— Z Cathy? Niech sprawdzę w rozkładzie. — Odgłos naciskanych klawiszy. — Dziesiątego? Nie, obawiam się, że nie. Czy ona ma jakieś kłopoty?
Sandra skręciła w Lawrence West.
— Czy powiedziałam dziesiątego? — zapytała. — Pomyliłam się. Chodziło mi o czternastego.
— Nie sądzę… — Dalsze uderzenia w klawisze. — Och, chwileczkę. Tego dnia mój samochód był w naprawie. Tak, Cathy podwiozła mnie do pracy. Jest bardzo miła w takich sytuacjach.
— Dziękuję — odparła Sandra. To była standardowa metoda. Najpierw należało się upewnić, czy pytany nie skłamie odruchowo, chcąc chronić znajomą osobę. Dopiero potem zadawało się właściwe pytanie. Cathy Hobson najwyraźniej miała alibi. Niemniej jednak, jeśli było to zabójstwo na zamówienie, fakt, że w chwili jego popełnienia przebywała gdzie indziej, dowodził niewiele.
— Czy jest coś jeszcze? — zapytała Carla Wishinski.
— Nie, to wszystko. Czy ma pani zamiar opuścić miasto?
— Hmm, tak. Mam… no… wybieram się na urlop do Hiszpanii.
— W takim razie życzę miłej podróży! — odparła Sandra.
Nigdy jej to nie nudziło.
Duch, kopia symulująca życie po śmierci, penetrował sieć w poszukiwaniu nowych bodźców. Wszystko było takie statyczne, takie niezmienne. Och, mógł szybko przyswoić treść książki albo grupy wiadomości, ale sama informacja była pasywna i w ostatecznym rozrachunku to właśnie czyniło ją nudną.
Zbadał również komputery w Mirror Image. Na koniec znalazł należący do Sarkara bank gier. Wypróbował szachy, Tetris, go, Bollix i tysiąc innych, ale nie były lepsze od interaktywnych gier w sieci. Zresztą Peter Hobson nigdy nie przepadał zbytnio za grami.
Wolał poświęcać energię sprawom naprawdę znaczącym, a nie głupiemu współzawodnictwu, które nie zmieniało niczego. Duch nie zaprzestawał poszukiwań, przechodząc przez kolejne pliki.
I, na koniec, natrafił na podkatalog zwany ŻYCIE. Tu rozwijały się niebieskie ryby, te, które uznano za najbardziej odpowiednie do pozostawienia potomstwa. Duch, zafascynowany, obserwował ten proces przez kilka pokoleń. Życie, pomyślał.
Życie.
Wreszcie znalazł coś, co go zaintrygowało.
Sarkar uznał, że upłynęło wystarczająco dużo czasu, by kopie zaadaptowały się do nowych warunków. Pora zacząć stawiać wielkie pytania. Obaj z Peterem byli przez parę następnych dni zajęci innymi sprawami, wreszcie jednak spotkali się w Mirror Image i ukryli w pracowni komputerowej. Sarkar przywołał na plan pierwszy Ambrotosa. Miał już przystąpić do zadawania pytań, lecz powstrzymał się.
— To twój umysł — stwierdził. — Ty powinieneś go przepytywać.
Peter skinął głową i odchrząknął.
— Cześć, Ambrotos — powiedział.
— Cześć, Peter — odparł mechaniczny głos.
— I jaka właściwie jest ta nieśmiertelność?
Upłynął długi czas, nim Ambrotos odpowiedział, całkiem jakby kontemplował przedtem całą wieczność.
— Jest… najlepszym słowem będzie chyba relaksująca. — Kolejna przerwa. Nic nie działo się pośpiesznie. — Nie zdawałem sobie sprawy, jak silny nacisk wywiera na nas starzenie się. Och, wiem, iż kobiety czasami mawiają, że czują biologiczny zegar. Istnieje jednak większy zegar, który wpływa na nas wszystkich, a przynajmniej takich ludzi, jak ty i ja, ludzi, których coś gna, którzy czują potrzebę osiągnięcia czegoś. Wiemy, że nasz czas jest ograniczony, a istnieje tak wiele rzeczy, które chcemy zrobić. Przeklinamy każdą zmarnowaną minutę. — Kolejna przerwa. — No więc, ja już tego nie czuję. Nie odczuwam presji, by robić wszystko szybko. Nadal pragnę coś osiągnąć, ale dla mnie zawsze będzie jutro. Zawsze będę miał czas.
Peter zastanowił się nad tym.
— Nie jestem pewien, czy uznałbym osłabnięcie tej potrzeby za poprawę. Lubię, jak moja robota jest wykonana.
