Jakie to było żenujące!
Dyskretnie, starając nie rzucać się w oczy, przemknął na skraj grupy, żeby oddalić się od Dury. Natychmiast osaczył go ten nowy rodzaj lęku — czuł, że jest odsłonięty i narażony na niebezpieczeństwo. Potrząsnął głową, jakby chciał się pozbyć stęchłego Powietrza. Wykonał obrót, żeby odwrócić się od grupy i móc oglądać Płaszcz.
Farr wiedział, że Płaszcz jest głęboki na dziesiątki milionów ludzi. Człowiek mógł żyć tylko w górnej warstwie o grubości około dwóch milionów ludzi. Chłopiec pojmował, dlaczego tak jest, przynajmniej częściowo… Skomplikowane związki ciężkich jąder cyny, z których składało się jego ciało (jak z powagą wyjaśniał mu ojciec), pozostawały stabilne — czyli powiązane wymianami par neutronów — tylko w obrębie tej warstwy. Decydująca była gęstość neutronów — przy za dużych wysokościach zbyt mała liczba neutronów uniemożliwiała jądrom wchodzenie w związki kompleksowe. Z kolei w dole, w przesyconym Podpłaszczu neutronów było zadużo . Tam jądra tworzące ciało Farra zaczęłyby się rozkładać, na koniec ulegając przemianie w gładką, neutronową ciecz.
Tutaj — w pobliżu koron drzew, na krańcu nadającej się do życia warstwy — Farr znajdował się dziesiątki tysięcy ludzi nad miejscem, w którym Sieć uległa zniszczeniu.
Brat Dury spojrzał w dół, w kierunku, z którego przybył. Ogromne niebo przecinały setki linii wirowych. Tworzyły zwarty szyk równolegle ułożonych błękitnobiałych smug, których końce znikały we mgle. Linie w dole wydawały się niewyraźne. Odległość między nimi malała w perspektywie, aż zaczynały się stapiać w błękitną mgłę nad Morzem Kwantowym. Morze przypominało fioletowy siniak, a jego złowieszczą powierzchnię spowijała mgła.
…Powierzchnia Morza wyginała się ku dołowi.
Farr z trudem stłumił okrzyk. Przełknął ślinę. Ponownie spojrzał na Morze, które subtelnie rozlewało się dokoła Nie miał wątpliwości, ze widzi potężną kulę Nawet wygięte linie wirowe opadały łagodnym łukiem, zbiegając się przy widnokręgu Stanowiły jakby klatkę opasującą Morze.
Chłopiec dorastał w przeświadczeniu, ze świat — Gwiazda — jest wielowarstwową piłką, gwiazdą neutronową Skorupa stanowiła powierzchnię piłki. Morze Kwantowe tworzyło zaś nieprzenikliwe jądro Płaszcz, włącznie z regionem zamieszkanym przez ludzi, był warstwą wewnątrz piłki wypełnioną Powietrzem Jak widać, wiedza o strukturze świata była czymś zupełnie innym niż oglądanie go na własne oczy.
Był wysoko Naprawdę silnie to odczuwał Patrzył teraz w dół, na to, co rozciągało się pod jego stopami na pustkę, która oddzielała go od Morza Oczywiście Sieć JUŻ dawno zagubiła się w Powietrzu i stanowiła malutką plamkę gdzieś w oddali Ale nawet ona, gdyby udało się ją zobaczyć, byłaby przyjemnym urozmaiceniem w tym złowieszczym bezmiarze.
Urozmaiceniem czego?
Nagle poczuł, jakby jego żołądek zamienił się w skłębione Powietrze Magpole, po którym się wspinał, wydawało się nie tylko niewidzialne, ale w dodatku nieuchwytne i jakby nieistniejące Farr odnosił wrażenie, ze mc go me podtrzymuje.
Mocno zacisnął powieki i spróbował cofnąć się w inny świat, do fantazji dzieciństwa Może jeszcze raz mógłby być wojownikiem i wziąć udział w Wojnach Rdzeniowych, epickich bitwach toczonych u zarania dziejów z Kolonistami.
Niegdyś ludzie byli wielcy, potężni „Złącza tunelowe” [3] Złącza tunelowe — właściwie tunele czasoprzestrzenne tworzone przez rolujące czarne dziury Jeśli w tekście występuje słowo tunel — i torowi chodzi wyłącznie o tunel czasoprzestrzenny Z kolei „Złącze tunelowe” — urządzenie wrota do tunelu czasoprzestrzennego.
, magiczne czworościany, pozwalały im pokonywać odległości tysięcy ludzi jednym skokiem, wielkie maszyny umożliwiały zaś loty i przez, i poza Gwiazdę.
