— Tak jest, inspektorze — odparła beczka sadła, sięgając grubym łapskiem do włącznika kamery.
Dziesięć minut później Jason Taverner ponownie znalazł się na niemal wyludnionej już ulicy, tym razem z prawdziwym dokumentem tożsamości — lepszym od wszystkiego, co mogła wyprodukować dla niego Kathy… tyle że przepustka zachowywała ważność jedynie przez tydzień. Mimo to…
Miał tydzień, w czasie którego nie musiał się martwić. A później…
Dokonał rzeczy niemożliwej: zamienił portfel fałszywych dokumentów na prawdziwą przepustkę. Oglądając ją w świetle latarni, zobaczył, że data ważności była holografczna… i było tam miejsce na wstawienie dodatkowej cyfry. Teraz widniała tam siódemka. Może poprosić Kathy, żeby zmieniła to na siedemdziesiąt pięć albo dziewięćdziesiąt siedem, co będzie łatwiejsze.
Następnie uświadomił sobie, że gdy tylko laboratorium policyjne stwierdzi, że jego dokumenty są podrobione, numer tej przepustki, jego nazwisko i zdjęcie zostaną przekazane wszystkim posterunkom na planecie.
Do tego czasu był jednak bezpieczny.
Pogaście wątle światła, opuśćcie zasłony!
Nie ma nocy dość ciemnej dla ludzi,
Co biadają nad szczęściem utraconym.
A blask jeno większy wstyd budzi.
Wczesnym wieczorem, zanim cementowe chodniki rozkwitły nocnym ruchem, generał policji Felix Buckman posadził swój obły służbowy śmigacz na dachu Akademii Policyjnej Los Angeles. Siedział przez chwilę, czytając pierwszostronicowe artykuły jedynej wieczornej gazety, po czym starannie ją złożył, umieścił na tylnym siedzeniu, otworzył drzwi i wysiadł.
W dole nie było oznak żadnej aktywności. Pierwsza zmiana powoli rozchodziła się do domów, druga jeszcze nie nadchodziła. Lubił tę porę: w takich chwilach ten wielki budynek zdawał się jego własnością.
Co pozostawia świat ciemnościom i mnie, pomyślał, przypominając sobie urywek z Elegii Thomasa Graya. Był to jego ulubiony wiersz od dawna, od chłopięcych czasów.
Służbowym kluczem otworzył ekspresowy szyb zjazdowy budynku i błyskawicznie opadł na czternaste piętro, gdzie pracował przez większość swego dorosłego życia.
Stały tu rzędy biurek, za którymi nikt nie siedział. Tylko na odległym krańcu głównej sali jakiś ofcer mozolnie pisał raport. Przy automacie do kawy kobieta w mundurze piła z plastikowej fliżanki.
— Dobry wieczór — powiedział Buckman. Nie znał jej, ale to nie miało znaczenia: ona i wszyscy w tym budynku znali jego.
— Dobry wieczór, panie Buckman. Wyprostowała się, jakby stawała na baczność.
— Jesteś zmęczona — rzekł Buckman.
— Przepraszam, sir?
— Idź do domu.
Odszedł, minął rząd biurek, szereg prostokątnych metalowych mebli, na których załatwiano sprawy tego oddziału ziemskiej policji. Większość biurek była pusta: ofcerowie porządkowali swoje papiery przed wyjściem. Tylko na biurku numer 37 leżało trochę papierów. Inspektor Ktoś pracował do późna, pomyślał Buckman. Pochylił się i sprawdził plakietkę.
Inspektor McNulty, oczywiście. Dziewięćdziesięciodniowe objawienie Akademii. Zawzięcie tropiący spiski i zarzewia zdrady… Buckman uśmiechnął się, usiadł na obrotowym krześle i sięgnął po papiery.
TAVERNER, JASON. KOD NIEBIESKI.
Kserokopia akt z policyjnych kartotek, wyłowiona z otchłani przez nadgorliwego i nadmiernie ambitnego inspektora McNulty’ego. Krótka uwaga napisana ołówkiem: „Taverner nie istnieje”. Dziwne, pomyślał, i zaczął przeglądać papiery.
— Dobry wieczór, panie Buckman.
Był to jego asystent, Herbert Maime, młody i bystry, ubrany w elegancki cywilny garnitur; przysługiwał mu ten przywilej, tak samo jak Buckmanowi.
— Wygląda na to, że McNulty zajął się aktami kogoś, kto nie istnieje — powiedział Buckman.
