– Miłość? – w głosie Bunin zadźwięczała pogarda.
Rostow nie odpowiedział.
Ciemność zgęstniała, na ulicy zapaliły się latarnie. Powietrze miało lekki posmak wilgoci. Wokół latarń snuła się mgiełka. Napływała znad rzeki. W czerwcu nie ma co liczyć na prawdziwą mgłę.
– A to co? – zapytał Tyrin.
Ulicą szedł szybko w ich stronę jasnowłosy mężczyzna w dwurzędowej marynarce.
– Siedźcie cicho! – nakazał Rostow.
Mężczyzna skierował się do domu, przed którym czekali. Zadzwonił do drzwi. Hasan położył dłoń na klamce.
– Nie teraz – syknął Rostow.
W oknie na poddaszu na chwilę uniosła się firanka. Jasnowłosy czekał przytupując.
– Pewnie kochanek – powiedział Hasan.
– Zamknij się, na litość boską! – warknął Rostow.
Po minucie drzwi się otworzyły i jasnowłosy wszedł do środka. Rostow zauważył tego, który otwierał. Był to gość z Euratomu. Drzwi się zamknęły i znów musieli czekać na okazję.
– Za szybko – powiedział Rostow. – Cholera.
Tyrin znowu zaczął bębnić palcami, Bunin drapał się w głowę, a Hasan, zirytowany, jasno dawał do zrozumienia, że jego zdaniem całe to czekanie nie ma sensu.
Przez godzinę nic się nie działo.
– Spędzą wieczór w domu – powiedział Tyrin.
– Jeśli mieli przygodę z Dicksteinem, to pewnie teraz boją się wychodzić – przyznał Rostow.
– Wejdziemy tam? – zapytał Bunin.
– Kłopot w tym – przypomniał mu Rostow – że przez okno mogą zobaczyć, kto jest przy drzwiach. Założę się, że nie otworzą obcym.
– Kochanek może zostać na noc – zauważył Tyrin.
– Może.
– Musimy się włamać – rzucił Bunin.
Rostow zignorował go. Nik Bunin zawsze chciał się włamywać, ale nie pójdzie na całego, dopóki mu się nie każe. Pomyślał, że teraz w grę wchodzi dwóch ludzi, co jest trudniejsze i bardziej niebezpieczne.
– Mamy jakąś broń? – zapytał.
Tyrin otworzył schowek i wyciągnął pistolet.
– W porządku – powiedział Rostow. – Tylko nie zacznij strzelać.
– Nie jest nabity – uspokoił go Tyrin. Włożył pistolet do kieszeni płaszcza.
– Jeśli kochanek zostanie na noc, moglibyśmy wziąć ich rano – zaproponował Hasan.
– W żadnym razie – sprzeciwił się Rostow. – Nie można tego robić za dnia.
– Więc co?
– Jeszcze się nie zdecydowałem.
Myślał nad tym do północy, a wtedy problem rozwiązał się sam. Rostow obserwował drzwi domu spod półprzymkniętych powiek. Zauważył, że się uchyliły.
– Teraz – rzucił.
Nik pierwszy wypadł z samochodu. Tyrin po nim. Hasan potrzebował chwili, żeby zrozumieć, co się dzieje, potem dołączył.
Dwaj mężczyźni właśnie się żegnali. Młodszy stał na chodniku, starszy, ten z Euratomu, w drzwiach. Miał na sobie szlafrok. Raz jeszcze uścisnął rękę kochanka. Obaj spojrzeli wystraszeni, gdy Nik i Tyrin wyskoczyli z samochodu i dopadli ich.
– Nie ruszać się, milczeć – polecił Tyrin cicho po francusku, pokazując pistolet.
Rostow zauważył, że instynkt Nika kazał mu stanąć obok młodszego mężczyzny, trochę z tyłu.
– Och, Boże, nie, już nie, proszę! – jęknął starszy.
– Do samochodu – rozkazał Tyrin.
– Skurwiele jedne, dlaczego nie zostawicie nas w spokoju? – oburzył się młodszy.
Przyglądając się temu z tylnego siedzenia wozu, Rostow pomyślał: właśnie teraz się zdecyduje, czy spokojnie się poddadzą, czy będą stwarzać kłopoty. Szybko zlustrował ulicę. Była pusta.
Nik czując, że młodszy chce się zbuntować, chwycił go z tyłu za ręce.
– Nie rób mu krzywdy, pójdę – powiedział starszy. Wyszedł z domu.
– Nigdzie nie pójdziesz, do diabła! – parsknął jego przyjaciel.
