– Bez wątpienia – zgodziła się Syd, czym przyciągnęła do siebie spojrzenie adwokata – ale czy rozmawiał pan z dwiema bezpośrednio zamieszanymi w wypadek osobami, które wysunęły żądania ubezpieczeniowe, czyli panem Bordenem i panną Smiley?
Adwokat potrząsnął głową.
– Przeczytałem ich zeznania. Nie miałem ochoty z nimi rozmawiać.
– Podobno przeprowadzili się do San Francisco – kontynuowała Sydney – tamtejsza policja nie potrafi jednak wskazać ich aktualnego miejsca pobytu. – Trace nie odezwał się. Zerknąwszy na zegarek, dał im obojgu do zrozumienia, że marnują jego cenny czas. Dar popatrzył z ciekawością na przyjaciółkę. Skąd wzięła tę ostatnią informację? – Wiedział pan, że pański syn używał jeszcze innego nazwiska, panie Trace? Miał dokumenty na nazwisko doktor Richard Karnak i pracował w klinice medycznej California Sure-Med.
– Tak – odparł prawnik. – Dowiedziałem się o tym.
– Czy pański syn zdobył tytuł doktora, panie Trace?
– Nie – odrzekł adwokat. W jego głosie nie było chyba ani napięcia, ani obronnego tonu. – Mój syn był wiecznym studentem… Miał po trzydziestce i wciąż nie zdołał skończyć żadnych studiów. Przez rok uczył się na medycynie.
– Jak pan się dowiedział o fałszywym nazwisku swojego syna i jego związkach z kliniką Sure-Med, panie Trace? – spytała Syd. – Od porucznika Ventury albo kapitana Fairchilda?
Dallas przecząco poruszył głową.
– Nie. Wynająłem prywatnego detektywa.
– I wie pan, że klinika California Sure-Med wystawiała fałszywe zaświadczenia, stanowiąc prawdziwe źródło symulowanych żądań ubezpieczeniowych? I że pański syn pogwałcił stanowe i federalne prawa, udając lekarza i wydając takie właśnie sfingowane zaświadczenia o uszkodzeniach ciała i ranach? – ciągnęła Sydney.
– Teraz już wiem, oficer śledcza Olson – odparł Trace płaskim głosem. – Zamierza pani oskarżyć mojego syna? – mruknął. Kobieta wytrzymała jego ostre spojrzenie. Adwokat westchnął i opuścił nogi na podłogę. Przygładził palcami zaczesane w tył siwe włosy i poprawił rzemyk przytrzymujący kitę. – Śledcza Olson – podjął – obawiam się, że wiem o tej sprawie więcej niż pani. To, czego nie powiedziała mi policja, ustalił mój prywatny detektyw. Odkryłem fakty i wiem, że mój syn wystawiał fałszywe zaświadczenia i był związany z siecią oszustów ubezpieczeniowych. Grupą kierował zdaje się… naganiacz.
– Tak.
– Naganiacz ubezpieczeniowy nazywa się Jorge Murphy Esposito. – Dallas Trace wypowiedział ostatnie trzy słowa takim tonem, jakby miały smak czystej żółci.
– Który zmarł w ten weekend – dodała Syd.
– Właśnie – przyznał adwokat. Uśmiechnął się. – Chciałaby pani spytać o moje alibi na czas wypadku, oficer śledcza?
– Nie, dziękuję, panie Trace – odrzekła Sydney. – Wiem, że w niedzielne popołudnie uczestniczył pan w aukcji charytatywnej w Beverly Hills. Kupił pan tam rysunek Picassa za sześćdziesiąt cztery tysiące dwieście osiemdziesiąt dolarów.
Uśmiech Dallasa zgasł.
– Jezu Chryste, kobieto! – mruknął. – Naprawdę podejrzewa mnie pani o wykończenie tego gnojka?
Syd pokręciła głową.
– Po prostu próbuję zebrać informacje na temat jednej z najbardziej dochodowych tego typu klinik w południowej Kalifornii – odparła. – Pański syn, który uczestniczył w tych machlojkach, zmarł w tajemniczych okolicznościach…
– Nie zgadzam się z panią w tej kwestii – przerwał jej ostro prawnik. – Mój syn zginął w wypadku podczas wyprowadzki z wynajmowanego mieszkania. Towarzyszyła mu para przyjaciół, dwoje pomniejszych złodziejaszków, z których jedno nie potrafiło prowadzić furgonetki, czym doprowadziło do bezsensownego zakończenia w dużej mierze bezużytecznego życia Richarda.
– Rekonstrukcja zdarzenia dokonana przez doktora Minora… – zaczęła Sydney.
