Hoyt kazał mi się zatrzymać kilkanaście kroków od czekających.
– Dobre wieści! – zawołał.
Wszyscy spojrzeli na Griffina Scope’a. Oczywiście znałem tego człowieka. W końcu byłem synem jego starego przyjaciela i bratem cenionej pracownicy. Jak niemal wszyscy, podziwiałem tego krzepkiego mężczyznę z błyskiem w oku. Należał do ludzi, przez których chciało się być zauważonym – wielkoduszny, szczodry kompan, mający niezwykłą umiejętność pozostawania jednocześnie przyjacielem i pracodawcą. Takie połączenie rzadko bywa udane. Zostając przyjacielem, szef traci respekt… albo przyjaźń się kończy, gdy nagle musi być szefem. Tak dynamiczny człowiek jak Griffin Scope nie miał z tym problemu. Zawsze wiedział, jak postępować z ludźmi.
Teraz wyglądał na zdziwionego.
– Dobre wieści, Hoyt?
Hoyt usiłował się uśmiechnąć.
– Sądzę, że nawet bardzo dobre.
– Cudownie – rzekł Scope. Zerknął na Wu. Ten skinął głową, ale nie ruszył się z miejsca. – No to powiedz mi, jakie to dobre wieści, Hoyt. Nie mogę się już doczekać.
Hoyt odkaszlnął.
– Przede wszystkim musisz zrozumieć, że nigdy nie chciałem ci zaszkodzić. Prawdę mówiąc, zadałem sobie wiele trudu, żeby żadne obciążające fakty nie wyszły na jaw. Musiałem jednak ratować córkę. Rozumiesz to, prawda?
Scope lekko spochmurniał.
– Czy ja rozumiem chęć chronienia dziecka? – zapytał głuchym głosem. – Tak, Hoyt, myślę, że tak.
W oddali zarżał koń. Poza tym panowała cisza. Hoyt oblizał wargi i pokazał tamtym brązową kopertę.
– Co to jest, Hoyt?
– Wszystko – odrzekł mój teść. – Fotografie, zeznania, taśmy. Wszystko, co moja córka i Stephen Beck mieli na twojego syna.
– Są jakieś kopie?
– Tylko jedna – odparł Hoyt.
– Gdzie?
– W bezpiecznym miejscu. U pewnego adwokata. Jeśli nie zadzwonię do niego za godzinę i nie podam mu hasła, opublikuje je. To nie jest groźba, panie Scope. Nigdy nie ujawnię tego, co wiem. Mam równie wiele do stracenia.
– Tak – rzekł Scope. – Z pewnością.
– Teraz jednak możesz nas zostawić w spokoju. Masz wszystko. Przyślę resztę. Nie ma potrzeby krzywdzić mnie ani mojej rodziny.
Griffin Scope spojrzał na Larry’ego Gandle’a, a potem na Erica Wu. Stojący z boku dwaj ludzie z karabinami skupili się.
– A co z moim synem, Hoyt? Ktoś go zastrzelił jak psa. Spodziewasz się, że tak to zostawię?
– Właśnie – odparł Hoyt. – Elizabeth tego nie zrobiła.
Scope zmrużył oczy, udając głębokie zainteresowanie, ale wydało mi się, że dostrzegam w nich coś innego, jakby rozbawienie.
– Może łaskawie powiesz, kto to zrobił?
Usłyszałem, że Hoyt przełknął ślinę. Odwrócił głowę i spojrzał na mnie.
– David Beck.
Nie byłem zdziwiony ani nawet zły.
– To on zabił twojego syna – ciągnął pospiesznie. – Dowiedział się o wszystkim i chciał się zemścić.
Scope wydał teatralny jęk zaskoczenia i przycisnął dłoń do piersi. Potem wreszcie spojrzał na mnie. Wu i Gandle też popatrzyli w moją stronę. Scope napotkał moje spojrzenie i zapytał:
– Co ma pan do powiedzenia na swoją obronę, doktorze Beck?
Zastanowiłem się.
– Czy jest sens mówić, że on kłamie?
Scope nie odpowiedział mi bezpośrednio. Zwrócił się w stronę Wu.
– Proszę, przynieś mi tę kopertę.
Wu poruszał się jak pantera. Skierował się ku nam, uśmiechając się do mnie, i instynktownie naprężyłem mięśnie brzucha. Stanął przed Hoytem i wyciągnął rękę. Hoyt podał mu kopertę. Wu wziął ją jedną ręką. Drugą – nigdy nie widziałem, by ktoś zrobił to równie szybko – z dziecinną łatwością wyrwał mu broń i odrzucił na bok.
– Co do…? – zaczął Hoyt.
