Kathy Reichs - Dzień Śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Kathy Reichs - Dzień Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Dzień Śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Dzień Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dzień Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Dzień Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dzień Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– To była naklejka na zderzaku.
– Jesteśmy mocno religijni, jak widać.
Spojrzałam na zegarek. Kwadrans po drugiej. Zdałam sobie sprawę, że jestem strasznie głodna i sięgnęłam po banana i ciasto, które zabrałam z domu.
– Poobserwowałem trochę gniazdko Doma. I nic. W czwartek rano troje wiernych wsiadło do furgonetki i odjechali. Poza tym nikt ani nie wyjeżdżał, ani nie przyjeżdżał.
– A Kathryn?
– Jej nie widziałem,
– Sprawdziłeś tablice rejestracyjne?
– Tak, szefie. Obie furgonetki są zarejestrowane na Doma Owensa na adres Adier Lyons.
– Czy on ma prawo jazdy?
– Wydane przez stan Palmetto w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym ósmym. Żadnej wzmianki, że to kontynuacja. Najwyraźniej wielebny przyszedł wtedy, bo właśnie zdał egzamin. Ubezpieczenie płaci na czas. Gotówką. Żadnych opóźnień. Żadnych aresztowań czy wezwań do sądu.
– Inne rachunki? – Starałam się nie szeleścić celofanem.
– Telefon, elektryczność i woda. Te też płaci gotówką.
– Ma numer ubezpieczenia?
– Przyznany w osiemdziesiątym siódmym. Ale nie ma nic o żadnych wpłatach czy prośbach o zasiłek.
– Osiemdziesiąty siódmy? To co robił wcześniej?
– Ciekawe pytanie, doktor Brennan.
– A poczta?
– Oni z nikim nie korespondują. Dostają zwykłe ulotki, jak każdy, i rachunki, to wszystko. Owens nie ma skrytki pocztowej, ale mogłoby być coś pod innym nazwiskiem. Poobserwowałem trochę pocztę, ale nie rozpoznałem nikogo z nich.
W drzwiach pojawił się student, ale potrząsnęłam głową.
– A co z odciskami na twoich kluczach?
– Wszystkie śliczne, ale pudło. Dom Owens to grzeczny chłopiec.
Zapadła między nami krótka cisza.
– Tam mieszkają dzieci. Co z opieką społeczną?
– Niezła jesteś, Brennan.
– Dużo czasu spędzam oglądając telewizję.
– I to sprawdziłem. Jakieś półtora roku temu dzwoniła tam ich sąsiadka, pani Joseph Espinoza, niespokojna o dzieci. Wysłali więc pracownika. Czytałem raport. Zastała czysty dom, uśmiechnięte i dobrze odżywione dzieci, wszystkie poniżej wieku szkolnego. Nie widziała powodu do interwencji, ale zaleciła następną wizytę za pół roku. Nie miała miejsca.
– Rozmawiałeś z tą sąsiadką?
– Nie żyje.
– A co z posiadłością?
– No, jest jedna rzecz… Minęło kilka sekund.
– Tak?
– Całe środowe popołudnie przeglądałem akty własności i księgi podatkowe.
Znowu zamilkł.
– Chcesz mnie wkurzyć? – podsunęłam.
– To miejsce posiada barwną przeszłość. Czy wiesz, że w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia powstała tam szkoła i pozostała aż do końca wieku? Jedna z pierwszych szkół finansowanych z funduszy publicznych w Ameryce Północnej tylko dla czarnych uczniów.
– O tym nie wiedziałam. – Otworzyłam dietetyczną colę.
– A Baker miał rację. Od lat trzydziestych aż do siedemdziesiątych to był obóz rybacki. Kiedy właścicielka umarła, przeszło to na własność jej krewnych mieszkających w Georgii. Chyba nie lubili owoców morza. Albo mieli dosyć płacenia podatków za posiadłość. W końcu sprzedali ją w osiemdziesiątym ósmym.
Tym razem go nie poganiałam.
– Kupującym był niejaki J.R. Guillion.
Przez ułamek sekundy nie potrafiłam skojarzyć nazwiska z osobą.
– Jacques Guillion?
– Oui, madame.
– Ten sam Jacques Guillion? – Powiedziałam to tak głośno, że przechodzący korytarzem student spojrzał na mnie.
– Prawdopodobnie. Podatki płaci…
– Czekiem z Citicorp w Nowym Jorku.
– Tak jest.
– Jasna cholera.
– Świetnie to ujęłaś.
Byłam nieco wytrącona z równowagi. Właściciel posiadłości na Adler Lyons posiadał też spalony dom w St-Jovite.
– Rozmawiałeś z nim?
– Monsieur Guillion nadal jest niedostępny.
