Kathy Reichs - Dzień Śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Kathy Reichs - Dzień Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Dzień Śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Dzień Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dzień Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Dzień Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dzień Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Artykuł pojawił się dwudziestego drugiego kwietnia.
W Paryżu miał pojawić się ktoś jeszcze. Talent tego pana nie objawiał się w śpiewaniu, ale w przemawianiu. Jeździł ze swoimi przemówieniami, w których potępiał handel żywym towarem i zachęcał do handlu z Afryką Zachodnią. Urodzony na Złotym Wybrzeżu, edukację otrzymał w Niemczech i otrzymał tytuł profesora uniwersytetu w Halle. Właśnie kończył cykl wykładów w Szkole Teologii McGill.
Cofnęłam się w czasie. Tysiąc osiemset czterdziesty piąty. Niewolnictwo kwitło w Stanach Zjednoczonych, ale zostało zabronione we Francji i Anglii. Kanada nadal była brytyjską kolonią. Kościół i grupy misjonarskie błagały Afrykanów, by zaprzestali eksportu swoich braci i sióstr i zamiast tego zachęcały Europę do włączenia się do legalnego handlu z Afryką Zachodnią. Jak oni to nazywali? “Handel legalny".
Przeczytałam nazwisko pasażera z rosnącym podnieceniem.
I nazwę statku.
Eugenie Nicolet i Abo Gabassa płynęli do Europy tym samym statkiem.
Wstałam, by dołożyć do ognia.
Czy to było to? Czy odkryłam tajemnicę ukrywaną przez półtora wieku? Eugenie Nicolet i Abo Gabassa? Romans?
Włożyłam buty, podeszłam do oszklonych drzwi i je otworzyłam. Drzwi przymarzły. Pociągnęłam mocniej i lodowa warstwa puściła.
Drewno ułożone w stos też przymarzło i chwilę trwało, zanim przy pomocy rydla ogrodowego udało mi się oddzielić jeden kawałek. Trzęsąca się z zimna i pokryta drobinkami lodu wróciłam do środka. Kiedy podchodziłam do kominka, usłyszałam jakiś dźwięk i znieruchomiałam.
Dzwonek u moich drzwi nie dzwoni, ale wydaje z siebie coś na kształt ćwierkania. Właśnie to zrobił, potem nagle przestał, jakby ktoś zrezygnował.
Rzuciłam drewno i pobiegłam do skrzynki przy drzwiach i przycisnęłam guzik wideo. Na ekraniku dostrzegłam znajomą postać znikającą w drzwiach wejściowych.
Chwyciłam klucze, wybiegłam do holu i otworzyłam drzwi przedsionka. Drzwi zewnętrzne właśnie się zamykały. Nacisnęłam klamkę i szeroko je otworzyłam.
Na schodach leżała Daisy Jeannotte.
31
Poruszyła się, zanim ją dotknęłam. Powoli uniosła się na rękach, obróciła i usiadła tyłem do mnie.
– Nic ci się nie stało? – W gardle miałam tak sucho, że sama nie poznałam własnego wysokiego głosu.
Drgnęła na dźwięk moich słów i odwróciła się.
– Ten lód jest zdradliwy. Pośliznęłam się, ale nic mi się nie stało.
Wyciągnęłam rękę i bez protestu pozwoliła mi sobie pomóc. Cała się trzęsła i wcale nie wyglądała najlepiej.
– Wejdź, proszę do środka, zrobię herbatę.
– Nie. Nie mogę zostać. Ktoś na mnie czeka. Nie powinnam wychodzić w taką koszmarną pogodę, ale muszę z tobą porozmawiać.
– Wejdź choć na chwilę, tu jest zimno.
– Nie. Dziękuję. – Jej głos był tak zimny jak powietrze.
Zawiązała szalik i popatrzyła mi prosto w oczy. Za jej plecami drobinki lodu świeciły w świetle latarni. Gałęzie drzew lśniły czernią w mroźnym powietrzu.
– Przyszłam powiedzieć, byś zostawiła moją studentkę w spokoju. Próbowałam ci pomóc, ale chyba nadużywasz mojej uprzejmości. Nie wolno ci prześladować tych młodych ludzi w ten sposób. A podawanie mojego numeru policji w celu niepokojenia mojej asystentki jest nie do pomyślenia.
Dłonią w rękawiczce potarła oko, zostawiając ciemną smugę biegnącą w poprzek policzka.
Złość zapłonęła jak zapałka. Rękami objęłam się w talii i przez materiał czułam własne paznokcie wpijające się w ciało.
– O czym ty, do cholery, mówisz? Ja nie przesiaduję Anny – warknęłam. – To nie jest żaden projekt! Ludzie są mordowani! Co najmniej dziesięć osób nie żyje! Bóg wie, ile jeszcze zginie!
