i…

— Daj spokój, Lew.

— Co?

— Przestań. Nic mi właściwie nie mówisz. Po prostu lejesz wodę. Quinn uważa, że Ricciardi robi całkiem przyzwoitą robotę; jest zmartwiony twoimi notatkami, a kiedy ja proszę cię o uzasadnienie, wzruszasz ramionami i powiadasz, że miałeś takie przeczucie. Poza tym…

— Moje przeczucia zawsze…

— Zaczekaj — powiedział Mardikian. — Jest jeszcze ta historia z Luizjaną. Jezu! Przecież Thibodaux to przeciwieństwo wszystkiego, co usiłuje reprezentować Quinn. Dlaczego u diabła burmistrz miałby wziąć dupę w troki i jechać taki kawał drogi do Baton Rouge [51] Baton Rouge — stolica stanu Luizjaną. ? Żeby uścisnąć jakiegoś przedpotopowego bigota i poprzeć bezużyteczną, kontrowersyjną i ekologicznie ryzykowną budowę zapory wodnej? Quinn ma tu wszystko do stracenia i nic istotnego do zyskania. Chyba że uważasz, iż zdobędzie sobie w ten sposób głosy południowych rasistów w 2004 roku, a twoim zdaniem ich głosy miałyby przeważyć szalę na korzyść Quinna: jeżeli tak, to niech nas wszystkich Bóg ma w swojej opiece. No więc?

— Nie potrafię tego wytłumaczyć, Haig.

— Nie potrafisz tego wytłumaczyć? Ty nie potrafisz tego wytłumaczyć? Dajesz burmistrzowi tak kategoryczne instrukcje, podobnie zresztą jak w sprawie Ricciardiego, które muszą być najoczywiściej rezultatem skomplikowanego procesu myślowego, i nie wiesz, dlaczego to robisz? Skoro ty nie wiesz, to skąd my mamy wiedzieć? Gdzie się podziała racjonalna podstawa naszych działań? Chcesz, żeby burmistrz jeździł sobie po kraju jak lunatyk, jak jakiś żywy trup, wykonywał twoje polecenia i sam nie wiedział dlaczego? Daj spokój, chłopie! Przeczucie przeczuciem, ale zatrudniliśmy cię, żebyś stawiał nam zrozumiałe, racjonalne prognozy, a nie żebyś zabawiał się we wróżą.

— Haig, przeszedłem ostatnio trudny okres i nie zostało mi już wiele sił w zapasie — odezwałem się po dłuższej, pełnej wahania przerwie. — Nie chciałbym się teraz z tobą sprzeczać. Proszę tylko, żebyś przyjął na wiarę, że w moich propozycjach tkwi logika.

— Nie mogę.

— Co takiego?

— Słuchaj, Lew, rozumiem, że rozpad małżeństwa ugodził cię głęboko, ale dlatego właśnie muszę zakwestionować materiał, który nam dzisiaj przyniosłeś. Od miesięcy nakazujesz nam odbywać jakieś dziwaczne podróże, czasami uzasadniasz je przekonująco, a czasami nie, czasami podajesz nam jakieś bezwstydnie bałamutne przyczyny takich czy innych działań. Do tej pory Quinn bez wyjątku przyjmował twoje rady, niejednokrotnie zresztą wbrew samemu sobie. I muszę przyznać, że jak na razie wszystko szło zdumiewająco dobrze. Ale teraz, teraz… — Podniósł głowę i spojrzał mi przenikliwie w oczy. — Szczerze mówiąc, Lew, zaczynamy powątpiewać w twą równowagę psychiczną. Nie wiemy, czy powinniśmy ufać twoim propozycjom równie ślepo, jak dawniej.

— Boże! — wykrzyknąłem. — Uważasz, że rozwód z Sundarą odebrał mi zmysły?

— Uważam, że drogo cię kosztował — już nieco łagodniej odrzekł Mardikian. — Sam powiedziałeś, że nie pozostało ci w zapasie wiele sił. Prawdę mówiąc, Lew, sądzimy, że znalazłeś się w ogromnym stresie, że jesteś wyczerpany, rozbity, znużony, że zbyt wiele wziąłeś na swoje barki i że przydałby ci się dłuższy odpoczynek. Sądzimy, że…

— M y to znaczy kto?

— Quinn. Lombroso. Ja.

— A co mówi na mój temat Lombroso?

— Przede wszystkim, że od sierpnia tego roku bezskutecznie namawia cię na urlop.

— I co jeszcze? Mardikian był zaskoczony.

— Co to znaczy „co jeszcze”? Co twoim zdaniem miałby jeszcze powiedzieć? Chryste, Lew, zaczynasz nagle zachowywać się jak paranoik. Bob to twój przyjaciel, pamiętasz? Jest po twojej stronie. Wszyscy jesteśmy po twojej stronie. Prosił, żebyś pojechał do czyjegoś tam domku myśliwskiego, ale ty nie chciałeś. Martwi się o ciebie. Tak jak i my. A teraz chcielibyśmy wyrazić swój niepokój nieco dobitniej. Uważamy, że potrzebujesz wakacji i chcemy, żebyś wziął urlop. Ratusz się nie rozleci, jeżeli przez kilka tygodni nie będzie cię pod ręką.

— Dobra. Pojadę na wakacje. Odpoczynek z pewnością dobrze mi zrobi. Ale chciałem poprosić cię wpierw o przysługę.

— Słucham.

— Sprawa Thibodaux i sprawa Ricciardiego. Chcę, żebyś je przepchnął na Radzie i skłonił Quinna do zastosowania się do moich sugestii.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Stochastyk»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Stochastyk» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Silverberg - He aquí el camino
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Rządy terroru
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Poznając smoka
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Old Man
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Nature of the Place
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Reality Trip
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Songs of Summer
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Secret Sharer
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Good News from the Vatican
Robert Silverberg
libcat.ru: книга без обложки
Robert Silverberg
Отзывы о книге «Stochastyk»

Обсуждение, отзывы о книге «Stochastyk» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x