Niestety Koloniści, tajemniczy mieszkańcy jądra Gwiazdy, wynurzyli się ze swojego lepkiego królestwa, aby walczyć z ludzkością. Zniszczyli albo usunęli cudowne Złącza i inne urządzenia. Zapewne całkowicie rozprawiliby się z ludzkością, gdyby nie chytra sztuczka Farra, Ur-człowieka, gigantycznego boga-wojownika…
Po dłuższej chwili poczuł, że ktoś dotyka jego ramienia. Otworzył oczy i zamiast Kolonisty zobaczył krążącą przed nim Durę. Spoglądała na niego z ostrożną obojętnością, a potem wyciągnęła rękę do góry.
— Jesteśmy tam.
Farr zerknął w pokazywanym przez nią kierunku.
Nad jego głową znajdowało się sześć liści ułożonych w schludny, symetryczny wzór. Chłopca ogarnęła absurdalna wdzięczność. Podciągnął się wyżej, w mrok za liśćmi.
Gałąź była tak gruba jak on i pokryta błyszczącym, ciemnym drewnem. Ponad nim, tam gdzie kończyły się liście, zaczynał się zamglony, błękitny mrok… albo przynajmniej tak mu się wydawało. Właściwie było odwrotnie: w górze znajdował się pień drzewa, zwisający ze Skorupy; z niego wyrastał konar porośnięty liśćmi, zwróconymi powierzchnią ku Morzu. Farr pogładził gałąź. Drzewo było twarde i gładkie, ale zdumiewająco ciepłe. Od głównego konaru odchodziło kilka mniejszych gałązek. Malutkie liście szukały smug światła między swoimi większymi kuzynami.
Chłopiec przywarł do gałęzi i otoczył ją ramionami, jakby to było ramię matki. Ciepło drewna przenikało do jego przemarzniętego ciała. Na moment ogarnęło go zakłopotanie, ale zignorował je. Wreszcie czuł się bezpieczny.
Dura prześlizgnęła się przez liście i zbliżyła do brata. Stłumiony światłocień drzewa podkreślał jej rysy. Uśmiechnęła się, odgadując jego zażenowanie.
— Nie przejmuj się — powiedziała cicho, tak żeby nie mogli jej usłyszeć inni. — Wiem, co czujesz. Kiedy przybyłam tu pierwszy raz, czułam się tak samo.
Farr zmarszczył brwi. Niechętnie puścił gałąź i odepchnął się.
— Naprawdę? Odnoszę wrażenie, że… że zaraz zostanę ściągnięty z tego drzewa…
— To lęk przed spadaniem.
— Ale to przecież niedorzeczne, prawda? — Dla chłopca „spadanie" oznaczało utratę kontroli nad Magpolem podczas falowania. Kończyło się po przebyciu dystansu wynoszącego zaledwie kilku ludzi — niewielki opór Powietrza i prądy wywoływane w skórze szybko spowalniały prędkość opadania człowieka. Nie było czego się bać. A potem falowało się w Magpolu i docierało tam, gdzie się chciało.
Dura wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
— To jest takie uczucie, jakby… — Zawahała się. — Jakbyś puścił drzewo i nie mógł powstrzymać ześlizgiwania się w dół przez Magpole i linie wirowe, coraz szybciej i szybciej, aż do Morza. Taka możliwość sprawia, że czujesz ściskanie w żołądku.
— Dokładnie tak — odparł, podziwiając precyzję opisu. — Co to oznacza? Dlaczego odczuwamy coś takiego?
Wzruszyła ramionami i zerwała liść. Ciężki płat odłączył się od gałęzi z dźwiękiem przypominającym ssanie.
— Nie wiem. Logue mawiał, że to tkwi głęboko w naszej psychice. Instynkt, który pozostał w nas, odkąd ludzie zostali sprowadzeni do Gwiazdy.
Farr rozważał jej słowa.
— To ma jakiś związek z Xeelee.
— Zapewne tak. A może nawet z czymś starszym. W każdym razie, nie powinieneś się przejmować. Masz — powiedziała, podając mu liść.
Ostrożnie wziął złocistobrązową płytę, poprzecinaną promieniście ułożonymi smugami fioletu i błękitu, wielką jak dłoń mężczyzny. Liść był gruby, mięsisty, bardzo elastyczny i ciepły w dotyku, podobnie jak drzewo, aczkolwiek wydawało się, że oderwany od macierzystej gałęzi szybko stygnie. Farr odwrócił go i nacisnął opuszkiem palca. Spodnia część była sucha, niemal czarna. Chłopiec popatrzył na Durę.
Читать дальше