Mówiąc to ojciec pokłonił się jej. Nie był to zwykły, uprzejmy ukłon odprawy, lecz głęboki ukłon pełen szacunku. Niemal dotykał czołem podłogi. Nie całkiem, gdyż to byłoby zniewagą, niemal drwiną, gdyby naprawdę pochylił się tak nisko, by oddać honor własnej córce. Jednak posunął się tak daleko, jak pozwalała godność.
Zaskoczyło ją to, przestraszyło… Zaraz jednak zrozumiała. Kiedy sugerował, że szansa, by wybrano go bogiem Drogi, zależy od jej wielkości, nie mówił o jakimś nieokreślonym, przyszłym zdarzeniu. Mówił o jej zadaniu. Jeśli odkryje maskę bogów, znajdzie naturalne wyjaśnienie zniknięcia Floty Lusitańskiej, wybór na boga Drogi będzie zapewniony. Oto jak bardzo jej ufał. Oto jak ważne powierzył jej zadanie. Czym było jej dojrzewanie wobec boskości ojca? Musi pracować ciężej, myśleć sprawniej i odnieść sukces tam, gdzie przegrały wszystkie instytucje wojska i Kongresu. Nie dla siebie, ale dla matki, dla bogów i dla szansy, by ojciec został jednym z nich.
Qing-jao opuściła pokój Hań Fei-tzu. Zatrzymała się w drzwiach i obejrzała się na Wang-mu. Jedno spojrzenie bogosłyszącej wystarczyło jako rozkaz, by dziewczyna poszła za nią.
Zanim Qing-jao dotarła do własnego pokoju, drżała od powstrzymywanej żądzy oczyszczenia. Wszystko, co dzisiaj uczyniła złego: buntowniczość wobec bogów, odmowa wcześniejszej pokuty, głupota, kiedy nie zrozumiała, na czym polega jej właściwe zadanie… wszystko to powróciło. Nie czuła się brudna; nie pragnęła kąpieli i nie obrzydzenie do siebie odczuwała. Przecież jej niegodziwość została złagodzona przez pochwałę ojca, przez tę boginię, która pokazała jej, jak przejść przez drzwi, i słuszny wybór, jakim okazała się Wang-mu. To próba, którą Qing-jao pokonała dzielnie. Pragnęła jednak oczyszczenia. Chciała, by bogowie stanęli przy niej, gdy będzie im służyć.
Tyle że żadna znana pokuta nie wystarczy dla zaspokojenia tej niepohamowanej żądzy.
I nagle zrozumiała: musi prześledzić jeden słój na każdej desce podłogi.
Natychmiast wybrała punkt początkowy, w południowo-wschodnim rogu pokoju. Każde śledzenie rozpocznie przy wschodniej ścianie, by rytuał prowadził ją ku zachodowi, w stronę bogów. Na końcu czekała najkrótsza deska podłogi, krótsza niż metr, w północno-zachodnim rogu. To nagroda: ostatnie śledzenie będzie krótkie i łatwe.
Słyszała, jak Wang-mu cicho wchodzi za nią, teraz jednak nie miała czasu dla śmiertelników. Bogowie czekali. Uklękła w kącie i zbadała słoje, szukając tego, który z woli bogów winna prześledzić. Zwykle sama decydowała i wybierała wtedy najtrudniejszy, by nie zasłużyć na ich pogardę. Dziś jednak odczuwała absolutną pewność, że oni sami wybiorą. Pierwsza linia była szeroka, falista ale wyraźna: już teraz okazywali jej łaskawość. Dzisiejszy rytuał będzie niemal rozmową między Qing-jao a bogami. Dzisiaj przełamała niewidzialną barierę, zbliżyła się do czystego zrozumienia ojca. Może kiedyś bogowie przemówią do niej tak wyraziście, jak — w opinii zwykłych ludzi — zwracali się do wszystkich bogosłyszących.
— Świątobliwa — odezwała się Wang-mu.
Poczuła się tak, jakby jej radość odlana była ze szkła, a Wang-mu umyślnie je stłukła. Czy nie wiedziała, że przerwany rytuał trzeba zaczynać od początku?
Qing-jao powstała i spojrzała gniewnie na dziewczynkę.
Wang-mu musiała dostrzec wściekłość na twarzy swej pani. Nie rozumiała jednak powodów.
— Wybacz mi — powiedziała szybko, padła na kolana i pochyliła głowę aż do ziemi. — Zapomniałam, że nie mam cię nazywać „świątobliwą”. Chciałam tylko zapytać, czego szukasz, abym mogła ci pomóc.
