Bob Shaw - Człowiek z dwóch czasów

Здесь есть возможность читать онлайн «Bob Shaw - Człowiek z dwóch czasów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1979, Издательство: Czytelnik, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Człowiek z dwóch czasów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Człowiek z dwóch czasów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bob Shaw jest jednym z czołowych angielskich autorów science fiction. W powieści „Człowiek z dwóch czasów”, wykorzystując możliwości fantastyki, stwarza interesującą sytuację psychologiczną.

Człowiek z dwóch czasów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Człowiek z dwóch czasów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Kiedy go wreszcie usłyszał, zszedł na półpiętro, gdzie stał przez chwilę pogrążony w ciemnobrązowej ciszy wielkiego domu, niby szczupak wybierający z namysłem właściwy poziom w mrocznych wodach. Dziewięć lat — pomyślał. — Umrę. Dotknę jej i umrę.

Zszedł na dół. skradając się mimo woli, i wśliznął się do kuchni. Kate stała przy oknie i myła jabłka. Nie obejrzała się nawet, płucząc w dalszym ciągu jasnozielone owoce w zimnej wodzie. Ta zwykła domowa czynność uderzyła Bretona jako coś niestosownego.

— Kate — powiedział — po co to robisz?

— Te owoce są spryskiwane środkami owadobójczymi. — W dalszym ciągu nie chciała odwrócić głowy. — Zawsze myję jabłka.

— Rozumiem, i musisz to robić właśnie dziś rano. To jest ogromnie pilne, tak?

— Chcę je włożyć do lodówki.

— Ale przecież chyba nie ma pośpiechu, prawda?

— Nie. — Jej głos zabrzmiał cierpko, jakby zmusił ją do wyznania czegoś wstydliwego.

Breton poczuł wyrzuty sumienia — niepotrzebnie ją tak męczy.

— Czy zauważyłaś, że owoc zmoczony nabiera połysku i żywszej barwy?

— Nie.

— Tak. I nikt nie wie, dlaczego. Kate!

Odwróciła się do niego i wtedy Jack złapał ją za ręce. Były mokre i zimne i obudziły w nim koszmarne, odległe wspomnienie. Ucałował lodowate palce w akcie bardzo osobistej ekspiacji.

— Nie rób tego. — Usiłowała wyrwać mu dłonie, ale przytrzymał je mocniej.

— Kate — powiedział natarczywie. — Straciłem cię dziewięć lat temu, ale przecież i ty coś straciłaś. John cię nie kocha, a ja cię kocham. Po prostu.

— Nie powinieneś oceniać Johna zbyt pochopnie.

— Ja mogę sobie na to pozwolić. Ale spójrz na fakty: poszedł dziś do pracy jak gdyby nigdy nic. I zostawił nas samych. Czy sądzisz, że ja bym cię zostawił sam na sam ze zdeklarowanym rywalem? Ja bym… — urwał. Miał zamiar powiedzieć, że on by zabił rywala.

— John tak się zachowuje, bo jest urażony. To coś w rodzaju psychicznego judo z jego strony. Jak ty pchasz, to on ciągnie. Jak ty ciągniesz, on pcha.

W miarę jak Breton przybliżał ją do siebie, Kate mówiła coraz szybciej, rozpaczliwiej. Delikatnie sunąc palcami wzdłuż jej kręgów szyjnych wsunął rękę w Jej włosy i obrócił twarzą ku sobie. Przez kilka sekund opierała się, po czym — zupełnie nagle — podała mu rozchylone usta. Breton miał otwarte oczy podczas tego pierwszego pocałunku, pragnął, by odcisnął się on piętnem w jego świadomości, by wzniósł się ponad czas.

Później, kiedy leżeli w pergaminowym świetle sypialni, przy zamkniętych żaluzjach, w zadziwieniu patrzył w sufit. A więc to, pomyślał, znaczy być przy zdrowych zmysłach. Napawał się świadomie uczuciem relaksu i zadowolenia płynącym z każdej cząstki jego ciała. W tym nastroju wszystko, co wiązało się z faktem życia, było dobre. Mógłby w tej chwili czerpać nieopisaną radość z tysiąca zwykłych, zapomnianych gdzieś po drodze czynności, jak chodzenie po górach, picie piwa, rąbanie drzewa czy pisanie wierszy.

Położył rękę na chłodnym udzie Kate.

— Jak się czujesz?

— Dobrze. — Jej głos był senny, odległy.

Breton skinął głową i rozejrzał się po pokoju zupełnie nowymi oczyma. Przyćmione światło słoneczne miało w sobie coś żółtawośródziemnomorskiego, było kojące, ale absolutnie czyste, i nie ujawniało żadnych skaz we wszechświecie B. Przypomniała mu się dziwnie stosowna w tych okolicznościach zwrotka starego wiersza.

I tak nam przypomina owo malowanie,
Z jakim to Canaletto dążył znojem,
By każda jego cegła w każdej ścianie
Cementem oddzielona miała miejsce swoje.

Uniósł się, podparty na jednym łokciu, i spojrzał na Kate.

