Rozwijając niezbędną do startu prędkość, Dar sprawdził ponownie kolejne elementy według spisu, którego nauczył się kiedyś na pamięć – wysokościomierz, pasy, przyrządy do sterowania, osłona kabiny pilota, lina, kierunek. Wszystko było w porządku. Przesunął się nieznacznie, starając się uzyskać maksymalny komfort. Oprócz biodrowego pasa bezpieczeństwa i pasów naramiennych miał też na plecach spadochron model 305 Strong Para-Cushion. Dokładniej mówiąc, był to spadochron połączony z podkładką pod pośladki oraz dodatkową dmuchaną warstwą przy plecach, dzięki której Darwinowi siedziało się wygodniej na fotelu szybowca. Większość znanych mu pilotów szybowców wyczynowych gardziła spadochronami, jednak dwóch jego znajomych zginęło właśnie z tego powodu: jeden w kompletnie głupiej kolizji powietrznej nad Mount Palomar kilka kilometrów na północ stąd, a drugi w wysoce nieprawdopodobnym wypadku – gdy wykonywał pętle, lewe skrzydło szybowca po prostu się oderwało.
Dar lubił zarówno fizyczny komfort związany z tym wyjątkowym spadochronem, jak i komfort umysłowy, który mu zawdzięczał.
Solo oczywiście opuścił ziemię przed holownikiem. Darwin utrzymywał maszynę dobry metr osiemdziesiąt ponad pasem startowym, aż Ken poderwał cessnę w powietrze na wysokość stu kilkudziesięciu metrów. Wówczas Minor wprowadził szybowiec w normalną pozycję holowniczą, pozostając tuż nad małą cessną Kena. Oficjalnie Dar używał standardowej techniki górskiej, czyli trzymał maszynę w jednym rzędzie z holownikiem, co oznaczało, że holownik znajdował się w stałej pozycji przed przednią szybką szybowca, tuż ponad jego prostym pulpitem sterowniczym. Po prawdzie jednak stosował sztuczki wykwalifikowanych pilotów, wybierając jakieś miejsce względem holownika i w nim pozostając. Ten manewr wymagał umiejętności przewidywania i nieco… telepatii, ale ponieważ Ken holował Darwina już kilkaset razy, oba te warunki mogły być spełnione.
Ranek był piękny, widoczność bez ograniczeń, z zachodu wiał lekki wietrzyk o sile trzech węzłów. Szybowiec wspaniale unosiły fenomenalne prądy termiczne, powstające na pogórzach i w górach, wokół mieszczącego się w dolinie pasa startowego. Kiedy Minor osiągnął wysokość trzystu metrów, zauważył dalej na zachodzie front burzowy. Przy takim wietrze burza zapewne szybko dotrze do wybrzeża i uniemożliwi szybowanie na dobre kilka godzin.
Holownik i L-33 Solo Minora leciały w równym, mocnym tempie. Holownik skręcił najpierw na północ, potem na zachód, wzleciał wyżej, po czym wybrał kurs północno-wschodni i leciał pod wiatr, kierując się ku Mount Palomar. Na umówionej wcześniej wysokości sześciuset metrów lina holownicza napięła się i maksymalnie wyprężyła. Gdy Darwin miał pewność, że Ken to zauważył, pociągnął uchwyt zwalniacza zaczepu liny i uwolnił maszynę. Ken wprowadził cessnę w gwałtowne zejście.
Teraz szybowiec Dara unosił się już sam, wznosząc się na prądach termicznych z pogórza i stromych grzbietów położonych na północ od lotniska. Darwin rozsiadł się wygodnie i cieszył ciszą, którą zakłócał jedynie uspokajający pęd powietrza, ocierającego się o metalowe skrzydła i kadłub maszyny.
***
W niedzielę rano Dar obudził się wcześnie. Wstał, przygotował kawę, wyjął bajgle i płatki. Zostawił Syd notkę i właśnie miał jechać do portu szybowcowego Warner Springs, kiedy kobieta stanęła w drzwiach. Miała na sobie dżinsy, czerwoną koszulę z bawełny i lekką kamizelkę khaki z licznymi kieszeniami. Kamizelka skrywała kaburę z pistoletem, którą miała przy pasku.
– Byłam na spacerze – wyjaśniła. – Wyrywasz się gdzieś beze mnie?
– Taaa – odparł Darwin i opowiedział o planowanym locie szybowcem.
– Chciałabym pojechać z tobą.
Minor zawahał się.
– Znudzi cię stanie na pasie i czekanie na mój powrót – stwierdził. – Może lepiej posiedzisz tutaj i przejrzysz niedzielne gazety… Zaraz podjadę po nie na krzyżówkę. W pobliżu skrzynek pocztowych jest automat z prasą.
