Zniszczenie Parz miało przynajmniej tę dobrą stronę, że odbyło się na wielką skalę. Dzięki temu wiele mniejszych przedmiotów — na przykład sprzęt medyczny — zostało po prostu wyrzuconych w Powietrze i nie uległo uszkodzeniu.
Kiedy zbliżyli się do prowizorycznego szpitala, powitał ich Muub, dawny lekarz Dworu. Medyk zarzucił swą niepraktyczną elegancję; miał na sobie ubiór przypominający kaftan Poławiacza, zaopatrzony w mnóstwo kieszonek. Zamiast błyszczącej łysiny, uwagę przykuwał jego promienny uśmiech. Dura nigdy nie widziała lekarza w tak dobrym nastroju — sprawiał wrażenie szczęśliwego, wręcz wyzwolonego.
Muub zaprowadził ich do Addy. Stary nadpływowiec dryfował z ponurą miną obok wypchanego, zapieczętowanego kokonu. Dura wiedziała, że w kokonie znajduje się Bzya, okaleczony Poławiacz, który wciąż mógł co najwyżej bełkotać prawie niezrozumiale przez to, co zostało z jego ust. Bzya najwyraźniej spał, lecz Adda był zadowolony, że może czuwać przy swoim przyjacielu, pielęgnować go, ilekroć zachodziła taka potrzeba, i pomagać w ten sposób Jool i jej córce Shar (która wróciła z farm sufitowych).
Stary myśliwy uścisnął Durę i wypytał ją o pozostałe Istoty Ludzkie. Córka Logue'a opowiedziała mu o Murze i Lei.
— Istnieją sporne kwestie — dodał Muub. — Jednakże wasi nadpływowcy dobrze współpracują z obywatelami Parz. Zgodzisz się ze mną, Adda?
— Może — burknął stary człowiek, jak zawsze z kwaśną miną. — A może nie. Może „dopasowujemy się" zbyt łatwo. Dura uśmiechnęła się.
— Jesteś strasznym cynikiem, kochany Addo. Nikt nie zmuszał Istot Ludzkich, żeby tu przybyły i pomagały społeczności Miasta w uprzątaniu gruzów.
— Aczkolwiek bardzo się cieszymy, że tu jesteście — rzekł lekarz wylewnie. — Bez waszych silnych, nadpływowych mięśni nie zrobiliśmy nawet połowy tego, co już zostało wykonane.
— Jasne. Pod warunkiem, że nie będziemy używali naszych „silnych, nadpływowych mięśni" do budowy kolejnej miłej, schludnej klatki dla siebie samych.
— Daj spokój, Adda — odezwała się Dura.
— Ale przecież nigdy nie byliście w klatce — powiedział Tobą Mixxax zdenerwowanym głosem. — Nic nie rozumiem. Medyk uniósł ręce.
— Adda ma rację. Odbudowując nasze Miasto, powinniśmy zastanowić się również nad odbudową naszych serc. Istoty Ludzkie były w klatce. Tobą. Tak jak my wszyscy: w klatce ignorancji, uprzedzeń i przemilczeń.
Dziewczyna spojrzała na niego uważnie.
— Naprawdę popierasz coś takiego?
— Czy my w ogóle potrzebujemy Miasta? — zapytał stary nadpływowiec z ironią w głosie. — Może przyszła pora, żebyśmy zaczęli wszystko od nowa bez niego.
Dura potrząsnęła głową.
— Chyba nie zgodzę się z tobą. Korzyści wiążące się z istnieniem Miasta — stabilność, składnica wiedzy, dostęp do usług medycznych — pomogą wszystkim osobom zamieszkującym Płaszcz. — Przygwoździła Muuba zdecydowanym spojrzeniem. — Nieprawdaż?
Lekarz skinął głową z powagą.
— Nigdy nie osiągnęlibyśmy postępu, bazując na uprawie pól. Jednakże Miasto nie może znowu stać się więzieniem-twier-dzą. Właśnie dlatego planujemy stworzenie wielu społeczności satelickich, z Miastem jako centrum. Nie powinniśmy więzić ludzkości w jednym miejscu, które tak łatwo może ulec zniszczeniu z zewnątrz — i za sprawą naszych serc.
Adda prychnął.
— Mówisz o naturze ludzkiej. Cóż ją powstrzyma od powtórzenia odwiecznych błędów, jeśli chodzi o więzienia i twierdze?
— Tylko uparty i nieprzerwany wysiłek dobrych mężczyzn i kobiet — odparł medyk spokojnie. — Hork dąży do tego samego. Mówi o nowych strukturach władzy — o radach przedstawicielskich, za których pośrednictwem wszyscy mieszkańcy Płaszcza mieliby wpływ na rządzenie.