– Co?
– Nie został odnaleziony.
– Niech to diabli. Naprawdę istnieje jakiś związek.
– Na to wygląda.
Zaterkotał dzwonek.
– Jeszcze jedno.
Korytarz zaludnił się studentami przechodzącymi na kolejne zajęcia.
– Z czystej przekory wysłałem dane do Teksasu. Nie mają nic na temat wielebnego Owensa, ale zgadnij, kto tam jest ranczerem?
– Nie!
– Monsieur J.R. Guillion. Dwa akry w hrabstwie Fort Bend. Podatki płaci…
– Czekami bankowymi!
– Pójdę tą drogą, ale teraz tamtejszy szeryf też trochę się porozgląda. I żandarmeria postara się wykurzyć Guilliona z kryjówki. Zostanę tu jeszcze kilka dni i przycisnę Owensa.
– Poszukaj Kathryn. Dzwoniła do mnie, ale znowu mnie nie zastała. Ona na pewno coś wie.
– Znajdę ją, jeżeli tu jest.
– Może jej coś grozić.
– Dlaczego tak sądzisz?
Chciałam mu opowiedzieć o mojej ostatniej rozmowie dotyczącej sekt, ale to było tylko zbieranie informacji i nie byłam pewna, czy miało to cokolwiek wspólnego ze sprawą. Nawet jeżeli Dom Owens był liderem jakiejś sekty, nie miał takiej charyzmy jak Jim Jones, tego byłam pewna.
– Nie wiem. Mam takie przeczucie. Wydawała się podenerwowana, kiedy dzwoniła.
– Panna Kathryn wywarła na mnie wrażenie niezbyt bystrej.
– Jest po prostu inna.
– A ta jej przyjaciółka El też nie jest chyba za bardzo inteligentna… Co tak przycichłaś?
Zawahałam się, ale opowiedziałam mu o mojej przygodzie.
– Skurwysyn. Przykro mi, Brennan. Bardzo lubiłem tego kociaka. Domyślasz się, kto to mógł zrobić?
– Nie.
– Dostałaś jakąś ochronę?
– Często patrolują sąsiedztwo. Jest okej.
– Nie chodź po zmroku.
– Dziś rano przysłali szczątki z Murtry. Mam dużo pracy w laboratorium.
– Jeżeli to ma jakiś związek z narkotykami, to możesz się narażać jakimś oprychom.
– Odkryłeś Amerykę, Ryan. – Wrzuciłam skórkę od banana i opakowanie od ciasta do śmieci. – Obie ofiary to były młode, białe, kobiety, jak przypuszczałam.
– Niezbyt pasuje do handlarzy narkotykami.
– No nie.
– Ale nie możemy tego wykluczyć. Niektórzy z tych facetów używają, kobiety jak prezerwatywy. Te młode damy mogły się znaleźć w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze.
– Zgadzam się.
– Przyczyna śmierci?
– Jeszcze nie skończyłam.
– Do roboty, tygrysie. Ale pamiętaj, że będziemy cię potrzebować w sprawie z St-Jovite, kiedy dostanę tych drani.
– Jakich drani?
– Jeszcze nie wiem, ale ich dostanę.
Rozłączyliśmy się i zapatrzyłam się na mój raport. Potem wstałam i przeszłam się po laboratorium. Potem usiadłam. Potem znowu się przeszłam.
Przed oczami wciąż miałam obrazy z St-Jovite. Białe ciała dzieci, z powiekami i paznokciami w kolorze bladego błękitu. Przestrzelona czaszka. Podcięte gardła, ręce pokryte ranami zadanymi, kiedy ofiara chciała się bronić. Zwęglone ciała, z poskręcanymi i wykrzywionymi kończynami. Co łączyło, śmierci w Quebecu z miejscem na wyspie Świętej Heleny? Dlaczego właśnie dzieci i delikatne kobiety? Kim był Guillion? Co było w Teksasie? W jaką to potworność wplątała się Heidi i jej rodzina?
Skoncentruj się, Brennan. Te młode kobiety w twoim laboratorium też nie żyją. Zostaw sprawę morderstw w Quebecu Ryanowi i skończ tę sprawę. Zasługują na to. Dowiedz się, kiedy zmarły. I w jaki sposób.
Założyłam kolejną parę rękawiczek i przejrzałam każdą kość pod szkłem powiększającym. Nie znalazłam nic, co pomogłoby ustalić przyczynę śmierci. Żadnych śladów tępego narzędzia. Żadnych wlotów czy wylotów kuli. Żadnej rany zadanej nożem. Żadnych pęknięć gnykowych, które wskazywałyby na uduszenie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Dzień Śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dzień Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Dzień Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.