Faith dotknęła jego ramienia, ale cofnęła rękę. Spojrzała przez okno.
– Przepraszam, naprawdę strasznie mi przykro. – Oparła rękę o okno samochodu, by chłód szkła przeniknął jej skórę. – Słuchaj, zawieź mnie do FBI, powiem im prawdę.
– To byłby wspaniały pomysł, gdyby nie to, że FBI nie musi ci uwierzyć. Jest jeszcze coś.
– Co takiego? – Faith pomyślała, że teraz jej powie, że pracuje dla Buchanana.
– Nie teraz. – Lee myślał o tych innych mężczyznach przy bramce, o tym, co zobaczył w ręce jednego z nich. – Teraz chcę, żebyś mi powiedziała, co tam się właściwie stało.
Spojrzała przez okno na szary Potomac.
– Nie jestem pewna, czy mogę – powiedziała tak cicho, że ledwo mógł ją słyszeć.
– Jednak chciałbym, żebyś spróbowała – rzekł bardzo zdecydowanie. – Chciałbym, żebyś spróbowała naprawdę ze wszystkich sił.
– Nie wydaje mi się, byś zrozumiał.
– Zrozumiem.
W końcu zwróciła się w jego kierunku, z wypiekami na twarzy, unikając jego wzroku. Nerwowo ściskała brzeg kurtki, mówiąc niepewnie:
– Pomyślałam, że będzie lepiej, jeśli nie polecisz ze mną. Myślałam, że w ten sposób będziesz bezpieczniejszy.
– Gówno prawda! – Lee patrzył na nią z niesmakiem.
– To prawda!
Odwrócił się i chwycił ją za ramię tak mocno, że skurczyła się z bólu.
– Posłuchaj, Faith, byli w moim mieszkaniu, kimkolwiek są. Wiedzą, że jestem w to zamieszany. Moje zagrożenie nie zależy od tego, czy jestem z tobą czy nie, w gruncie rzeczy moja sytuacja pogarsza się, kiedy jestem sam. A cholernie dobrym sposobem, by mi pomóc, jest próba zostawienia mnie na lodzie.
– Ale oni wiedzieli wcześniej, że jesteś w to zamieszany. Przypomnij sobie, w twoim mieszkaniu.
– To nie było FBI. – Lee potrząsnął głową.
– Więc kto? – Faith wyglądała na zaskoczoną.
– Nie wiem. Ale Federalni nie występują w przebraniu ludzi z UPS. Zasada Numer Jeden FBI: przeważająca siła załatwia wszystko. FBI przyjechałoby w jakąś setkę ludzi, włącznie z Zespołem do Odbijania Zakładników, psami, kamizelkami kuloodpornymi i innym tego rodzaju gównem. Po prostu przyjeżdżają i biorą cię za tyłek, i sprawa jest zamknięta. – Lee uspokajał się, w miarę jak analizował tę sprawę. – Ludzie, którzy czekali na ciebie przy bramce, byli z FBI. – W zamyśleniu kiwał głową. – Nie starali się ukryć tego, kim są. – A ci dwaj inni? Wszystko możliwe. Tak czy owak, wiedział, że Faith ma dużo szczęścia, że wciąż żyje. – A przy okazji, nie musisz mi dziękować za ponowne uratowanie ci tyłka. Za kilka sekund byłabyś znowu w krainie FBI i mieliby do ciebie więcej pytań, niż ty masz odpowiedzi. Może powinienem po prostu na to pozwolić – dodał zmęczonym głosem.
– To dlaczego tego nie zrobiłeś? – zapytała cicho.
Lee niemal się roześmiał. Cała ta historia była jak ze snu. Kiedy w końcu się z niego przebudzi?
– W tej chwili najlepszym uzasadnieniem wydaje się szaleństwo.
– Dzięki Bogu, że są szaleńcy. – Faith spróbowała się uśmiechnąć.
– Od teraz jesteśmy jak rodzeństwo syjamskie. – Lee nie odwzajemnił uśmiechu. – Lepiej szybko przyzwyczaj się do widoku sikającego mężczyzny bo, moja pani, od tej chwili jesteśmy nierozłączni.
– Lee…
– Nie chcę tego słuchać! Nie mów ani słowa więcej. – Głos mu drżał. – Przysięgam, że jestem o krok od stłuczenia cię na kwaśne jabłko. – Dał pokaz, zaciskając jedną ze swych wielkich łap na jej nadgarstku, na podobieństwo żywych kajdanek. W końcu z powrotem usiadł i patrzył przed siebie.