— Znam Horka i trochę trudno mi w to uwierzyć — przyznała Dura.
— Wobec tego musisz się postarać w to uwierzyć — powiedział Muub surowo. — Dura, Hork nie jest jakimś sentymentalnym marzycielem. Wie, jaka jest rzeczywistość, i potrafi sobie z nią radzić. Rozumie, że bez pradawnej mądrości Istot Ludzkich — bez waszej wiedzy dotyczącej Wojen Rdzeniowych i możliwości odzyskania części starożytnej technologii — Miasto zostałoby zmiecione przez atak Xeelee i nawet nie mielibyśmy pojęcia, dlaczego. Być może cała rasa uległaby zagładzie… Potrzebujemy siebie nawzajem. Hork godzi się z tym i chce mieć pewność, że nie stracimy tego, co już uzyskaliśmy. Z pewnością jego dzisiejsza litania jest dowodem dobrej woli. Może moglibyśmy ułożyć nową, połączoną filozofię zawierającą najlepsze elementy wszystkich nurtów — filozofii Xeelee, kultu Koła — i stworzyć nową wiarę, która by nas poprowadziła… Dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
— Może. Ale najpierw będziemy musieli poskładać Parz do kupy.
Adda potarł nos.
— Zapewne. Jednak Farr chyba nam w tym nie pomoże.
— Rzeczywiście — odparła Dura. — Postanowił wrócić do Morza Kwantowego w nowej, ulepszonej „Latającej Świni". Chce znowu odnaleźć Kolonistów. Niemniej zrozumiał, że potrzebuje trochę czasu, żeby najpierw odbudować własny świat, a dopiero potem wyruszy na podbój innych…
— Spore ambicje — rzekł Muub, uśmiechając się blado. — Wielu z nas interesuje to, czego dowiedzieliście się o Kolonistach… i o potężnych silnikach Ur-ludzi na Biegunie Północnym. Oczywiście nie mamy pojęcia, jak odbyć podróż dłuższą niż kilkadziesiąt metrów od Bieguna Południowego, a co dopiero mówić o przekroczeniu równika… ale coś wymyślimy.
— Dlaczego miałby istnieć jakikolwiek sposób? — zagadnął Adda cynicznie. — Pamiętaj, że Gwiazda stanowi nieprzyjazne środowisko. Zaburzenia wbiły nam do głów, że powinniśmy zabiegać o jakieś bezpieczne schronienie. Nie mamy gwarancji, że zdołamy dokonać czegoś więcej ponad to, co możemy zrobić teraz. Ostatecznie Ur-ludzie zostawili nas, byśmy zginęli razem z Gwiazdą; nie wierzyli, że czeka nas jakakolwiek przyszłość.
— Być może. — Muub uśmiechnął się. — Ale kto wie, jak było. Rozważ następującą rzecz. A jeśli Ur-ludzie wcale nie chcieli, żebyśmy ulegli zagładzie w momencie, gdy Gwiazda uderzy w Pierścień? Jeśli zostawili nam do dyspozycji jakieś sposoby ucieczki?
— Na przykład tunel do planety — odezwała się Dura.
— Albo — dorzucił lekarz — nawet statek. Samochód powietrzny, który mógłby podróżować poza obrębem Gwiazdy. — Popatrzył na Skorupę i na jego twarzy odmalowała się nieokreślona satysfakcja. — Co znajduje się za dachem przykrywającym nasz świat? Widziałaś przelotnie inne gwiazdy, Dura — setki, miliony gwiazd. Każda z nich może być siedliskiem życia; tamci ludzie nie są tacy jak my, ale również wywodzą się z rasy Ur-ludzi… A jeszcze dalej znajdują się sami Ur-ludzie, wciąż usiłujący realizować swoje mroczne cele. Zobaczyć to wszystko — cóż to byłaby za nagroda! Tak, Adda, wielu z nas autentycznie interesuje to, co może istnieć na drugim Biegunie… Jednakże nawet odkrycie tamtych cudów powiedziałoby nam bardzo mało o prawdziwej historii naszego wszechświata. W jakim celu powstał Pierścień Boldera? Jakie są rzeczywiste intencje Xeelee — kim jest wróg, którego tak bardzo się obawiają, i gdzie się znajduje? — Medyk uśmiechnął się, ale był zamyślony. — Nie chcę umierać, nie poznawszy odpowiedzi na te pytania, ale wydaje się to nieuniknione…
* * *
W otwartym sercu Miasta, setki ludzi dalej, zabrzmiały kobzy: to Hork wzywał swoich obywateli. Muub szybko pożegnał się z przyjaciółmi.
Читать дальше