Myron potrząsnął głową.
– Zatem ma rację?
– Dziś wieczorem mam zjeść kolację u Ali. Dzieci zostaną na noc u jej siostry.
– Ona tak zaplanowała?
– Tak.
– I jeszcze nie…?
Wciąż karmiąc Hectora, Esperanza zdołała wykonać znaczący gest.
– Jeszcze nie.
– O rany.
– Czekam na jakiś znak.
– Jaki? Ma ci przysłać wici? Zaprosiła cię do swojego domu i zapowiedziała, że dzieci nie będzie przez całą noc.
– Wiem.
– To międzynarodowy znak oznaczający „pociupciaj mnie”.
Nic nie powiedział.
– Myronie?
– Tak.
– Ona jest wdową, nie inwalidką. Zapewne jest przerażona.
– Dlatego się nie spieszę.
– To słodkie i szlachetne, ale głupie. I wcale nie pomaga.
– Zatem sugerujesz…?
– Potężne ciupcianie, tak.
Myron zjawił się u Ali o siódmej wieczór.
Mieszkała w Kasselton, miasteczku oddalonym o piętnaście minut jazdy, na północ od Livingston. Przed wyjściem z domu Myron odprawił cały rytuał. Użyć wody kolońskiej czy nie? To było łatwe: żadnej wody. Slipki czy bokserki? Wybrał pośrednie rozwiązanie: ni to obcisłe bokserki, ni to slipki z nogawkami. Bokserkoslipki, głosił napis na opakowaniu. Włożył szare. Ponadto jasnobrązowy pulower firmy Banana Republic, a pod spód czarny podkoszulek. Dżinsy Gap. Nogi wbił w mokasyny rozmiar 46 z sieci sklepów Toda. Nie mógłby się ubrać bardziej po amerykańsku, nawet gdyby chciał.
Drzwi otworzyła mu Ali. Światła w domu były przyciemnione. Miała na sobie czarną suknię z owalnym dekoltem. Włosy upięte. Myron lubił takie uczesanie. Większość mężczyzn lubi rozpuszczone włosy. On zawsze wolał, żeby nie zasłaniały twarzy.
Przyglądał jej się przez chwilę, a potem powiedział:
– Oo.
– A podobno umiesz kadzić.
– Staram się powstrzymywać.
– Dlaczego?
– Jak zaczynam kadzić – rzekł Myron – kobiety w trzech najbliższych stanach zrzucają szatki. Muszę uważać.
– No to mam szczęście. Wejdź wreszcie.
Jeszcze nigdy nie zaszedł dalej niż do holu. Ali poszła do kuchni. Myron był spięty. Na ścianie wisiały rodzinne zdjęcia. Rzucił na nie okiem. Zobaczył twarz Kevina. Na co najmniej czterech różnych fotografiach. Myron nie chciał się gapić, ale przywarł wzrokiem do zdjęcia Erin. Łapała ryby z ojcem. Miała porażający uśmiech. Próbował wyobrazić sobie dziewczynę ze swojej sutereny uśmiechającą się w taki sposób, ale nie mógł.
Znów spojrzał na Ali. Jakiś cień przemknął po jej twarzy.
Myron wciągnął nosem powietrze.
– Co gotujesz?
– Potrawkę z kurczaka.
– Pachnie wspaniale.
– Możemy najpierw porozmawiać?
– Jasne.
Poszli do salonu. Myron starał się nie tracić głowy. Rozejrzał się, szukając innych zdjęć. Zobaczył ślubne zdjęcie w ramce. Pomyślał, że Ali ma na nim zbyt natapirowane włosy, ale może wtedy była taka moda. Uznał, że teraz jest ładniejsza. Tak się dzieje z niektórymi kobietami. Była tam także fotografia pięciu mężczyzn w identycznych czarnych smokingach i muszkach. Domyślił się, że to drużbowie. Ali powiodła wzrokiem w ślad za jego spojrzeniem. Podeszła i podniosła zdjęcie.
– Ten to brat Kevina – powiedziała, pokazując drugiego mężczyznę po prawej.
Myron skinął głową.
– Pozostali pracowali razem z Kevinem w firmie Carson Wilkie. Byli jego najlepszymi przyjaciółmi.
– Czy oni… – zaczął Myron.
– Wszyscy zginęli. Wszyscy mieli żony i dzieci. Poczuł się jak słoń w składzie porcelany.
– Nie musisz tego robić – rzekł Myron.
– Owszem, Myronie, muszę. Usiedli.