Qing-jao roześmiała się niemal z tej pomyłki. Oczywiście, Wang-mu nie mogła wiedzieć, że bogowie przemawiają do Qing-jao. Teraz, kiedy minęła złość, zawstydziła się, że tak bardzo przestraszyła dziewczynkę. Sekretna druhna nie powinna dotykać czołem podłogi. Qing-jao nie lubiła patrzeć, jak ktoś się poniża.
W jaki sposób zdołałam ją tak przestraszyć? Cieszyłam się, gdyż bogowie przemówili do mnie wyraźnie. Lecz radość była samolubna, a kiedy ona przerwała mi niewinnie, zwróciłam do niej twarz pełną nienawiści. Czy taka jest moja odpowiedź dla bogów? Okazują mi miłość, a ja przekładam ją na nienawiść, i to wobec ludzi, którzy są ode mnie zależni? Bogowie znowu ukazali mi moją niegodziwość.
— Wang-mu, nie możesz mi przerywać, kiedy zobaczysz, że pochylam się nad podłogą. — I opowiedziała o rytuale oczyszczenia, wymaganym przez bogów.
— Czy ja także muszę to robić? — zapytała Wang-mu.
— Nie, chyba że bogowie tego zażądają.
— Skąd będę wiedziała?
— Jeśli nie zdarzyło się to do dzisiaj, to prawdopodobnie nigdy już się nie zdarzy. Gdyby jednak nastąpiło, będziesz wiedziała, ponieważ nie znajdziesz w sobie siły, by oprzeć się głosowi bogów w swym umyśle.
Wang-mu z powagą skinęła głową.
— Jak mogę ci pomóc… Qing-jao? — Ostrożnie, z szacunkiem wypróbowała imię swej pani. Po raz pierwszy w życiu Qing-jao zdała sobie sprawę, że imię to, słodkie i delikatne w ustach ojca, może też zabrzmieć podniośle, gdy wymawia się je z takim zachwytem. Jednak cierpiała niemal, gdy nazwano ją Jaśniejącą Blaskiem właśnie w chwili, gdy tak wyraźnie pojęła swe niedostatki. Ale nie zabroni Wang-mu używać tego imienia. Dziewczynka musiała przecież jakoś się do niej zwracać, a pełen szacunku ton posłuży za bezustanne, ironiczne przypomnienie, jak mało na ten szacunek zasługuje.
— Możesz mi pomóc nie przerywając — odparła Qing-jao.
— Czy powinnam wyjść?
Qing-jao już chciała potwierdzić, gdy nagle zrozumiała, że z jakichś powodów bogowie chcieli, by Wang-mu stała się elementem jej pokuty. Skąd o tym wiedziała? Ponieważ myśl o odejściu dziewczynki była prawie tak nieznośna, jak pamięć o nie dokończonym słoju.
— Zostań, proszę. Czy potrafisz czekać w milczeniu… i patrzeć na mnie?
— Tak… Qing-jao.
— Wyjdź, jeśli potrwa to tak długo, że nie będziesz już mogła wytrzymać. Jednak tylko wtedy, gdy ja będę poruszać się z zachodu na wschód. To znaczy, że jestem między jednym a drugim słojem i twoje odejście nie zakłóci mi śledzenia. Ale nie wolno ci się do mnie odzywać.
Wang-mu szeroko otworzyła oczy.
— Chcesz to zrobić dla każdego słoja drewna na każdej desce podłogi?
— Nie — uspokoiła ją Qing-jao. Bogowie nie byliby tak okrutni! Lecz niemal równocześnie uświadomiła sobie, że może nadejść dzień, gdy takiej właśnie pokuty zażądają. Lęk wzbudził w niej mdłości. — Tylko jedną linię na każdej desce w tym pokoju. Obserwuj ze mną, dobrze?
Dostrzegła, że Wang-mu zerka na wskaźnik czasu nad terminalem. Nadeszła już godzina snu, a obie przecież straciły popołudniową drzemkę. To nienaturalne, by człowiek tak długo funkcjonował bez snu. Dni na Drodze były o połowę dłuższe niż na Ziemi, więc nigdy nie zgadzały się dokładnie z wewnętrznym zegarem ludzkiego organizmu. Nie wykorzystać drzemki, a potem nie położyć się o właściwej porze było bardzo trudnym wyczynem.
Qing-jao nie miała jednak wyboru. Jeżeli Wang-mu nie potrafi zachować przytomności, musi wyjść natychmiast, choć bogom się to nie spodoba.
— Nie wolno ci spać, Wang-mu — ostrzegła. — Gdybyś usnęła, musiałabym przemówić do ciebie, żebyś się przesunęła i odsłoniła linie, które muszę prześledzić. A jeśli się odezwę, muszę zacząć od początku. Czy wytrwasz przytomna, milcząca i nieruchoma?
Читать дальше