Reynolds wiedziała, że Connie finansowo stoi nieźle. Co prawda, jego żona zmarła przed wielu laty po długiej chorobie, która wyczerpała ich zasoby finansowe, ale mieszkał w ładnym domu, który był obecnie wart znacznie więcej niż wtedy, gdy go kupował, jego dzieci skończyły naukę i miał już wypracowaną emeryturę. W sumie mógł z przyjemnością myśleć o przyszłości.
Z drugiej strony jej własne życie osobiste i finanse były w beznadziejnym stanie. Pieniądze na college? Cholera, będzie szczęśliwa, jeżeli stać ją będzie na czesne w pierwszej klasie prywatnej szkoły. I już niedługo nie będzie miała domu, który mogłaby nazwać własnym, bo obecny zostanie sprzedany w ramach umowy rozwodowej. Szeregowiec, który sobie upatrzyła, był mniej więcej rozmiaru tego, który wynajęła, gdy skończyła college. Dla jednej osoby było to nawet całkiem wygodne, ale dorosła osoba z dwojgiem pełnych energii dzieci szybko zauważy ciasnotę. A czy będzie ją stać na opiekunkę? Przy jej godzinach pracy nie poradzi sobie bez tego, nie może przecież zostawiać dzieci samych na noc.
W każdej innej pracy byłaby pewnie na liście dziesięciu pierwszych do odstrzału, ale w FBI liczba rozwodów była tak duża, że zamęt w jej małżeństwie nie spowodował nawet plamki na radarze Biura. Praca w FBI po prostu nieczęsto wiązała się ze szczęśliwym życiem rodzinnym.
Szybko zamrugała, gdy spostrzegła, że Connie wciąż na nią patrzy. Czy naprawdę podejrzewał ją o przeciek? O spowodowanie śmierci Kena Newmana? Wiedziała, że kiepsko to wygląda. Newman został zabity tej nocy, kiedy właśnie ją zastępował przy Lockhart. Wiedziała, że o tym właśnie myślał Paul Fisher, i była prawie pewna, że i Connie tak myśli. Zebrała się w sobie i powiedziała:
– W sprawie teorii przecieku nic nie możemy w tej chwili zrobić, więc lepiej skoncentrujmy się na tym, co możemy zdziałać.
– Dobrze. Jaki będzie nasz następny ruch?
– Działajmy intensywnie na dotychczasowych etapach śledztwa. Znajdźmy Lockhart. Może użyje karty kredytowej do kupienia biletu lotniczego czy kolejowego, wtedy już ją mamy. Powinniśmy też przynajmniej spróbować złapać tego, kto strzelał. Siedźmy Buchanana. Odszyfrujmy tę cholerną taśmę i zobaczmy, kto był w domu. Chciałabym, żebyś był łącznikiem z VCU. Mamy wiele nici, żeby tylko udało nam się chwycić jedną czy dwie z nich i mocno trzymać.
– Słuchaj, przecież tak jest zawsze.
– Connie, tym razem znaleźliśmy się w naprawdę ciasnym zaułku.
– Słyszałem, że był tu Fisher. – Connie w zamyśleniu pokiwał głową. – Domyślam się, że chciał się z tobą spotkać. – Nie odpowiedziała, więc mówił dalej: – Trzynaście lat temu kierowałem wspólną z DEA tajną operacją antynarkotykową w Brownsville w Teksasie. – Przerwał na chwilę, jakby się zastanawiał, czy kontynuować. – Naszym oficjalnym zadaniem było przerwanie przepływu kokainy przez granicę z Meksykiem. Nieoficjalnie zaś mieliśmy zrobić to w taki sposób, by rząd meksykański nie wypadł źle. Z tego powodu mieliśmy otwartą komunikację z naszymi partnerami w Mexico City. Komunikacja była być może zbyt otwarta, biorąc pod uwagę stopień korupcji na wszystkich szczeblach na południe od granicy. Tak to jednak miało być, żeby władze meksykańskie mogły uczestniczyć w sukcesie i zbierać punkty za walkę z kartelem. Po dwóch latach pracy zaplanowaliśmy olbrzymią akcję. Jednak nasze plany wyciekły i moi ludzie wpadli w zasadzkę, w której dwóch zginęło.
– Boże, słyszałam o tej sprawie, ale nie wiedziałam, że brałeś w tym udział.
– Chyba szkoliłaś się w Quantico.
Reynolds nie wiedziała, czy to delikatna aluzja, ale postanowiła nie odpowiadać.