Adwokat zwrócił wzrok na Dara. Na jego twarzy nie było teraz nawet cienia uśmiechu.
– Doktorze Minor, kilka lat temu widziałem w kinie pewien popularny film o wielkim dużym statku, który zatonął prawie dziewięćdziesiąt lat temu…
– O Titanicu – wtrącił Darwin.
– Tak, zgadza się – przyznał prawnik, a jego zachodnioteksaski akcent stał się nieco bardziej wyrazisty.
– No i w tym filmie widziałem na własne oczy, że statek stanął na rufie, przełamał się na dwoje, a płynący nim ludzie zaczęli wypadać do wody jak żaby z kubła. Ale wie pan co, doktorze Minor? – Dar słuchał. – Nic z tego nie było prawdziwe. Widziałem jedynie efekty specjalne. Cyfrowo stworzoną historię. – Dallas Trace niemal wypluł ostatnie słowa. Darwin milczał. – Gdybym postawił pana na miejscu dla świadków, doktorze Minor, a pańską cenną animację komputerową przedstawił ławie przysięgłych, wystarczyłoby mi trzydzieści sekund… nie, cholera, nawet dwadzieścia… i udowodniłbym, że w tej epoce obróbki cyfrowej i komputerowych efektów specjalnych nie możemy już zaufać niczemu, co widzimy na taśmie.
– Tylko że Esposito nie żyje – przerwała mu Syd.
– A Donald Borden i Gennie Smiley, która jako panna nazywała się Gennie Esposito… o czym jestem pewna, że wynajęty przez pana detektyw pana poinformował… zniknęli. I nadal nie widzi pan w tej sprawie niczego podejrzanego?
Dallas Trace przeniósł na kobietę złowieszcze spojrzenie.
– Ależ, pani Olson, w tej sprawie podejrzane wydaje mi się dosłownie wszystko. Zawsze byłem podejrzliwy wobec wszystkiego, co robił Richard, wobec każdego jego przyjaciela i każdych tarapatów, z których musiałem go wyciągać. No cóż, w końcu wpakował się w historię, z której nikt nie potrafił już go wyrwać. Jestem jednak przekonany, pani Olson, że mój syn zginął w wypadku, choć z drugiej strony uważam, że jego śmierć za diabła nie ma już znaczenia! Gdyby Richard nie umarł tamtej nocy na Marlboro Avenue, siedziałby teraz prawdopodobnie w więzieniu. Pani Olson, mój syn był biednym, zakłopotanym, słabym gówniarzem, którym łatwo było manipulować, toteż nie zaskoczyło mnie ani trochę, że skończył w towarzystwie takich przegranych ofiar losu jak Jorge Esposito, Donald Borden czy Gennie eks-Esposito Smiley.
– A ich zniknięcie? – spytała Sydney.
Adwokat roześmiał się i po raz pierwszy jego śmiech zabrzmiał szczerze.
– Tacy ludzie doskonale potrafią znikać, ilekroć tylko zechcą, pani Olson. Wie pani o tym. Tak żyją. Tak żył mój syn. A teraz zniknął na dobre i nie przywróci go do życia nic, co zrobię, ani nic, czego pani się dowie.
Zerwał się na równe nogi, bardzo szybko jak na sześćdziesięciolatka (co nie umknęło uwagi Dara) podszedł do magnetowidu, wyjął kasetę, oddał ją Sydney, po czym otworzył drzwi biura.
– A teraz, jeśli nie mogę państwu pomóc w żaden inny sposób…
Minor i Syd wstali i ruszyli do drzwi.
– Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie interesuje – powiedziała Sydney. – Chodzi mi o pańskie wsparcie dla Pomocników Bezbronnych.
Ciemne brwi Trace’a podniosły się tak wysoko, że niemal ułożyły się w pionowe wykrzykniki.
– Co takiego? Proszę mi wybaczyć szczerość, pani Olson, ale co ta sprawa ma wspólnego z czymkolwiek, do ciężkiej cholery?
– Wsparł pan tę organizację dużą kwotą w ubiegłym roku – ciągnęła Sydney. – Ile tego było?
– Nie mam pojęcia – odparł prawnik. – Musi pani spytać mojego księgowego.
– Ćwierć miliona dolarów, zdaje mi się – powiedziała Syd.
– Na pewno ma pani rację – mruknął adwokat, otwierając szerzej drzwi. – Jest pani dobrą śledczą pani Olson. Jeśli jednak chce pani dokonać dalszych rachunków, zwierzę się pani, że moja żona i ja działamy dla… i wspieramy co najmniej dwanaście różnych instytucji charytatywnych. O którą pani pytała?
Читать дальше