Robin Cook - Chromosom 6

Здесь есть возможность читать онлайн «Robin Cook - Chromosom 6» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Chromosom 6: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chromosom 6»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Z kostnicy znikaja zwłoki Carla Franconiego, znanej postaci świata przestępczego. Kilka dni później trafiają one, mocno okaleczone, na stół autopsyjny Jacka Stapletona. Poszukiwania odpowiedzi na nasuwajace się pytania prowadzą aż do Gwinei Równikowej…

Chromosom 6 — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chromosom 6», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Za nim ciągnął się wąż złożony z pozostałych osób. Każdy trzymał się niewidzialnego poprzednika. Jack próbował nieco poprawić nastrój, ale nawet jego zwykła nonszalancja szybko zgasła. Stali się ofiarami własnego strachu podsycanego przez nocne odgłosy stworzeń skrzeczących, świszczących, wyjących, kwilących, czasami wrzeszczących. Wszystko to było, zdawało się, na wyciągnięcie ręki.

Kiedy wreszcie uznali, że bezpiecznie będzie już włączyć latarki, ruszyli żwawszym krokiem. W tej samej jednak chwili dreszcz przeszedł im po plecach na widok pełzających spod nóg węży i uciekających insektów.

Kiedy dotarli do bagnistych terenów wokół Lago Hippo, wschodni horyzont zaczął z lekka jaśnieć. Opuszczając leśne ciemności, błędnie uznali, że najgorsze mają za sobą. Tak jednak nie było. W jeziorze roiło się od hipopotamów. W szarówce zbliżającego się świtu zwierzęta wyglądały na olbrzymie.

– Może tak nie wyglądają, ale są bardzo niebezpieczne – ostrzegł Kevin. – Zabiły więcej ludzi niż sądzicie.

Okrążyli hipopotamy szerokim łukiem. Ale kiedy zbliżyli się do trzciny, w której spodziewali się znaleźć ukrytą małą łódkę, musieli podejść bliżej do dwóch dużych osobników. Zwierzęta zdawały się obserwować ich sennym wzrokiem, lecz trudno było przewidzieć, czy nie ruszą nagle do ataku. Na szczęście poszły w stronę jeziora, robiąc przy tym mnóstwo hałasu i zamieszania. Każdy z tych wielotonowych stworów wydeptał przy tym nową ścieżkę przez sitowie. Na chwilę serca uciekinierów zatrzepotały w piersiach. Trochę trwało, zanim wrócili do siebie.

Niebo zaczęło wyraźnie szarzeć i zorientowali się, że nie mogą dłużej zwlekać. Krótka trasa zajęła znacznie więcej czasu, niż początkowo sądzili.

– Dzięki Bogu łódź ciągle tu jest – stwierdził Kevin, rozgarniając trzciny. Nawet pudełko z żywnością leżało na swoim miejscu.

Jednak w tym momencie zrodził się nowy problem. Od razu zorientowali się, że łódka jest za mała, żeby bezpiecznie przewieźć siedem osób. Po trudnej dyskusji zdecydowali, że Jack i Warren poczekają w sitowiu na Kevina, który odwiezie kobiety na dużą łódź i wróci.

Czekanie było piekłem. Nie tylko dlatego, że coraz jaśniejsze niebo zapowiadało nadejście świtu, ale i ostrzegało możliwym pojawieniu się żołnierzy. Bali się także, czy łódź motorowa nie zniknęła. Jack i Warren to spoglądali nerwowo na siebie, to na zegarki, a do tego cały czas walczyli z chmarami unoszących się nad wodą owadów. Poza tym byli kompletnie wykończeni po minionych przejściach.

Kiedy już zaczęli podejrzewać, że pozostałym przydarzyło się coś okropnego, Kevin jak miraż wyłonił się spomiędzy trzcin, wiosłując cicho.

Warren zaraz za Jackiem wdrapał się do łódki.

– Z motorówką wszystko gra? – zapytał Jack.

– Przynajmniej była na swoim miejscu. Nie próbowałem włączać silnika.

Wypłynęli zza trzcin i skierowali się na Rio Diviso. Niestety, po drodze było tyle hipopotamów, a nawet kilka krokodyli, że musieli nadłożyć drogi, by dotrzeć bezpiecznie do celu.

Zanim znaleźli się w bezpiecznej kryjówce zieleni porastającej ujście rzeki, kątem oka dostrzegli zbliżających się żołnierzy.

– Sądzicie, że nas zauważyli? – spytał siedzący na dziobie Jack.

– Nie ma sposobu, by się dowiedzieć – odparł Kevin.

– O mały włos byłoby po nas – skomentował Jack z ulgą.

Oczekiwanie dla kobiet było nie mniej trudne niż wcześniej dla Jacka i Warrena. Kiedy spostrzegły łódkę, po twarzach spłynęły im łzy ulgi.

Teraz martwili się tylko, czy silnik łodzi zaskoczy. Jack, który jako młodzieniec miał do czynienia z motorówkami, zgodził się tym zająć. Gdy on sprawdzał urządzenie, reszta wiosłowała na otwarte wody.

Jack napompował paliwa, pomodlił się i pociągnął za linkę rozrusznika.

