Kathy Reichs - Dzień Śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Kathy Reichs - Dzień Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dzień Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dzień Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Andrew Ryan, detektyw z Wydziału Zabójstw, znowu może pomóc w rozwikłaniu zagadki Tempe, a przy okazji i…sobie! Bo prywatnie samotność doskwiera przecież obojgu…

Dzień Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dzień Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Przykra sprawa?

LaManche przytaknął.

– Co się jej stało?

– Lepiej tu określić, co się nie stało – odezwał się Bergeron.

Spojrzałam na jednego i drugiego. Nawet zgarbiony, nasz dentysta mierzył ponad metr osiemdziesiąt i chcąc popatrzeć mu w oczy musiałam zadzierać głowę. Jego poskręcane w loczki włosy podświetlało fluorescencyjne światło sufitowe. Przypomniało mi się to, co Claudel powiedział o ataku zwierzęcia i podejrzewałam, że sobota Bergerona też nie należała do najbardziej udanych.

– Wygląda na to, że została powieszona za nadgarstki i bita, a potem zaatakowana przez psy – powiedział LaManche. – Marc twierdzi, że były co najmniej dwa.

Bergeron skinął głową.

– Jakaś duża rasa. Może owczarek niemiecki albo doberman. Stwierdziliśmy ponad sześćdziesiąt ran kąsanych.

– Jezu.

– Polewano ją gorącym płynem, prawdopodobnie wodą, kiedy była naga. Skóra jest mocno poparzona, ale nic nie można zidentyfikować – kontynuował LaManche.

– Żyła wtedy? – Nie mogłam znieść myśli o jej bólu.

– Tak. Umarła w rezultacie wielokrotnych ran kłutych zadanych w brzuch i klatkę piersiową. Chcesz obejrzeć zdjęcia?

Pokręciłam odmownie głową.

– Znaleźliście jakieś oznaki samoobrony? – Przypomniałam sobie swoją gehennę z napadem.

– Nie.

– Kiedy umarła?

– Prawdopodobnie wczoraj wieczorem. Nie miałam ochoty na szczegółowy opis.

– Jeszcze jedno. – LaManche miał oczy pełne smutku. – Była w czwartym miesiącu ciąży.

Minęłam ich w pośpiechu i wśliznęłam się do swojego biura. Nie wiem, jak długo tam siedziałam, przesuwając wzrokiem po przedmiotach związanych z moją profesją i nie widząc ich. Owszem, obcując z okrucieństwem i przemocą przez tyle lat zrobiłam się emocjonalnie odporna, ale pewne przypadki nadal wywoływały wstrząs psychiczny. To, co działo się ostatnio, wydawało się najbardziej przerażające ze wszystkich spraw ostatnich lat. A może nie jestem już w stanie znieść więcej ohydy?

Nie ja zajmowałam się sprawą Carole Comptois i nigdy jej nawet nie widziałam, ale gdzieś w moim umyśle pojawiały się obrazy, których nie mogłam opanować. Widziałam ją w ostatnich chwilach jej życia, jej twarz wykrzywioną bólem i przerażeniem. Czy błagała o życie? Dla swojego nie narodzonego dziecka? Jakież potwory chodzą po tym świecie?

– A niech to diabli! – powiedziałam do pustego biura. Zgarnęłam papiery do teczki, chwyciłam swoje rzeczy i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Bergeron coś powiedział, kiedy przechodziłam obok jego biura, ale się nie zatrzymałam.

Jechałam pod mostem Jacquesa Cartiera, gdy nadawano wiadomości o szóstej. Morderstwo Comptois było najważniejszym wydarzeniem dnia. Wyłączyłam radio, powtarzając w myślach to, co powiedziałam w biurze.

– A niech to diabli!

Kiedy dotarłam do domu, mój gniew nieco osłabł. Czasami trzeba znaleźć ujście dla niektórych emocji. Zadzwoniłam do siostry Julienne i poinformowałam, że to jednak nie Anna. Zrobił to już wcześniej Claudel, ale chciałam z kimś porozmawiać. Powiedziałam, że ona się pojawi. Zgodziła się ze mną. Żadna z nas tak naprawdę już w to nie wierzyła.

Powiedziałam jej również, że szkielet Elisabeth został spakowany i gotowy do wysłania, a raport właśnie przepisywany. Ona odparła, że kości zostaną odebrane w poniedziałek rano.

– Bardzo pani dziękuję, doktor Brennan. Niecierpliwie tu wszyscy czekamy na pani raport.

Nic nie odpowiedziałam. Nie miałam pojęcia, jaka będzie ich reakcja na to, co napisałam.

Przebrałam się w dżinsy i przygotowałam obiad, nie pozwalając sobie na myślenie o tym, co zdarzyło się Carole Comptois. Harry wróciła o wpół do ósmej i zjadłyśmy, rozmawiając tylko o makaronie i cukinii. Wydawała się zmęczona i nieobecna, bez słowa przyjęła moją wersję upadku na twarz na oblodzonym chodniku. Wypadki dnia kompletnie mnie wyczerpały. Nie pytałam o poprzedni wieczór ani o seminarium, a ona nic nie mówiła. Obie nie miałyśmy ochoty ani na słuchanie, ani na rozmowę.