Odrobinki lodu uderzały mnie w czoło i ramiona, ale ich nie czułam. Jej słowa mnie rozwścieczyły i wyładowywałam całą złość i frustrację, które narastały we mnie w ciągu ostatnich kilku tygodni.
– Jennifer Cannon i Amalie Provencher były studentkami McGill. Ktoś je zamordował. Nie tylko zamordował. Nie. Tym ludziom to nie wystarczyło. Ci maniacy rzucili je zwierzętom, patrzyli na rozszarpywane ciała i roztrzaskiwane czaszki.
Mówiłam dalej, nie kontrolując własnego głosu. Zauważyłam, że przechodząca para przyspieszyła mimo oblodzonego chodnika.
– Ktoś pociął nożem i okaleczył całą rodzinę, zastrzelił starszą kobietę dwieście kilometrów stąd. I dzieci! Zabili dwoje małych dzieci! Osiemnastoletnia dziewczyna zadźgana i porzucona na starej łajbie. Oni nie żyją, zrozum to, zamordowani przez grupę wariatów, którzy uważają, że uosabiają moralność.
Mimo przenikliwego zimna, było mi gorąco.
– Pozwól mi jeszcze coś powiedzieć. – Wyciągnęłam w jej kierunku drżący palec. – Znajdę tych obłudnych drani i przerwę ten proces, bez względu na to, ilu ministrantów, radców prawnych czy głosicieli słowa bożego będę musiała nękać! I twoich studentów! I ciebie może też!
Twarz Jeannotte wyglądała upiornie w ciemnościach, rozmazany tusz do rzęs zmienił ją w makabryczną maskę. Nad lewym okiem przyczepiła się grudka tuszu, rzucając cień i sprawiając, że prawe wyglądało dziwnie jasno.
Opuściłam palec i ręką znowu objęłam się w pasie. Powiedziałam zbyt wiele. Gniew zaczynał mi przechodzić i robiło mi się coraz zimniej.
Ulica była pusta i zupełnie cicha. Słyszałam swój przyspieszony oddech.
Nie wiem, co spodziewałam się usłyszeć, ale na pewno nie było to pytanie, które wyszło z jej ust.
– Dlaczego używasz takich obrazów?
– Że co? – Nie podobał jej się mój styl?
– Głosiciele słowa bożego, ministranci. Skąd takie odniesienia?
– Bo uważam, że te zbrodnie zostały popełnione przez fanatyków religijnych.
Jeannotte wcale się nie poruszyła. Kiedy mówiła, jej głos był zimniejszy niż ta noc, a jej słowa mroziły mnie bardziej niż pogoda.
– Tracisz grunt pod nogami, Brennan. Ostrzegam, daj sobie z tym spokój. – Bezbarwne oczy utkwiła w moich. – Jeżeli dalej będziesz się upierać przy swoim, ja będę zmuszona działać.
Na ulicy pojawił się samochód, podjechał i zatrzymał się. Kiedy skręcał, światła zatoczyły szeroki łuk, omiotły budynek i przez ułamek sekundy oświetliły jej twarz.
Zdrętwiałam, a moje paznokcie wbiły się głębiej w skórę.
O Boże.
To nie była iluzja cieni. Jej prawe oko było niesamowicie jasne. Pozbawione makijażu, brew i rzęsy jaśniały w ruchomym świetle reflektorów.
Mogła dostrzec coś w mojej twarzy, bo poprawiła szalik, odwróciła się i zeszła ze schodów. Nie spojrzała do tyłu.
Kiedy weszłam do środka, światełko wiadomości migało jak zwariowane. Ryan. Drżącymi rękami wykręciłam numer.
– Jeannotte jest zamieszana – oznajmiłam bez wstępu. – Właśnie tu była i kazała mi się nie wtrącać. Twój telefon do Anny musiał ją wkurzyć. Słuchaj, kiedy byliśmy drugi raz na Świętej Helenie, był tam facet z białą smugą na twarzy, pamiętasz go?
– Tak. Chudy jak strach na wróble, wysoki. Wszedł do pokoju i rozmawiał z Owensem. – Ryan był wykończony.
– Jeannotte ma taką samą depigmentację, to samo oko. Nie widać tego, bo zwykle zakrywa to makijażem.
– A pasemko włosów?
– Nie wiem, pewnie je farbuje. Słuchaj, oni muszą mieć ze sobą coś wspólnego. To jest zbyt niezwykłe, żeby mogło być przypadkowe.
– Może są spokrewnieni?
– Nie przyjrzałam się wtedy zbyt uważnie, ale ten facet był chyba zbyt młody jak na jej ojca i zbyt stary jak na syna.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Dzień Śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dzień Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Dzień Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.