A niech to, pomyślał Rostow.
Młodszy wyrywał się z uścisku Nika, potem próbował nastąpić mu na nogę. Nik odskoczył i uderzył chłopaka pięścią w nerkę.
– Nie, Pierre! – krzyknął starszy za głośno.
Tyrin zatkał mu usta. Mężczyzna oswobodził głowę i wrzasnął:
– Na pomoc! – zanim Tyrin zdołał go znowu uciszyć.
Pierre jęcząc osunął się na kolana. Rostow wychylił się z samochodu i zawołał:
– Jedziemy!
Tyrin powlókł starszego do wozu. Pierre nagle się wyrwał Nikowi i zaczął uciekać. Hasan podstawił mu nogę. Chłopak upadł na bruk.
Na piętrze w sąsiednim domu zapaliło się światło. Przedłużająca się bójka groziła, że wszyscy czterej znajdą się za kratkami.
Tyrin pchnął człowieka z Euratomu na tylne siedzenie. Rostow chwycił go i powiedział:
– Trzymam go. Zapalaj. Szybko!
Nik podniósł młodszego i taszczył go do wozu. Tyrin siadł za kierownicą, a Hasan otworzył drugie drzwi.
– Hasan, zamknij drzwi do domu, idioto! – rozkazał Rostow.
Nik wepchnął młodszego do samochodu, obok przyjaciela, i usiadł przy drzwiach, tak że obaj porwani tkwili między nim a Rostowem. Hasan zamknął drzwi domu i wskoczył na miejsce obok kierowcy. Tyrin ruszył.
– Panie Boże Wszechmogący, co za burdel – rzucił Rostow po angielsku.
Pierre wciąż jęczał.
– Przecież nic wam nie zrobiliśmy – powiedział starszy więzień.
– Naprawdę? – odezwał się Rostow. – Trzy dni temu, w klubie na rue Dicka, dałeś teczkę Anglikowi.
– Edowi Rodgersowi?
– Nie tak się nazywa – sprostował Rostow.
– Jesteście z policji?
– Niezupełnie. – Niech gość wierzy, w co tylko chce. – Nie interesuje mnie zbieranie dowodów, przygotowywanie sprawy i wytoczenie ci procesu. Chodzi mi tylko o tę teczkę.
Zapadła cisza. Przerwał ją Tyrin:
– Mam wyjechać z miasta, w jakieś spokojne miejsce?
– Zaczekaj – powstrzymał go Rostow.
– Powiem wam – powiedział starszy.
– Jedź wokół miasta – polecił Rostow Tyrinowi. Popatrzył na człowieka z Euratomu. – No to mi powiedz.
– To był wydruk komputerowy z Euratomu.
– Czego dotyczył?
– Szczegółów licencji na transport materiałów rozszczepialnych.
– Rozszczepialnych? To znaczy nuklearnych?
– Ruda uranu, czysty uran, odpady radioaktywne, pluton.
Rostow oparł się wygodnie, patrząc na migające światła miasta. Aż mu krew zawrzała z podniecenia. Zaczynał rozumieć sens działań Dicksteina. Licencje na transport substancji rozszczepialnych… Izrael potrzebuje paliwa nuklearnego. Dickstein chciał w tym spisie poszukać jednej z dwóch rzeczy – albo gdzie można kupić uran na czarnym rynku, albo skąd można go ukraść. Inna rzecz, co zrobią z tym towarem, kiedy go już będą mieli…
Człowiek z Euratomu przerwał mu tok myśli.
– Puścicie nas teraz?
– Muszę mieć kopię tego wydruku – zażądał Rostow.
– To niemożliwe, zniknięcie pierwszej było wystarczająco podejrzane!
– Obawiam się, że nie masz wyjścia. Ale jeśli chcesz, możesz to zanieść z powrotem do biura, jak już to sfotografujemy.
– Och, Boże! – jęknął tamten.
– Nie masz wyboru.
– W porządku.
– Zawracaj – polecił Rostow Tyrinowi. Do człowieka z Euratomu powiedział: – Przyniesiesz wydruk jutro wieczorem. Ktoś zgłosi się do ciebie do domu, żeby to sfotografować.
Duży samochód przemierzał ulice miasta. Rostow czuł, że akcja wypadła całkiem nieźle.
– Przestań się na mnie gapić – rzucił Nik Bunin, zwracając się do Pierre’a.
Wjechali w brukowaną ulicę. Tyrin zatrzymał wóz.
– W porządku – powiedział Rostow. – Starszy wysiada. Młodszy zostanie z nami.
Читать дальше