— Powinienem się nazywać Canaletto — powiedział. Popatrzyła na niego z nieśmiałym uśmiechem, po czym odwróciła twarz i Jack wiedział, że myśli o Johnie. Opadł na poduszkę i w roztargnieniu przejechał palcem pod paskiem zegarka dotykając ukrytego pod skórą wybrzuszenia chronomobilu. Jedyna skazę na wszechświecie B stanowiło istnienie Johna Bretona. Ale ten stan rzeczy był oczywiście przejściowy.

VII

Jake Larmour patrzył znużony przez półokrągłą szybę swojego łazika na płaską, monotonną powierzchnię Księżyca. Silnik pojazdu pracował cały czas na najwyższych obrotach, ale zachodni brzeg Morza Spokoju, ku któremu zmierzał już od dwóch godzin, wydawał się równie odległy jak na początku. Od czasu do czasu Jake ziewał szeroko albo pogwizdywał cienko smutną melodyjkę. Był znudzony.

W Pine Ridge, w Wisconsin, perspektywa pracy w obsłudze radarowej Księżyca wydawała się niesłychanie frapująca i ciekawa. Teraz, po trzech miesiącach patrolowania stacji przekaźnikowych, osiągnął stan, w którym zaczął wykreślać dni w specjalnie do tego celu sporządzonym kalendarzu. Wiedział, że Księżyc jest wymarły, nie przewidział jednak, że tak źle zniesie kompletny brak życia.

Gdyby tylko, pomyślał już po raz tysiączny w czasie tej podróży, gdyby tylko coś się poruszyło.

Odchylił się do tyłu, ziewając szczególnie szeroko i wyciągając ramiona, tak jak mu na to pozwalały skromne rozmiary kabiny łazika, kiedy nagle coś mignęło i zaraz potem znikło na powierzchni krateru znajdującego się jakieś sto jardów przed nim. Instynktownie nacisnął hamulec i pojazd zatrzymał się z piskiem. Larmour wyprostował się w fotelu, badając wzrokiem rozciągający się przed nim teren i zastanawiając się, czy aby wyobraźnia nie płata mu figla. Upłynęło kilka nieznośnie długich sekund, podczas których krajobraz księżycowy pozostawał w błogim spokoju. Larmour miał już ruszyć, kiedy znów mu coś mignęło na lewo, ale trochę bliżej.

Nerwowo przełknął ślinę. Tym razem jego wzrok szybciej pochwycił ruch: puszysty, szary przedmiot, mniej więcej wielkości piłki futbolowej, który na moment wyskoczył ponad powierzchnię Księżyca, by natychmiast z powrotem się schować. To zjawisko powtórzyło się mniej więcej trzykrotnie, za każdym razem w innym miejscu.

— Do diabła — powiedział Larmour głośno. — Jeżeli okaże się, że odkryłem księżycowe susły, stanę się sławny.

Drżąc lekko sięgnął do wyłącznika radia, ale w tej samej chwili uświadomił sobie, że od Bazy Trzeciej dzieli go zbyt znaczna wypukłość księżycowej powierzchni, żeby mógł nawiązać z nią kontakt. Przed szybą łazika puszysta kula wychyliła się bezczelnie i zniknęła. Larmour wahał się zaledwie sekundę, po czym szybko odłączył rurę odprowadzającą, zahermetyzował skafander ciśnieniowy i poczynił niezbędne przygotowania do wyjścia z pojazdu księżycowego. W kilka minut później, z trudem opanowując poczucie nierealności, wysiadł z łazika i zaczął niepewnie zbliżać się do miejsca, gdzie po raz ostatni dostrzegł ruch. Idąc, cały czas wypatrywał czegoś w rodzaju jam susłów, ale odwieczna warstwa pyłu księżycowego była idealnie gładka, poza bezładnymi śladami jego własnych stóp.

Nagle kilka puszystych kulek wyskoczyło w promieniu pięćdziesięciu kroków. Z zapartym tchem, przywołując na pomoc całą przytomność umysłu, trwał ze wzrokiem utkwionym w najbliższą. Następnie podszedł do tego miejsca niewprawnym krokiem, w warunkach niskiej grawitacji, i zmarszczył swoje rude brwi stwierdzając brak jakiegokolwiek dołka, który mógłby pomieścić tajemnicze zjawisko.

Ukląkł, żeby zmienić kierunek promieni świetlnych odbijających się od powierzchni Księżyca, i wtedy dostrzegł przypominające talerz zagłębienie z maleńkim dołeczkiem pośrodku. Coraz bardziej zaintrygowany, delikatnie odgarnął rękami pył, odsłaniając znajdujące się na głębokości trzech cali skalne podłoże. Ukazała się równiutka okrągła dziurka o średnicy około cala, jak gdyby wyborowana świdrem. Larmour wsadził do niej palec, ale natychmiast go wyszarpnął, ponieważ gorąco przeniknęło nawet przez rękawiczkę. Skała dokoła była rozgrzana dosłownie do czerwoności.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Człowiek z dwóch czasów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Człowiek z dwóch czasów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Człowiek z dwóch czasów»

Обсуждение, отзывы о книге «Człowiek z dwóch czasów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x