– Jezu Chryste – powiedział kapitan Sutton z CHP. – Chyba nie mówi pani poważnie, oficer śledcza Olson. To jeden z najsławniejszych prawników w tym przeklętym przez Boga kraju. I jeden z najbogatszych.
– Pierwsze znaczące pieniądze zarobił właśnie na tej wielkiej akcji związanej z oszustwami ubezpieczeniowymi – wyjaśniła Sydney.
Wycelowała pilotem w projektor i wdusiła przycisk laserowej wskazówki. Na czole mecenasa Trace’a pojawiła się czerwona kropka. Następnie wcisnęła jakiś guzik i w jednym z kwadracików, wchodzących w skład rzędu WYKONAWCY, pojawiła się pozbawiona emocji szczupła, męska twarz. Zdjęcie było dość niewyraźne.
– To jest Pavel Zuker – powiedziała Syd. – Kiedyś snajper Armii Czerwonej, potem pracownik KGB, w końcu przedstawiciel mafii rosyjskiej… w której działa zapewne aktywnie do dziś. Znaleźliśmy jego odciski palców na Tikce 595 Sporter, której użyto podczas zamachu na doktora Minora w jego mieszkaniu.
Ciemna twarz kapitana Hernandeza jeszcze bardziej pociemniała.
– Moi technicy dokładnie zbadali całą broń. Niczego na niej nie znaleźli.
Agent specjalny Warren splótł palce na blacie stołu.
– Laboratorium FBI w Quantico po rozłożeniu broni znalazło jeden odcisk od wewnętrznej strony przy blokadzie spustu – odparł spokojnie. – Odcisk był bardzo nikły, dzięki powiększeniu komputerowemu zdołaliśmy go jednak odczytać, a w bazie danych CIA dopasowaliśmy go z wynikiem pozytywnym. To odcisk linii papilarnych Zukera.
Sydney wdusiła kolejny guzik i obok zdjęcia Pavla Zukera pojawił się szkic rysownika policyjnego przedstawiający mężczyznę z brodą. Pod rysunkiem widniał podpis: Gregor Yaponchik.
– Federalne Biuro Śledcze ma powody wierzyć, że pan Yaponchik przyjechał do naszego kraju wczesną wiosną – oświadczyła Sydney. – W tym samym czasie co Zuker.
– Skąd macie taką informację? – spytał kapitan Sutton. – Z Urzędu Cemo-Imigracyjnego?
Syd zawahała się.
– Otrzymaliśmy ją kanałami związanymi z mafią rosyjską – wyjaśnił agent specjalny Warren.
Sutton kiwnął głową ale masywny funkcjonariusz kalifornijskiej policji drogowej usiadł prosto i założył ręce na piersi, sugerując, że ma niejakie wątpliwości.
– Yaponchik i Zuker działali w Afganistanie jako para snajperów – podjęła Sydney. – Prawdopodobnie pracowali wtedy dla KGB, my wszakże zainteresowaliśmy się nimi dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych… jeszcze przed rozpadem Związku Radzieckiego. Później oddali swoje usługi mafii czeczeńskiej.
– Zawodowi zabójcy? – spytał Lawrence.
– Ogólnie rzecz biorąc, wykonawcy rozmaitych rozkazów – odparła Syd. – Czyli zazwyczaj, najczęściej… tak, zawodowi zabójcy. Zarówno FBI, jak i CIA uważają że Yaponchik i Zuker brali bezpośredni udział w sprawie Milesa Grahama.
Wszyscy zebrani w pokoju znali historię milionera Milesa Grahama. Należał do najsławniejszych i najbogatszych przedsiębiorców spośród wszystkich kapitalistów zastrzelonych w Moskwie w ostatnich latach. Ten sprytny i energiczny biznesmen zginął, ponieważ odmówił zapłacenia pewnym osobom wystarczająco dużych łapówek.
Dar odchrząknął. Nie miał ochoty się odzywać, poczuł się jednak zmuszony.
– Twierdzisz, że Yaponchik i Zuker działali w Afganistanie – spytał cicho – jako dwuosobowy zespół snajperski? Wiemy, że Amerykanie i Anglicy używają zespołów dwuosobowych, ale wydaje mi się, że Sowieci w Afganistanie preferowali trzyosobowe.
Sydney spojrzała na agenta specjalnego Warrena. Człowiek z Federalnego Biura Śledczego kiwnął głową. Zerknął w swój notatnik elektroniczny.
– Ma pan rację – przyznał. – Regułą były tam oddziały trzyosobowe, ci dwaj pracowali jednak jako para, czyli bardziej w stylu amerykańskim.
– Który z nich był strzelcem, a który obserwatorem? – spytał Dar.