– Kiedy Claire umówiła nas po raz pierwszy – zaczęła Ali – powiedziałam jej, że będziesz musiał poruszyć temat jedenastego września. Mówiła ci?
– Tak.
– Jednak nie poruszyłeś.
Otworzył usta, zamknął je i spróbował ponownie.
– A jak miałem to zrobić? Cześć, jak się masz. Słyszałem, że po zamachu z jedenastego września zostałaś wdową, wolisz kuchnię włoską czy chińską?
Ali kiwnęła głową.
– Masz rację.
W rogu stał wielki, zdobiony zegar. Akurat teraz zaczął bić. Myron zastanawiał się, skąd Ali go wzięła, jaką historię ma każda z tych rzeczy i czy Kevin patrzy na nich teraz, gdy tak siedzą w tym domu, jego domu.
– Kevin i ja zaczęliśmy chodzić ze sobą na początku szkoły średniej. Postanowiliśmy zrobić sobie przerwę na pierwszym roku studiów. Ja poszłam na uniwerek, on do Wharton. To była dojrzała decyzja. Kiedy jednak przyjechaliśmy do domu na Święto Dziękczynienia i spotkaliśmy się… – Wzruszyła ramionami. – Nigdy nie byłam z innym mężczyzną. Nigdy. No już, powiedziałam to. Nie wiedziałam, czy robimy to dobrze czy źle. Dziwnie to brzmi? Myślę, że uczyliśmy się siebie.
Myron siedział obok niej. Tuż obok. Nie był pewien, co powinien zrobić – oto motyw przewodni całego jego życia. Przysunął dłoń bliżej jej dłoni. Ujęła ją i przytrzymała.
– Nie wiem, kiedy uświadomiłam sobie, że jestem gotowa chodzić na randki. Trwało to dłużej niż u innych wdów. Rozmawiałam o tym, oczywiście, z innymi wdowami. Dużo rozmawiałyśmy. Jednak pewnego dnia rzekłam sobie: w porządku, może już czas. Powiedziałam o tym Claire. A kiedy zaproponowała mi spotkanie z tobą, wiesz, co sobie pomyślałam?
Myron pokręcił głową.
– Za wysokie progi, ale może będzie zabawnie. Pomyślałam – wprawdzie to zabrzmi głupio, ale proszę, pamiętaj, że wcale cię wtedy nie znałam – że będziesz dobrym stadium przejściowym.
– Stadium przejściowym?
– Wiesz, co chcę powiedzieć. Były sportowiec. Zapewne miał mnóstwo kobiet. Pomyślałam sobie, no cóż, to będzie typowa randka. Zwyczajny podryw. A potem może znajdę sobie kogoś miłego. Czy to ma sens?
– Tak sądzę – odparł Myron. – Po prostu interesowało cię tylko moje ciało.
– Krótko mówiąc, tak.
– Jestem załamany. A może podniecony? Zostańmy przy podnieconym.
Uśmiechnęła się.
– Nie obraź się, proszę.
– Nie obrażam się. – I zaraz dorzucił: – Lafiryndo.
Parsknęła perlistym śmiechem.
– No i co się stało z tym twoim planem? – zapytał.
– Okazałeś się inny, niż oczekiwałam.
– To dobrze czy źle?
– Nie wiem. Chodziłeś z Jessicą Culver. Czytałam o tym w magazynie „People”.
– Owszem.
– Czy to była poważna sprawa?
– Tak.
– Ona jest wielką pisarką.
Myron skinął głową.
– Jest też oszałamiająco piękna.
– Ty jesteś oszałamiająco piękna.
– Nie aż tak.
Miał ochotę się spierać, ale wiedział, że zabrzmiałoby to protekcjonalnie.
– Kiedy umówiłeś się ze mną, pomyślałam, że szukasz… sama nie wiem, jakiejś odmiany.
– Jakiej odmiany? – spytał.
– Jestem wdową z jedenastego września – przypomniała. – Chociaż niechętnie o tym mówię, czyni mnie to swego rodzaju znakomitością.
Wiedział, że miała rację. Pomyślał o tym, co powiedział Win, o pierwszym, co przychodzi ci do głowy, kiedy słyszysz jej nazwisko.
– Dlatego pomyślałam sobie – ponownie przypominam, że cię nie znałam, wiedziałam tylko, że jesteś przystojnym byłym sportowcem, który chodzi na randki z kobietami wyglądającymi jak supermodelki – pomyślałam, że mogę być dla ciebie interesującą zdobyczą.
– Jako wdowa z jedenastego września?
– Tak.
– To chore.
– Niezupełnie.
Читать дальше