Odpowiedź Ambrotosa była nieskończenie spokojna.
— A ja lubię relaks. Lubię świadomość, że jeśli zechcę spędzić trzy tygodnie albo trzy lata na nauce czegoś, co akurat mnie zainteresuje, to mogę to zrobić, nie redukując czasu przeznaczonego na produktywną pracę. Jeśli mam ochotę przeczytać dzisiaj powieść, zamiast tyrać nad jakimś projektem, to co w tym złego?
— Ale wiesz już teraz, podobnie jak ja, że istnieje jakaś postać życia pozagrobowego — zauważył Peter. — Czy to cię nie interesuje?
Kopia roześmiała się.
— Obaj nigdy nie wierzyliśmy w życie pozagrobowe. Nawet teraz, gdy wiem, że tak jest, że coś pozostaje po fizycznej śmierci ciała, nie czuję pociągu do życia po śmierci, czymkolwiek mogłoby być. Niewątpliwie wykraczałoby ono poza fizyczny byt.
Istniałby w nim intelekt, ale nie ciało. Nigdy nie uważałem się za człowieka znajdującego upodobanie w zmysłowych przyjemnościach, a obaj wiemy, że nie przepadamy za uprawianiem sportu.
Niemniej lubię seks. Lubię czuć ciepło słońca na skórze. Lubię zjeść coś naprawdę dobrego. Lubię nawet zjeść coś paskudnego. Brakowałoby mi ciała, gdybym go nie miał.
Brakowałoby mi fizycznych bodźców. Brakowałoby mi… wszystkiego. Gęsiej skórki, łaskotania, solidnych pierdnięć i przesuwania dłonią po porannym zaroście.
Wszystkiego. To fakt, że życie po śmierci mogłoby trwać wiecznie, ale to samo dotyczy fizycznej nieśmiertelności, a mnie podoba się fizyczna część.
Peter zachowywał ostrożność. Sarkar przysłuchiwał się z uwagą.
— A co… co z naszym związkiem z Cathy? Pewnie myślisz, że całe to małżeństwo to tylko drobna chwilka w niezmiernie długim życiu?
— Nie, nie — odparł Ambrotos. — To zabawne. Mimo tego żarciku Colina Godoyo sądziłem, że nieśmiertelny pożałowałby chwili, w której poprzysiągłby robić coś aż do śmierci. Wcale jednak tak tego nie czuję. W gruncie rzeczy to przydało małżeństwu nowego wymiaru. Jeśli Cathy również stanie się nieśmiertelna, istnieje możliwość — realna możliwość — że będę mógł wreszcie naprawdę poznać ją całkowicie. W ciągu piętnastu lat wspólnego życia poznałem ją już lepiej niż kogokolwiek innego. Wiem, z jakich niecenzuralnych dowcipów będzie chichotać, a jakie natychmiast ją odrzucą. Wiem, jak ważna jest dla niej jej ceramika. Wiem, że nie mówi naprawdę poważnie, kiedy twierdzi, że nie lubi filmowych horrorów, ale jest w pełni poważna, gdy zapewnia, że nie znosi muzyki rockandrollowej z lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Wiem też, jaka jest inteligentna. Pod wieloma względami inteligentniejsza ode mnie. Ostatecznie ja nigdy nie potrafiłem rozwiązać krzyżówki z „New York Timesa”. Mimo to poznałem zaledwie maleńki ułamek jej osobowości. Z pewnością jest równie skomplikowana jak ja. Co naprawdę sądzi o moich rodzicach? O swojej siostrze? Czy kiedykolwiek modli się po cichu? Czy rzeczywiście lubi te rzeczy, które robimy razem, czy też tylko je toleruje? Jakimi myślami, nawet po całym tym czasie, obawia się ze mną podzielić? Oczywiście za każdym razem, gdy się spotykamy, przekazujemy sobie nawzajem maleńkie fragmenty swych jaźni. W miarę upływu dziesięcioleci i stuleci poznamy się lepiej. Nic nie mogłoby mi sprawić większej przyjemności.
Peter zmarszczył brwi.
— Ale ludzie się zmieniają. Nie możesz poświęcić tysiąca lat na poznanie jakiejś osoby, tak samo jak nie możesz ich poświęcić na poznanie miasta. Po upływie tak długiego okresu dawne informacje będą całkowicie przestarzałe.
— I to właśnie jest najcudowniejsze — odparła kopia, tym razem bez żadnych przerw. — Nawet gdybym spędził z Cathy wieczność, nigdy nie zabrakłoby nowych rzeczy, których mógłbym się o niej dowiedzieć.
Читать дальше