Wu mocno uderzył go w splot słoneczny. Hoyt upadł na kolana. Wszyscy staliśmy i patrzyliśmy, jak podpiera się rękami, spazmatycznie łapiąc powietrze. Wu niespiesznie obszedł go i kopnął w bok. Usłyszałem trzask pękających żeber. Hoyt upadł na wznak, mrugając oczami, z szeroko rozrzuconymi rękami i nogami.
Griffin Scope podszedł i uśmiechnął się do mojego teścia.
Potem pokazał mu coś. Zmrużyłem oczy. Przedmiot był mały i czarny.
Hoyt popatrzył na niego i splunął krwią.
– Nie rozumiem – zdołał wykrztusić.
Teraz zobaczyłem, co Scope trzyma w dłoni. Był to miniaturowy magnetofon kasetowy. Scope nacisnął przycisk odtwarzania. Najpierw usłyszałem mój głos, a potem Hoyta.
– Elizabeth nie zabiła Brandona Scope’a.
– Wiem. Ja to zrobiłem.
Scope wyłączył magnetofon. Nikt się nie odezwał. Gniewnym wzrokiem zmierzył mojego teścia. W tym momencie zrozumiałem wszystko. Uświadomiłem sobie, że jeśli Hoyt Parker wiedział, że w jego domu założono podsłuch, to z pewnością zdawał sobie sprawę, że to samo zrobiono z jego samochodem. Dlatego poszedł do garażu, kiedy zobaczył nas na tyłach domu, i czekał na mnie w samochodzie. I dlatego przerwał mi, kiedy powiedziałem, że Elizabeth nie zabiła Brandona Scope’a. Przyznał się do morderstwa, wiedząc, że jesteśmy podsłuchiwani. Zrozumiałem, że kiedy dotknął mojej piersi, wymacał podsłuch założony mi przez Carlsona; chciał mieć pewność, iż federalni również wszystko usłyszą, a Scope nie każe mnie zrewidować. Pojąłem, że Hoyt Parker postanowił wziąć winę na siebie i choć popełnił tyle okropnych czynów, nawet zdradził mojego ojca, teraz to wszystko było podstępem, jego ostatnią szansą odkupienia win – to on, a nie ja, poświęci się, by uratować nas wszystkich. Zrozumiałem również, że aby to osiągnąć, musi zrobić coś jeszcze. Dlatego odsunąłem się. I słysząc warkot nadlatujących helikopterów FBI oraz wzmocniony przez megafon głos Carlsona, krzyczącego, żeby nikt się nie ruszał, zobaczyłem, jak Hoyt Parker sięga do kabury na łydce, wyjmuje rewolwer i pakuje trzy kule Griffinowi Scope’owi. Potem zobaczyłem, jak obraca broń.
– Nie! – krzyknąłem, lecz ostatni strzał zagłuszył ten krzyk.
Pochowaliśmy Hoyta cztery dni później. Tysiące policjantów przyszły na pogrzeb, żeby oddać cześć zmarłemu. Jeszcze nie podano do publicznej wiadomości szczegółów tego, co wydarzyło się w posiadłości Scope’a, i nie wiem, czy prawda kiedykolwiek wyjdzie na jaw. Nawet matka Elizabeth nie domagała się szczegółów, być może dlatego, że szalała z radości wywołanej cudownym powrotem córki z zaświatów. Pewnie z tego powodu nie zadawała zbyt wielu pytań i nie przyglądała się zbyt dokładnie nieścisłościom. Mogłem to zrozumieć.
Tak więc Hoyt Parker umarł jako bohater. Może nim był. Nie mnie o tym sądzić.
Zostawił długie pisemne zeznanie, w którym zasadniczo powtórzył wszystko to, co powiedział mi w samochodzie. Carlson pokazał mi je.
– Czy to już koniec? – spytałem.
– Musimy jeszcze wytoczyć sprawę Gandle’owi, Ericowi Wu oraz kilku innym osobom – odparł. – Teraz, kiedy Griffin Scope nie żyje, nie będzie z tym żadnych problemów.
Mityczna bestia – pomyślałem. Nie odrąbujesz jej łba. Musisz pchnąć ją w serce.
– Mądrze pan zrobił, przychodząc do mnie, kiedy porwali tego małego chłopca – rzekł Carlson.
– A miałem inne wyjście?
– Dobrze powiedziane. – Carlson uścisnął mi dłoń. – Niech pan uważa na siebie, doktorze Beck.
– Pan też – powiedziałem.
Może chcielibyście wiedzieć, czy Tyrese przeniesie się kiedyś na Florydę i co będzie z TJ-em oraz Latishą. Może zastanawiacie się, czy Shauna i Linda zostaną razem oraz co to będzie oznaczać dla Marka. Nie mogę wam powiedzieć, ponieważ sam nie wiem.
Читать дальше