Philip Dick - Płyńcie łzy moje, rzekł policjant

Здесь есть возможность читать онлайн «Philip Dick - Płyńcie łzy moje, rzekł policjant» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1996, ISBN: 1996, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Płyńcie łzy moje, rzekł policjant: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Płyńcie łzy moje, rzekł policjant»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Stany Zjednoczone po wojnie domowej. Niemal absolutną władzę sprawuje policja, na każdym rogu stoją jej posterunki. Gwiazda show-businessu Jason Taverner, który gromadzi przed telewizorami trzydziestomilionową widownię, pewnego dnia budzi się w obskurnym pokoju hotelowym. Nikt go nie zna, a nawet o nim nie słyszał, na domiar złego nie ma jakichkolwiek dokumentów — w gruncie rzeczy nie istnieje, jest wyrzutkiem bez żadnych praw. Nic z tego nie rozumiejąc, tropiony przez policję, stara się odzyskać tożsamość…

Płyńcie łzy moje, rzekł policjant — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Płyńcie łzy moje, rzekł policjant», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Światła były zapalone. Na koślawej kanapie naprzeciw nich siedział mężczyzna w średnim wieku, o siwych włosach i w szarym garniturze. Był mocno zbudowany, lecz nieskazitelnie ubrany, miał idealnie wygolone policzki: żadnych zacięć, podrażnień czy braków. Był doskonale ostrzyżony i uczesany, każdy włos na jego głowie był na swoim miejscu.

— Pan McNulty — przedstawiła Kathy słabym głosem. Wstając, mocno zbudowany mężczyzna wyciągnął w kierunku Jasona prawą rękę. Jason odruchowo zamierzał ją uścisnąć.

— Nie — powiedział. — Nie zamierzam ściskać panu ręki; chcę zobaczyć pańskie dokumenty, te, które ona dla pana zrobiła. Proszę mi je dać.

Bez słowa — nie było o czym mówić — Jason podał mu swój portfel.

— Nie zrobiłaś ich — stwierdził McNulty po krótkich oględzinach — chyba że stałaś się o niebo lepsza.

— Niektóre z tych dokumentów mam od lat — powiedział Jason.

— Naprawdę? — mruknął McNulty. Zwrócił mu portfel i dokumenty. — Kto podrzucił mu mikronadajnik? — zapytał Kathy. — Ty? Ed?

— Ed — odpowiedziała Kathy.

— I co my tu mamy? — rzekł McNulty, mierząc wzrokiem Jasona, jakby brał wymiary trumny. — Mężczyzna po czterdziestce, dobrze ubrany, modne ciuchy. Drogie buty… zrobione z prawdziwej skóry. Zgadza się, panie Taverner?

— Bukat — odparł Jason.

— Według dokumentów jest pan muzykiem — rzekł McNulty. — Gra pan na jakimś instrumencie?

— Śpiewam.

— Niech pan coś dla nas zaśpiewa.

— Idź do diabła — odrzekł Jason i zdołał zapanować nad głosem; słowa zabrzmiały dokładnie tak, jak chciał. Nie głośniej, nie ciszej.

— On wcale nie pęka. Wie kim jestem? — powiedział McNulty do Kathy.

— Tak. Ja… powiedziałam mu. Częściowo.

— Powiedziałaś mu o Jacku — mruknął McNulty. A do Jasona rzekł: — Nie ma żadnego Jacka. Ona uważa inaczej, ale to zwykłe urojenia. Jej mąż zginął trzy lata temu w wypadku drogowym, nigdy nie był w obozie pracy.

— Jack żyje — wtrąciła Kathy.

— Widzi pan? Doskonale przystosowała się do świata zewnętrznego, oprócz tej jednej idei. Nie może się jej pozbyć, tylko ona stabilizuje jej życie. — Wzruszył ramionami. — To nieszkodliwa idea i zapewnia jej równowagę. Dlatego nie próbujemy jej leczyć psychiatrycznie.

Kathy zaczęła cicho płakać. Wielkie łzy spływały jej po policzkach i opadały, jak kleksy, na bluzkę. Tu i tam pojawiły się ślady łez w postaci ciemnych plam.

— Za parę dni porozmawiam z Edem Pracim — oznajmił McNulty. — Zapytam go, dlaczego podrzucił panu mikronadajnik. On miewa przeczucia; pewnie kierował się przeczuciem.

— Po chwili dodał: — Proszę pamiętać, że dokumenty w pańskim portfelu to kopie tych, które znajdują się w różnych bankach danych rozsianych na kuli ziemskiej. Te kopie są zadowalające, ale może zechcę sprawdzić oryginały. Miejmy nadzieję, że również są w porządku.

— Przecież to rzadko stosowana procedura. Statystycznie… — odezwała się Kathy słabym głosem.

— W tym przypadku — powiedział McNulty — sądzę, że warto spróbować.

— Dlaczego? — spytała.

— Ponieważ uważamy, że nie mówisz nam wszystkiego. Pół godziny temu ten człowiek przeszedł przez wyrywkową kontrolę. Śledziliśmy go za pomocą mikronadajnika. Jego papiery wydają mi się w porządku, ale Ed mówi…

— Ed pije — przerwała Kathy.

— Ale możemy na niego liczyć — uśmiechnął się McNulty; profesjonalny promyk zadowolenia w nędznym pokoiku. — A na ciebie nie zawsze.

