Orson Card - Ksenocyd

Здесь есть возможность читать онлайн «Orson Card - Ksenocyd» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2001, ISBN: 2001, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ksenocyd: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ksenocyd»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ender jako chłopiec uratował Ziemię przed najazdem Robali, wdzięczność ludzi nie trwała jednak długo. Winą za morderstwo na obcej rasie obarczyli tego, który ich uratował. Szanują i podziwiają Mówcę Umarłych, twórcę odnowy moralnej, który głosi szacunek dla wszelkiej formy życia. Nikt nie wie, że Ender i Mowca to ta sama osoba. Mówca zostaje wezwany na planetę Lusitanię, gdzie odkryto kolejną formę inteligentnego życia. Prosiaczki po śmierci swej pierwszej swej formy cielesnej otrzymują formę drzewa. W procesie przejścia konieczny jest udział pewnego wirusa, który zagraża życiu ludzi, na dodatek jest to wirus myślący. Kongres międzyplanetarny wydaje rozkaz zniszczenia planety. Kryzys narasta…

Ksenocyd — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ksenocyd», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Yarsam i Ro nie chcą mnie w swoim pokoju — oświadczyła przekornym tonem Plikt.

— Wcale im nie przeszkadzasz.

— Valentine — wtrącił Jakt. — Plikt nie wróci tam, bo nie chce niczego przegapić.

— Aha.

— Dobranoc — rzuciła z uśmiechem Plikt.

Wkrótce po niej wyszedł Jakt. Na chwilę położył dłoń na ramieniu Valentine.

— Zaraz tam będę — powiedziała. Nie kłamała; zamierzała iść za nim prawie od razu. Pozostała jednak na mostku zadumana, próbując zrozumieć jakoś wszechświat, który wszystkie znane człowiekowi obce inteligencje niemal równocześnie narażał na zgubę. Królową kopca, pequeninos, a teraz Jane, jedyną w swoim rodzaju, może wręcz jedyną, jaka kiedykolwiek może zaistnieć. Prawdziwa obfitość świadomego życia, choć znana jedynie nielicznym. I wszystkie te gatunki, jeden po drugim, czekało unicestwienie.

Przynajmniej Ender zrozumie w końcu, że to naturalny bieg rzeczy. Że nie jest odpowiedzialny za zniszczenie robali przed trzema tysiącami lat w takim stopniu, jak zawsze uważał. Widocznie ksenocyd został wbudowany we wszechświat. Żadnej łaski, nawet dla najlepszych w grze.

Jak mogła wierzyć, że jest inaczej? Dlaczego istoty inteligentne mają być wolne od groźby zagłady, która wisi nad każdym gatunkiem, jaki kiedykolwiek istniał?

Od wyjścia Jakta minęła chyba godzina, gdy Valentine wreszcie wyłączyła terminal i wstała. Tknięta nagłą myślą, przystanęła jeszcze i powiedziała w powietrze:

— Jane? Jane?

Żadnej odpowiedzi.

I żadnej nie powinna oczekiwać. To Miro nosił w uchu klejnot. Miro i Ender. Ile osób potrafi Jane obserwować równocześnie? Może dwie stanowiły kres jej możliwości.

A może dwa tysiące. Albo dwa miliony. Cóż wiedziała Valentine o możliwościach istoty istniejącej jako widmo filotycznych sieci? Gdyby nawet Jane ją słyszała, Valentine nie miała prawa oczekiwać odpowiedzi na wezwanie.

Zatrzymała się w korytarzu, dokładnie pomiędzy drzwiami Mira i drzwiami do kabiny, którą dzieliła z Jaktem. Nie były dźwiękoszczelne. Słyszała ciche pochrapywanie Jakta w ich sypialni. Słyszała też inny głos. Oddech Mira. Chłopiec nie spał. Może płakał. Wychowała troje dzieci i potrafiła rozpoznać ten nierówny, ciężki oddech.

Nie jest moim dzieckiem. Nie powinnam się wtrącać.

Pchnęła drzwi. Otworzyły się bezszelestnie, ale snop światła padł na łóżko. Płacz ucichł i Miro spojrzał na nią opuchniętymi oczami.

— Czego chcesz? — spytał.

Weszła do środka i usiadła na podłodze przy jego koi. Zaledwie kilka centymetrów dzieliło ich twarze.

— Nigdy nad sobą nie płakałeś, prawda?

— Parę razy.

— Ale dzisiaj płakałeś nad nią.

— Nad sobą też.

Valentine pochyliła się, objęła go i ułożyła głowę na swym ramieniu.

— Nie — szepnął. Ale nie wyrywał się. Po chwili niezręcznie wyciągnął rękę i przytulił ją. Nie płakał już, ale pozwolił trzymać się tak przez minutę czy dwie. Może mu to pomogło. Valentine nie wiedziała.

W końcu odsunął się i przewrócił na plecy.

— Przykro mi — mruknął.

— Nie ma za co — odparła. Odpowiadała zawsze na to, co ludzie myśleli, nie co mówili.

— Nie mów Jaktowi — szepnął.

— Nie ma o czym mówić. Porozmawialiśmy sobie.

Wstała i wyszła, zamykając za sobą drzwi. To dobry chłopak. Podobało jej się, że przyznał, jak mu zależy na opinii Jakta. I czy to ważne, że jego dzisiejsze łzy miały w sobie cząstkę żalu nad sobą? Ona sama kilka takich w życiu uroniła. Żal, przypomniała sama sobie, jest prawie zawsze żalem po stracie rozpaczającego.