– Nie mogę polecieć z tobą? – spytała.
– Nie – odparł Dar z niezamierzoną szorstkością. – Chodzi o to – dodał szybko – że szybowiec jest jednomiejscowy.
– Chętnie jednak popatrzę – upierała się Syd. – Poza tym pamiętaj, że nie jestem tu właściwie gościem, który przyjechał odwiedzić cię w weekend, ale twoim ochroniarzem.
Wypłukali termos gorącą wodą i napełnili go kawą spakowali kilka bajgli i ruszyli. Przejechali miasteczko Julian, dotarli na autostradę 78, tam skręcili na północny-zachód, przejechali kaniony, wjechali na autostradę 79 i wreszcie znaleźli się w rozległej dolinie Warner Springs. Syd zaskoczyło odkrycie, jak mały jest szybowiec Darwina.
– Mam wrażenie, że składa się wyłącznie z kadłuba, skrzydeł i ogona – zauważyła, kiedy Minor odwiązywał maszynę.
– Niewiele więcej potrzebujesz, jeśli chcesz się unosić na wietrze – odparł.
– Czyli szybować – upewniła się Sydney.
– Właśnie.
Syd podtrzymała jedno skrzydło, tymczasem Dar podniósł belkę ogonową, a następnie we dwoje wypchnęli czerwonobiałe solo z magazynu na trawiasty nasyp pasa startowego. Ken przyleciał na holowniku Cessna, lądując po wprowadzeniu kolejnego szybowca na odpowiedni kurs.
– Jest lekki – oceniła Syd, z łatwością poruszając skrzydłem w górę i w dół – a jednak wykonany z metalu. Sądziłam, że szybowce składają się z drewnianej ramy obciągniętej płótnem albo czymś podobnym. Tak jak stare dwupłatowce.
– To jest L-33 Solo – wyjaśnił Darwin. – Zaprojektował go Czech Marian Meciar. Szybowce te wciąż konstruuje fabryka LET w Republice Czeskiej. Prawie cała maszyna jest zbudowana z pewnego stopu aluminium. Wyjątkiem jest materiał na sterowej części ogona. Cały, pusty szybowiec waży zaledwie dwieście siedemnaście kilogramów.
– Czy Czesi robią dobre szybowce… wyczynowe? – spytała Sydney, kiedy Dar otwierał kabinę pilota i układał na siedzeniu swój szczególny spadochron.
– Ten bez wątpienia im się udał – przyznał. – Musiałem tylko zeszlifować warstwę farby, gdyż przy sześćdziesięciu ośmiu kilometrach na godzinę maszyna stawiała zbyt duży opór. Poza tym ten model ma tendencję do opadania wskutek przeciągnięcia bez uprzedniego ostrzegawczego trzepotu, ale dla pilota z wystarczająco długim doświadczeniem nie ma on tajemnic. Naprawdę dobrze się na nim lata.
– Hm… Jak długo latasz na szybowcach wyczynowych?
– Około jedenastu lat – odparł Darwin. – Zacząłem w Kolorado, w okolicach pasma Front Rangę, a kiedy sprowadziłem się tutaj, kupiłem tę maszynę.
Sydney otworzyła usta, wyraźnie zamierzając coś powiedzieć. Przez chwilę wahała się.
– Ile – spytała w końcu – taki szybowiec kosztuje…? Jeśli mogę zapytać.
Dar posłał jej uśmiech.
– Kupiłem go za dwadzieścia pięć tysięcy dolarów i naprawdę jest wart swojej ceny. Chyba jednak nie o to chciałaś mnie spytać. Zgadza się?
Kobieta przyglądała mu się kilka sekund bez słowa.
– Wiem, że nie latasz, gdy nie musisz. Sądziłam, że nienawidzisz latania.
Dar rozpoczął przegląd przedlotowy – obchodził maszynę i sprawdzał wszystkie elementy.
– Zatem się pomyliłaś – mruknął, nie patrząc na przyjaciółkę. – Uwielbiam latać. Powiedzmy, że nie lubię być w powietrzu pasażerem.
***
Wspominając tę rozmowę, ustawił maszynę pod wiatr i na prądzie powietrznym zaczął się wznosić nad pogórzem, które rozciągało się u stóp Mount Palomar. Na wschodzie widział teraz samotny, sięgający prawie tysiąca siedmiuset metrów, Beauty Peak oraz niemal o kilometr wyższy Toro Peak, położony bardziej na południowy-wschód. Minor uwielbiał korzystać z prądów termicznych tych zachwycających grzbietów i wzgórz.
Читать дальше