— Nie istnieje w którym komisariacie? — spytał Maime i obaj się roześmiali. Niezbyt lubili McNulty’ego, ale szara policja potrzebowała takich jak on. Wszystko będzie dobrze, dopóki McNulty’owie tej Akademii nie awansują do szczebla kształtującego jej politykę. Na szczęście to zdarzało się rzadko, przynajmniej nie wtedy, kiedy mógł temu zapobiec.
Obiekt podał fałszywe nazwisko Jason Tavern. Niewłaściwe akta Jasona Taverna z Kememmer, Wyoming, mechanika silników Diesla. Obiekt podał się za Taverna po operacji plastycznej. Dokumenty identyfkują go jako Jasona Tavernera, ale brak takich akt.
Interesujące, pomyślał Buckman, czytając notatki McNulty’ego. Człowiek bez akt. Dokończył czytać notatki:
Dobrze ubrany, z wyglądu mający pieniądze, może wpływy pozwalające wycofać akta z banku danych. Sprawdzić związek z Katharine Nelson, miejscową informatorką. Czy ona wie, kim on jest? Nie chciała go wydać, ale informator 1659BD podrzucił mu mikronadajnik. Obecnie obiekt znajduje się w taksówce. Sektor N8823B, przemieszcza się na wschód w kierunku Las Vegas. Zgłoszono 11/4 10.00 czasu Akademii. Następny raport o 2.40 czasu Akademii.
Katharine Nelson. Buckman spotkał ją kiedyś na kursie z zakresu kontaktów z informatorami. Ta dziewczyna wydawała tylko tych, których nie lubiła. W dziwny, pokrętny sposób podziwiał ją; w końcu, gdyby nie interweniował, wysłano by ją 4/8/82 do obozu pracy w Kolumbii Brytyjskiej.
— Połącz mnie z McNultym. Chyba będzie lepiej, jeśli z nim o tym porozmawiam — powiedział do Herberta Maime’a.
Po chwili Maime podał mu aparat. Na małym szarym ekranie pojawiła się twarz McNulty’ego. Była wymęczona, podobnie jak jego pokój — mały i niechlujny.
— Tak jest, panie Buckman — odezwał się McNulty, wpatrując się w niego i stając na baczność, mimo zmęczenia. Chociaż znużony i zaspany, McNulty dobrze wiedział, jak należy się zachować w obecności przełożonych.
— Zreferuj mi krótko sprawę Jasona Tavernera — polecił Buckman. — Nie mogę jej poskładać z twoich notatek.
— Obiekt wynajął pokój w hotelu przy Eye Street 453. Zgłosił się do informatora 1659BD, znanego jako Ed, i poprosił o skontaktowanie z fałszerzem dokumentów. Ed podrzucił mu mikronadajnik i zabrał do informatora 1980CC, Kathy.
— Katharine Nelson — rzekł Buckman.
— Tak, sir. Widocznie podrobiła jego dokumenty nadzwyczaj dobrze. Poddałem je wstępnym badaniom laboratoryjnym i okazały się prawie w porządku. Wyraźnie chciała, żeby uciekł.
— Kontaktowałeś się z Katharine Nelson?
— Spotkałem ich oboje w jej pokoju. Żadne nie okazało chęci współpracy. Obejrzałem dokumenty obiektu, ale…
— Wyglądały na prawdziwe — przerwał Buckman.
— Tak, sir.
— Wciąż ci się wydaje, że zdołasz się o tym przekonać gołym okiem.
— Tak, panie Buckman. Jednak przeszedł z nimi przez wyrywkową kontrolę uliczną, były takie dobre.
— Miał szczęście.
— Wziąłem jego dokumenty i wydałem mu siedmiodniową przepustkę — mówił dalej McNulty. — Potem zabrałem go do 469 komisariatu, gdzie mam tymczasowe biuro i sprawdziłem jego akta… Jak się okazało, akta Jasona Taverna. Obiekt sprzedał mi długą historyjkę o operacji plastycznej; brzmiała wiarygodnie, więc puściliśmy go. Nie, chwileczkę, nie wydałem mu przepustki, dopóki…
— No więc — przerwał mu Buckman — o co mu chodzi? Kim on jest?
— Śledzimy go za pomocą mikronadajników. Usiłujemy zebrać o nim informacje. Myślę jednak, co zapewne czytał pan w moich notatkach, że obiektowi udało się usunąć swoje akta ze wszystkich centralnych banków danych. Po prostu nie ma ich tam, a powinny być, ponieważ mamy akta każdego; wie o tym nawet dziecko, zgodnie z prawem, musimy je mieć.
Читать дальше