ROZDZIAŁ 5

FLOTA LUSITAŃSKA

Ender twierdzi, że kiedy przybędzie tu flota Gwiezdnego Kongresu, zechce zniszczyć ten świat. Ciekawe.

Nie lękacie się śmierci?

Nie zamierzamy zostawać tu do ich przybycia.

Qing-jao nie była już małą dziewczynką, której dłonie krwawiły w ukryciu. Kiedy wykazano, że jest bogosłyszącą, jej życie uległo całkowitej przemianie. Po dziesięciu latach zaakceptowała głos bogów i swoje miejsce w społeczeństwie. Nauczyła się przyjmować przywileje i honory jako dary przeznaczone w istocie dla bogów, nie dla siebie. Nie była zarozumiała — tego nauczył ją ojciec. Przeciwnie, była coraz bardziej pokorna, gdy bogowie i ludzie składali na jej barkach większe j i większe ciężary.

Swe obowiązki traktowała poważnie i znajdowała w nich radość. W ciągu dziesięciu lat zakończyła swe trudne, ale wspaniałe studia. Ciało kształtowała i doskonaliła w towarzystwie innych dzieci — przez biegi, pływanie, jazdę konną, walkę na miecze, walkę na kije, walkę na ręce. Jej pamięć, podobnie jak pamięć jej rówieśników, wypełniły obce słowa: w starku, powszechnie używanej mowie gwiazd, wpisywanej do komputerów; w starochińskim, gardłowo śpiewanym i rysowanym w pięknych ideogramach na ryżowym papierze lub piasku; i w nowochińskim, zwyczajnie wypowiadanym ustami i notowanym znakami normalnego alfabetu na zwykłym papierze albo na ziemi. Nikogo nie dziwiło — z wyjątkiem samej Qing-jao — że poznała te języki o wiele szybciej i dokładniej niż inne dzieci.

Niektórzy wykładowcy przychodzili tylko do niej. Tak poznawała nauki przyrodnicze i historię, matematykę i muzykę. Co tydzień wracała do ojca i spędzała z nim pół dnia. Pokazywała mu, czego się nauczyła, i czekała na ocenę. Pochwała z jego ust sprawiała, że Qing-jao tańczyła z radości przez całą drogę powrotną; w wyniku najlżejszej przygany przez całe godziny śledziła słoje drewna w klasie. Dopiero wtedy czuła się znowu godna, by wrócić do lekcji.

Część nauki odbywała się w samotności. Rozumiała, jak silny był ojciec: potrafił na długi czas sprzeciwić się poleceniom bogów. Wiedziała, że gdy bogowie żądają rytuału oczyszczenia, pragnienie… potrzeba posłuszeństwa jest tak ogromna, że nie można im odmówić. A jednak ojciec to potrafił — przynajmniej tak długo, że nigdy nie dokonywał rytuału publicznie. Qing-jao pragnęła takiej siły; zaczęła więc uczyć się dyscypliny opóźniania. Kiedy bogowie dawali poznać jej porażającą niegodność, kiedy oczy same zaczynały szukać w deskach podłogi linii słojów albo dłonie zdawały się nieznośnie brudne, czekała. Próbowała koncentrować się na tym, w czym uczestniczyła, i odsuwać rytuał jak najdłużej.

Z początku tryumfem było zyskanie całej minuty. A kiedy wreszcie kruszył się jej opór, bogowie karali ją, czyniąc oczyszczenie bardziej pracochłonnym, trudniejszym niż zwykle. Qing-jao nie rezygnowała jednak. Była przecież córką Hań Fei-tzu. I z czasem, przez lata, odkryła to, co wiedział ojciec: można żyć z tym pragnieniem, zamknąć je często na całe godziny, niczym jasny płomień ukryty w szkatułce z półprzejrzystego nefrytu — niebezpieczny, straszny ogień bogów, płonący w jej sercu.

Potem, kiedy była sama, mogła otworzyć tę szkatułkę i wypuścić płomień. Nie w jednej strasznej erupcji, ale powoli, stopniowo, wypełniając się światłem, kiedy pochylała głowę i śledziła słoje drewna w deskach podłogi. Albo stojąc nad uświęconą misą rytualnego mycia, spokojnie i metodycznie szorowała ręce pumeksem, ługiem i aloesem.

W ten sposób wykorzystała gniewny głos bogów, by nauczyć się dyscypliny oddawania czci. Jedynie w rzadkich chwilach nagłych rozterek traciła panowanie nad sobą i rzucała się na podłogę przy nauczycielu albo gościu. Te poniżenia przyjmowała jako napomnienie, że władza bogów jest absolutna, że jedynie dla własnej zabawy pozwalają jej zwykle na samokontrolę. Qing-jao wystarczała ta niedoskonała dyscyplina. Nie mogła przecież dorównać w doskonałości ojcu. Jego niezwykła szlachetność wynikała z szacunku, jakim darzyli go bogowie. Nie żądali publicznego poniżenia. Ona nic jeszcze nie uczyniła, by zasłużyć na taki zaszczyt.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ksenocyd»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ksenocyd» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ksenocyd»

Обсуждение, отзывы о книге «Ksenocyd» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x