Podsuwając mu książeczkę wojskową, Jason potarł palcem małą, trójwymiarową fo-tografę. Odezwał się blaszany głosik: „I jak, na wznak?”

— Jak to można podrobić? — spytał Jason. — Przecież to mój głos sprzed wielu lat, kiedy powołano mnie do wojska.

— Wątpię — rzekł McNulty. Spojrzał na zegarek. — Czy jesteśmy pani coś winni, panno Nelson, czy w tym tygodniu jesteśmy kwita?

— Kwita — odparła z trudem. A potem cichym, drżącym głosem dodała: — Kiedy Jack wyjdzie, wcale nie będziecie mogli na mnie liczyć.

— Dla ciebie — powiedział wesoło McNulty — Jack nigdy nie wyjdzie.

Mrugnął do Jasona, który odpowiedział mrugnięciem. Dwa razy. Rozumiał McNulty’ego. Ten człowiek żerował na słabości innych; prawdopodobnie od niego i jego osobliwych, wesołych kompanów Kathy nauczyła się manipulować ludźmi.

Teraz rozumiał, w jaki sposób stała się tym, kim była. Zdrada była na porządku dziennym; odmowa zdrady, jak w jego przypadku, graniczyła z cudem. Mógł tylko dziwić się swemu szczęściu i dziękować losowi.

Żyjemy w państwie zdrady, pojął nagle. Kiedy byłem osobistością, byłem nietykalny. Teraz jestem jak każdy inny; teraz staję przed tym, z czym oni zawsze mieli do czynienia, przed tym, z czym niegdyś się spotkałem, ale później wyrzuciłem z pamięci, ponieważ zbyt przygnębiające było wiedzieć… Kiedyś miałem wybór i wybrałem niewiedzę.

— Pójdzie pan ze mną — powiedział McNulty, kładąc grubą, piegowatą dłoń na ramieniu Jasona.

— Dokąd? — zapytał Jason; odsuwał się od policjanta tak samo, jak Kathy odsuwała się od niego. Ona również uczyła się od McNultych tego świata.

— Nie możecie go o nic oskarżyć! — wykrztusiła Kathy, zaciskając pięści.

— Nie zamierzamy go o nic oskarżać — odparł gładko McNulty. — Chcę tylko pobrać odciski palców, stóp, próbkę głosu i zrobić encefalograf. Dobrze, panie Tavern?

— Nie chciałbym poprawiać ofcera policji… — zaczął Jason i przerwał, widząc ostrzegawcze spojrzenie Kathy, po czym dokończył: — który wykonuje swoje obowiązki, więc pójdę z panem.

Może Kathy ma rację; może lepiej, że ten policjant przekręcił nazwisko Jasona Tavernera. Kto wie? Czas pokaże.

— Pan Tavern — mruknął leniwie McNulty, popychając go do drzwi. — To sugeruje piwo, miłe ciepło i wygody, prawda? — Obejrzał się na Kathy i powtórzył ostro: — Prawda?

— Pan Tavern to miły człowiek — wycedziła Kathy przez zaciśnięte zęby. Drzwi zamknęły się za nimi i McNulty sprowadził Jasona po schodach do holu, wdychając po drodze rozchodzący się wszędzie odór cebuli i przypraw.

W 469 komisariacie Jason Taverner poczuł się zagubiony w tłumie mężczyzn i kobiet, którzy kręcili się bez celu, czekając na wezwanie, zwolnienie, informacje czy rozkazy. McNulty wpiął mu w klapę marynarki jakiś kolorowy znaczek; tylko Bóg i policja wiedzieli, co oznacza.

Na pewno coś oznaczał. Umundurowany policjant za biurkiem sięgającym od ściany do ściany skinął na niego.

— W porządku — powiedział. — Inspektor McNulty wypełnił częściowo pański formularz J-2. Jason Tavern. Adres: Vine Street 2048.

Skąd McNulty wytrzasnął coś takiego, dziwił się Jason. Vine Street. Zaraz jednak zrozumiał, że to adres Kathy. McNulty założył, że mieszkają razem; przepracowany, jak wszyscy policjanci, wpisał dane wymagające najmniejszego wysiłku. Prawo natury: obiekt — żywa istota — wybiera najkrótszą drogę łączącą dwa punkty. Jason wypełnił formularz.

— Niech pan włoży rękę do tego otworu — polecił ofcer, wskazując maszynę do pobierania odcisków palców. Jason wykonał polecenie. — A teraz proszę zdjąć jeden but, lewy lub prawy, i skarpetkę. Może pan siąść tutaj.

Odsunął segment biurka, odsłaniając przejście i krzesło.

— Dzięki — mruknął Jason, siadając.

Gdy zdjęto mu odcisk stopy, powiedział do mikrofonu:

— Król Karol podarował królowej Karolinie korale koloru koralowego. — To stanowiło próbkę głosu. Następnie znów usiadł; na głowie założono mu końcówki, i maszyna ze szczękiem wypluła długi gęsto zapisany arkusz papieru; było po wszystkim. Elektroencefalograf. Na tym zakończyły się badania.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Płyńcie łzy moje, rzekł policjant»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Płyńcie łzy moje, rzekł policjant» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Płyńcie łzy moje, rzekł policjant»

Обсуждение, отзывы о книге «Płyńcie łzy moje, rzekł policjant» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x