– W każdym razie, kiedy to wszystko się skończyło, odwiedził mnie jeden z tych młodziaków robiących karierę w Kwaterze Głównej, z tych, co to nie wiedzą, za który koniec trzyma się pistolet. Grzecznie poinformował mnie, że jeśli coś spieprzyłem, to jestem ugotowany. Był jednak jeden konieczny warunek. Jeślibym stwierdził, że to nasi przyjaciele z Meksyku wpuścili nas w ten kanał, to nie mogę użyć tego jako wytłumaczenia. Niby sprawa stosunków międzynarodowych. Miałem po prostu rzucić się na miecz dla dobra świata. – Głos Conniego lekko zadrżał.
Reynolds wstrzymała oddech. Tak długi wywód był zupełnie niepodobny do Conniego. Connie pociągnął łyk kawy i otarł usta wierzchem dłoni.
– I wiesz co? Prześledziłem przeciek aż do samego szczytu meksykańskiej policji, postawiłem wielkie X na czołach tych gnojków i wycofałem się. Jeśli moi przełożeni nie chcieli nic z tym zrobić, to w porządku. Ale za cholerę nie chciałem ginąć za czyjeś gówno. – Spokojnie patrzył na Reynolds. – Stosunki międzynarodowe. – Uśmiechnął się gorzko.
Reynolds zastanawiała się, czy to ma być dla niej wyzwanie.
– Od tamtej pory stało się to moim oficjalnym mottem – zakończył.
– Co?
– Pieprz „stosunki międzynarodowe”.
Po terminalu portu lotniczego snuli się przedstawiciele zarówno FBI, jak i CIA, przy czym pierwsi zupełnie nie mieli pojęcia o obecności drugich. Ludzie Thornhilla mieli dodatkową przewagę, bo wiedzieli, że Faith Lockhart prawdopodobnie podróżuje z Lee Adamsem. Agenci FBI szukali tylko kobiety.
Lee nieświadomie minął parę agentów FBI ubranych jak biznesmeni, z aktówkami i „Wall Street Journal” w rękach. Zupełnie dla niego nie istnieli, Faith zaś przeszła obok nich chwilę wcześniej. Zwolnił, kiedy podchodził do głównej kasy biletowej. Faith rozmawiała z kasjerem, czyli wszystko wyglądało mniej więcej w porządku. Nagle poczuł się winny, że jej nie ufał, poszedł do rogu i tam czekał.
Przy kasie Faith pokazała swój nowy dowód tożsamości i kupiła trzy bilety. Dwa były na nazwiska Suzanne Blake i Charlesa Wrighta. Kobieta w kasie ledwo spojrzała na zdjęcie. Dzięki Bogu, pomyślała Faith, chociaż chyba i tak ludzie rzadko wyglądają tak jak na zdjęciach w dowodach. Lot do Norfolk miał być za czterdzieści pięć minut. Trzeci bilet kupiła na nazwisko Faith Lockhart, na lot do San Francisco z międzylądowaniem w Chicago. Ten lot miał być za czterdzieści minut. Zachodnie Wybrzeże, wielkie miasto. Mogła się tam zgubić, pojechać na wybrzeże albo nawet prześliznąć się do Meksyku. Nie była pewna, jak mogłaby to zrobić, ale musiała robić jedną rzecz na raz.
Wyjaśniła, że kupuje bilet do San Francisco dla swojej szefowej, która zaraz ma przyjechać.
– Będzie się musiała spieszyć – powiedziała kasjerka. – Musi jeszcze przejść przez bramkę. A za jakieś dziesięć minut zaczną wpuszczać do samolotu.
– To nie problem – zapewniła Faith. – Ona nie ma bagażu, więc może od razu wejść.
Kasjerka podała bilety. Faith pomyślała, że bezpiecznie może używać prawdziwego nazwiska, bo za wszystko płaciła kartą kredytową Suzanne Blake. Będzie tylko musiała okazać swój prawdziwy dowód przy wejściu. Wszystko będzie w porządku.
Nie mogła się bardziej mylić.
Lee patrzył na Faith, gdy nagle błysnęła mu myśl. Pistolet! Musi go oddać, zanim przejdzie przez kontrolę, bo inaczej rozpęta się tu piekło. Podszedł do kasy i stanął obok zdziwionej Faith. Objął ją ramieniem i lekko pocałował w policzek.
– Cześć, kochanie. Przepraszam, rozmawiałem dłużej, niż myślałem. – Spojrzał na kasjerkę i spokojnie powiedział. – Mam pistolet i muszę go oddać.
– Pan Wright? – Kasjerka lekko uniosła brwi.
Lee przytaknął i pokazał swój fałszywy dowód, a kobieta zaczęła przygotowywać niezbędne dokumenty, podstemplowała odpowiednim znakiem jego bilet i wprowadziła informację do komputera. Lee wyjął pistolet i amunicję, po czym wypełnił deklarację. Kasjerka zabrała pojemnik, a para odeszła od kasy.
Читать дальше