Faith nie próbowała wyrwać ręki, nawet by nie mogła. Była naprawdę przerażona. Chyba Lee Adams nie był taki wściekły w ciągu całego życia, pomyślała. Spróbowała się uspokoić. Serce biło jej tak szybko, że wydawało się niemożliwe, by naczynia krwionośne mogły wytrzymać takie ciśnienie. Może oszczędzi wszystkim kłopotów i po prostu umrze na zawał.
W Waszyngtonie można kłamać na temat seksu, pieniędzy, władzy, lojalności. Można zamieniać kłamstwa w prawdę i fakty w kłamstwa. To wszystko już widziała. To jedno z najbardziej frustrujących i najokrutniejszych miejsc na ziemi, gdzie aby przeżyć, trzeba polegać na starych sojuszach i szybkich nogach i gdzie każdy nowy dzień, każda nowa znajomość mogła być tą, która cię zniszczy. A Faith kwitła w tym świecie, mówiąc szczerze, wręcz go kochała. Do dziś.
Nie mogła spojrzeć na Lee Adamsa ze strachu przed tym, co mogłaby wyczytać w jego oczach. Tylko on jej został. Chociaż ledwo go znała, marzyła o tym, by ją szanował i rozumiał. Wiedziała, że teraz już nic z tego. Nie zasługuje na to.
Przez okno samochodu patrzyła na szybko nabierający wysokości samolot. Za kilka sekund zniknie w chmurach. Pasażerowie wkrótce będą widzieli pod sobą jedynie warstwę puszystych cumumsów, jakby świat nagle zniknął. Dlaczego nie jest w tym samolocie i nie wspina się do miejsca, w którym mogłaby zacząć od nowa? Dlaczego takie miejsce nie może istnieć? Dlaczego?
Brooke Reynolds siedziała zachmurzona przy małym stoliku z brodą opartą na dłoni i zastanawiała się, czy cokolwiek wreszcie jej się uda w tej sprawie. Znaleziono samochód Kena Newmana i okazało się, że został profesjonalnie oczyszczony i jej zespół „ekspertów” nie znalazł niczego interesującego. Przed chwilą dowiedziała się tego w laboratorium, gdzie wciąż walczyli z taśmą. A najgorsze, że Faith Lockhart wciąż jej się wyślizgiwała. W tym tempie Brooke nigdy nie zostanie dyrektorem FBI. Była pewna, że od agenta odpowiedzialnego w dół popłynie strumień informacji i że żadna z nich nie będzie dla niej pochlebna.
Reynolds i Connie znajdowali się w niedostępnej dla ogółu części lotniska imienia Reagana. Dokładnie przesłuchali pracownicę linii lotniczych, która sprzedała bilety Faith Lockhart. Przejrzeli wspólnie wszystkie taśmy i kobieta z łatwością wskazała swoją klientkę. Reynolds założyła, że to Faith Lockhart. Kasjerka obejrzała zdjęcie Lockhart i stwierdziła, że to ta sama kobieta.
Jeśli to Lockhart, to znacznie się zmieniła. Z tego, co Reynolds mogła dostrzec na taśmie z obserwacji lotniska, wynikało, że ma inną fryzurę i kolor włosów. Co więcej, Lockhart miała pomocnika. Na wideo widać było wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę, który wychodził razem z nią z lotniska. Reynolds zarządziła śledztwo, włącznie ze sprawdzeniem postojów taksówek wokół lotniska, a także obstawieniem lotniska w Norfolk, na wypadek gdyby para w jakiś inny sposób tam się dostała. Jak dotąd, wysiłki te nic nie dały, chociaż znaleźli jeden obiecujący ślad.
Reynolds otwarła metalowy pojemnik na broń i spojrzała na SIG-Sauera kaliber 9 milimetrów. Zdjęli już z broni odciski palców i właśnie porównywali wyniki z bazą danych Biura, ale mieli też coś nawet lepszego: broń była zarejestrowana. Szybko uzyskali od policji stanu Wirginia nazwisko i adres jej właściciela.
– W porządku – oceniła Reynolds – broń została zarejestrowana na jakiegoś Lee Adamsa. Dostaniemy jego zdjęcie. Załóżmy, że to on jest z Lockhart. Co w tej chwili o nim wiemy?
Connie pociągnął łyk coca-coli, popijając dwie tabletki advilu.
– Prywatny detektyw, już od jakiegoś czasu. Zdaje się, że bardzo starannie przestrzega prawa. Niektórzy ludzie z Biura go znają, mówią, że jest dobry. Pokażemy jego zdjęcie kasjerce, zobaczymy, czy zdoła go zidentyfikować. Tyle na razie. Wkrótce będziemy mieli więcej. – Spojrzał na pistolet. – Tam, w lesie, znaleźliśmy łuski wystrzelone z pistoletu. Dziewięć milimetrów. Sądząc z tego, ile ich było, facet opróżnił z pół magazynka.
Читать дальше