Po obiedzie Harry zajęła się materiałami z warsztatów, a ja znowu zabrałam się za dzienniki. Mój raport dla sióstr był skończony, ale chciałam się jeszcze czegoś dowiedzieć. Wersja ksero nie była wcale lepsza niż oryginał i, tak jak w piątek, poczułam się tym nieco zniechęcona. Poza tym Louis-Philippe nie pisał zbyt pasjonująco. Młody lekarz zdawał długie relacje z dni przepracowanych w szpitalu Hotel Dieu. Na czterdziestu stronach kilka razy wspomniał o swojej siostrze. Chyba zależało mu na tym, aby Eugenie nadal śpiewała po ślubie z Alanem Nicolet. Nie podobał mu się jej fryzjer. Niezły był z niego zarozumialec.

W niedzielę Harry wyszła, zanim wstałam. Zrobiłam pranie, poćwiczyłam trochę i popracowałam nad wykładem, który miałam wygłosić na zajęciach z ewolucji we wtorek. Późnym popołudniem skończyłam nadrabianie zaległości. Rozpaliłam w kominku, zrobiłam sobie filiżankę herbaty Earl Grey i z książkami i papierami na kanapie zwinęłam się w kłębek.

Powróciłam do dziennika Belangera, ale po jakichś dwudziestu stronach przerzuciłam się na książkę opisującą epidemię ospy. W przeciwieństwie do nudnych dzienników, ta była bardzo ciekawa.

Czytałam o ulicach, gdzie chodzę codziennie. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku Montreal i otaczające go wsie zamieszkiwało ponad dwieście tysięcy ludzi. Miasto rozciągało się od Sherbrooke Street na północy do portu nad rzeką na południu. Od wschodu granicę stanowiło przemysłowa centrum Hochelaga, a od zachodu ośrodki klasy pracującej Ste-Cunegondel i St-Henri, leżące tuż przy kanale Lachine. Latem zeszłego roku przejechałam całą jego długość na rowerze.

Podobnie jak dzisiaj, istniały w mieście napięcia. Chociaż duża grupa mieszkańców Montrealu na zachód od rue St-Laurent mówiła po angielsku, już w tamtych czasach Francuzi stanowili większość w mieście. Decydowali w sprawach polityki miasta, ale Anglicy rządzili handlem i prasą.

Francuzi i Irlandczycy byli katolikami, natomiast Anglicy protestantami. Podział był wyraźnie widoczny, tak za życia, jak i po śmierci. Każda narodowość miała własny cmentarz wysoko w górach.

Zamknęłam oczy i pomyślałam. I dzisiaj język i religia znaczyły bardzo dużo w Montrealu. Katolickie szkoły. Protestanckie szkoły. Nacjonaliści. Federaliści. Ciekawe, do jakiej formacji należeli ci z rodziny Elisabeth Nicolet.

Zrobiło się ciemno i zapaliły się lampy. Czytałam dalej.

Pod koniec dziewiętnastego wieku Montreal był głównym centrum handlowym, z własnym wspaniałym portem, wielkimi magazynami, garbarniami, mydlarniami i fabrykami. McGill już był wiodącym uniwersytetem. Ale, jak inne wiktoriańskie miasta, obfitował w kontrasty, z wielkimi posiadłościami książąt handlu, w cieniu których egzystowały nędzne domy klasy pracującej. Niedaleko szerokich, brukowanych alei, tuż za Sherbrooke i Dorchester, biegły setki brudnych uliczek i niebrukowanych alei.

Miasto było źle skanalizowane, śmieci i padlina zwierzęca gniły na pustych parcelach, a odchody leżały wszędzie. Rzeka używana była jako ściek. Chociaż zamarzała zimą, padlina i odpadki gniły i cuchnęły podczas ciepłych miesięcy. Wszyscy narzekali na wstrętny odór.

Herbata mi wystygła, więc się wygramoliłam z kanapy i zrobiłam sobie świeżą. Wracając do lektury przeszłam do rozdziału opisującego warunki sanitarne. Louis-Philippe często pisał o tym w związku z sytuacją w szpitalu Hotel Dieu. Znalazłam jego nazwisko. Został członkiem Komisji Zdrowia Rady Miejskiej.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dzień Śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dzień Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Kathy Reichs
Kathy Reichs - Seizure
Kathy Reichs
Kathy Reichs - Bones Are Forever
Kathy Reichs
libcat.ru: книга без обложки
Kathy Reichs
Kathy Reichs - Bones to Ashes
Kathy Reichs
Kathy Reichs - Grave Secrets
Kathy Reichs
libcat.ru: книга без обложки
Kathy Reichs
libcat.ru: книга без обложки
KATHY REICHS
Kathy Reichs - Cross bones
Kathy Reichs
Kathy Reichs - Informe Brennan
Kathy Reichs
Kathy Reichs - Zapach Śmierci
Kathy Reichs
Отзывы о книге «Dzień Śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Dzień Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x