Silnik zadławił się, zakaszlał i w ciszy poranka zagrzmiał równą pracą. Jack popatrzył na Laurie. Uśmiechnęła się i uniosła w górę kciuk.

Wrzucił bieg, otworzył maksymalnie przepustnicę i pokierował dokładnie na południe, gdzie za zieloną linią horyzontu rozciągał się Gabon.

EPILOG

18 marca 1997 roku

godzina 15.45

Nowy Jork

Lou Soldano machnął legitymacją służbową i wszedł do sali odpraw celnych na międzynarodowym lotnisku Kennedy'ego. Zerknął na zegarek. Ruch na drodze był niniejszy, niż Lou się spodziewał, miał więc nadzieję, że nie spóźnił się na powitanie wracających do domu obieżyświatów.

Podszedł do jednego z bagażowych i zapytał, przy którym stanowisku będzie odbiór bagaży z Air France.

– Idź do końca, brachu – odparł zapytany i ręką wskazał kierunek.

Mam szczęście, pomyślał Lou, przyspieszając do lekkiego truchtu. Zaraz jednak zwolnił i po raz milionowy złożył solenne przyrzeczenie, że od zaraz przestanie palić.

Gdy podszedł bliżej, łatwo się zorientował, gdzie powinien oczekiwać znajomych. Na monitorze dużymi literami wypisano: AIR FRANCE. Dookoła kotłowali się ludzie.

Lou okrążył tłumek. Chociaż wszyscy byli zwróceni do niego tyłem, z łatwością wypatrzył włosy Laurie. Wśliznął się między pasażerów i ścisnął ją za ramię. Odwróciła się oburzona, ale natychmiast poznała przyjaciela. Nie bacząc, że wszyscy patrzą, uściskała go tak serdecznie, że aż się zarumienił.

– Dobrze, już dobrze, poddaję się – rozłożył ręce i roześmiał się.

Laurie puściła go, więc mógł się przywitać z Jackiem i Warrenem. Natalie pocałował w policzek.

– No to jak, kocham, podróż była udana czy nie? – zapytał. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest niezwykle zaintrygowany wynikami wycieczki.

Jack popatrzył na Laurie i wzruszył ramionami.

– Było nie najgorzej – odparł wymijająco.

– Tak, nieźle – przytaknęła Laurie. – Właściwie nic niepokojącego się nie wydarzyło.

– Tak? Jestem zaskoczony. No, wiecie, wyprawa do Afryki i w ogóle. Nigdy tam nie byłem, ale słyszałem co nieco.

– Co słyszałeś, człowieku? – wtrącił się Warren.

– No, że mają tam dużo zwierząt.

– I to wszystko? – spytała Natalie.

Lou wyglądał na zaambarasowanego.

– No tak. Zwierzęta i wirus Ebola. Ale, jak mówiłem, nigdy tam nie byłem.

Jack roześmiał się, a za nim pozostali.

– O co tu chodzi? Gracie sobie ze mną w kulki?! – zawołał Lou.

– Tak mi się zdaje – potwierdziła Laurie. – Mieliśmy fantastyczną podróż! Pierwsza część była nieco wyczerpująca, ale jakoś przetrwaliśmy, a potem wylądowaliśmy w Gabonie i mieliśmy już wszystko w garści.

– Widzieliście jakieś zwierzaki?

– Więcej niż potrafisz sobie wyobrazić – powiedziała Laurie.

– A widzicie, tak właśnie wszyscy mówią – odparł usatysfakcjonowany Lou. – Może któregoś dnia ja też tam pojadę.

Kiedy zjawiły się ich bagaże, przemknęli przez odprawę i przeszli przez terminal. Nie oznakowany wóz Lou stał przy krawężniku tuż przed wejściem.

– Jeden z przywilejów – wyjaśnił przyjaciołom.

Złożyli torby w bagażniku i wsiedli do wozu. Laurie usiadła obok Lou. Wyjechali z lotniska i natychmiast wylądowali w ulicznym korku.

– A co u ciebie? – spytała Laurie. – Posunąłeś się trochę do przodu?

– Już się bałem, że nigdy nie spytacie. Po waszym wyjeździe sprawy tak ruszyły, że trudno uwierzyć. Prawdziwą kopalnią złota okazał się Dom Pogrzebowy Spoletto. Wszyscy czekają teraz na wyznaczenie kaucji. Mam nawet akt oskarżenia przeciwko Vinniemu Dominickowi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Chromosom 6»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chromosom 6» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robin Cook - Foreign Body
Robin Cook
Robin Cook - Coma
Robin Cook
Robin Cook - Outbreak
Robin Cook
libcat.ru: книга без обложки
Robin Cook
Robin Cook - Vite in pericolo
Robin Cook
Robin Cook - Fever
Robin Cook
Robin Cook - Crisis
Robin Cook
Robin Cook - Critical
Robin Cook
Robin Cook - Acceptable Risk
Robin Cook
Robin Cook - Chromosome 6
Robin Cook
Robin Cook - Cromosoma 6
Robin Cook
Robin Cook - Zaraza
Robin Cook
Отзывы о книге «Chromosom 6»

Обсуждение, отзывы о книге «Chromosom 6» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x