Agent specjalny Warren wystukał coś na klawiaturze notatnika i przez kilka sekund patrzył na ekran.
– Według raportów polowych CIA obu wyszkolono jako strzelców wyborowych, tyle że Yaponchik był oficerem – porucznikiem armii. Potem dostał awans w KGB. Zuker natomiast był zaledwie sierżantem.
– Zatem Yaponchik był głównym snajperem – zadumał się Minor. W myślach dodał: „Tylko że to Zukera, czyli człowieka numer dwa, wysłano, aby mnie zlikwidował”. – Macie przypadkiem dane na temat broni używanej przez nich w Afganistanie?
– Notatki, które dostałem, wzmiankują, cytuję: „Przyjmuje się, że używano wyborowych karabinów snajperskich SWD, zarówno w Afganistanie, jak i podczas szkolenia serbskich snajperów w pobliżu Sarajewa”.
Darwin pokiwał głową.
– Stara, ale godna zaufania broń. Snajperskaja Wintowka Dragunowa.
Syd odwróciła szybko głowę.
– Nie wiedziałam, że mówisz po rosyjsku, Dar.
– Nie mówię – odparł. – Przepraszam, że przerwałem. Proszę kontynuować.
– Nie, nie – odparowała Sydney. – Ty mów. Powiedz nam wszystko, co na ten temat wiesz.
Darwin potrząsnął głową.
– Kiedy ten amerykański biznesmen… Graham… został zamordowany w Moskwie, pamiętam, co czytałem. Padły wtedy dwa strzały, oddane z odległości sześciuset metrów. Z raportu gazety wynikało, że wydobyte z ciała kule to kryzowane 7,62 x 54 milimetry. Z SWD strzela się właśnie tego typu nabojami i przy takim zasięgu jest to bardzo dokładny karabin. Bardzo.
Syd gapiła się na niego bez słowa.
– Myślałam, że nie lubisz karabinów.
– Bo nie lubię – odparł Dar. – Nie lubię też rekinów, lecz potrafię wskazać różnicę między żarłaczem białym i rekinem młotem.
Sydney wróciła do głównego tematu spotkania, mówiąc wyraźnym, niespiesznym głosem:
– Panowie, Jeanette, Trudy. Otrzymaliśmy oficjalną zgodę na rozszerzenie i przyspieszenie naszego śledztwa. Mamy sensowne powody wierzyć, że mecenas Dallas Trace ma związek z ostatnim dramatycznym wzrostem pozorowanych wypadków na autostradach południowej Kalifornii, szczególnie tych śmiertelnych, i że jest zaangażowany w nową sieć wyłudzania odszkodowań. Powołał ją do życia sam pan Trace i inni wybitni prawnicy, jak dotąd niezidentyfikowani. – Sydney wywołała kolejne zdjęcie. Przedstawiało uśmiechniętego, starszego duchownego w koloratce. – Oto ojciec Roberto Martin. Ojciec Martin jest już na emeryturze, ale przez wiele lat był pastorem kościoła pod wezwaniem świętej Agnieszki w Chavez Ravine… czyli latynoskiej dzielnicy położonej niedaleko stadionu Dodgersów. Ojciec Martin jest człowiekiem miłosiernym, a przedmiotem jego troski pozostają głównie jego latynoscy parafianie. Już w latach siedemdziesiątych marzył o założeniu organizacji dobroczynnej, która pomagałaby biednym imigrantom z Meksyku i innych państw Ameryki Łacińskiej. Pomagał zbierać fundusze poprzez diecezję, zabiegał też o wsparcie u różnych firm z Los Angeles, skłonnych przekazywać pieniądze jego organizacji, którą nazwał: Pomocnicy Bezbronnych… Po pomoc w założeniu fundacji zwrócił się do tego człowieka… – Na ekranie projektora ukazała się fotografia pulchnego mężczyzny o latynoskim wyglądzie, doskonałej fryzurze i uśmiechu równie szerokim jak ojca Martina. Osobnik nosił wyraźnie kosztowny garnitur i krawat. – Oto prawnik, do którego udał się ojciec Martin ze swoim marzeniem – ciągnęła Syd. – Mecenas William Rogers… Prawdopodobnie znacie jego nazwisko, gdyż jest ważnym adwokatem, który posiada kilka kancelarii we wschodnim Los Angeles, a jego układy polityczne są bez zarzutu. Rogers jest dobrze znany ze swych umiejętności zbierania funduszy na różne cele, poza tym popierał elekcyjne wysiłki obecnego burmistrza Los Angeles. Ojciec Martin miał nadzieję, że mecenas Rogers pokieruje Pomocnikami Bezbronnych, a gdy on sam przejdzie na emeryturę, zajmie się także zdobywaniem funduszy.
Читать дальше