– Bardziej, niż ci się zdaje. Straciłem całe życie na robieniu tego, co powinny robić te sukinsyny, i w zamian za co? Za tytuł, za okazjonalny lunch, w trakcie którego między krewetkami a przystawka konsumują się mój mózg. Ten bezczelny Abbott i jemu podobni faceci byliby zerem bez takich jak ja.
– Nie powinieneś lekceważyć Mnicha. Carlos jest pełen uznania dla niego.
– Bo nie zna prawdy! Wszystko, co robi Abbott, jest osnute tajemnicą; nikt nie wie, ile ten człowiek popełnił błędów. Nawet jeśli coś wyszło na jaw, błędy przypisywano takim jak ja.
Europejczyk przeniósł wzrok z szyby na Gillette’a.
– Jesteś bardzo pobudliwy, Alfredzie – zauważył chłodno. – Wystrzegaj się tego.
Na twarzy biurokraty pojawił się uśmiech.
– Moje zasługi dla Carlosa chyba najlepiej świadczą o tym, że pobudliwość nie przeszkadza mi w pracy. Po prostu przygotowuję się teraz psychicznie do konfrontacji, której nie wyrzekłbym się za nic na świecie.
– Szczere wyznanie – zauważył barczysty mężczyzna.
– A twoje powody? To ty mnie zwerbowałeś.
– Wiedziałem, jak się do ciebie zabrać – Europejczyk skierował wzrok z powrotem w stronę budynku.
– Chodzi mi o to, dlaczego ty pracujesz dla Carlosa?
– Moje powody nie są takie skomplikowane. Pochodzę z kraju, gdzie awans wykształconych ludzi zależy od widzimisię kretynów recytujących na pamięć wersety z Marksa. Carlos też wiedział, jak się do mnie zabrać.
Gillette zaśmiał się, a jego płaskie oczy na moment rozbłysły.
– Koniec końców nie ma między nami wielkiej różnicy. Podstaw sobie Marksa za nasz zafajdany establishment ze Wschodniego Wybrzeża, a dostrzeżesz wyraźne podobieństwo.
– Być może – zgodził się Europejczyk, jeszcze raz spoglądając na zegarek. – Już niedługo. Abbott zwykle wraca samolotem o północy, bo dla Waszyngtonu liczy się każda godzina jego pracy.
– Jesteś pewien, że wyjdzie sam?
– Zawsze tak robi, a już z pewnością nie wyjdzie razem z Elliotem Stevensem. Webb i Stevens też wyjdą osobno; wszyscy zwykle wychodzą w odstępach dwudziestominutowych.
– Jak trafiłeś na Treadstone?
– Nie było to wcale takie trudne. Ty również przyczyniłeś się do tego, Alfredzie; byłeś przecież częścią „kochanego personelu”. – Mężczyzna roześmiał się, nie odrywając oczu od budynku z piaskowca. – Doniosłeś nam, że Kain wywodzi się z „Meduzy”. Tak jak Mnich – o tym sami wiedzieliśmy. Przyjąwszy, że przypuszczenie Carlosa było słuszne, należało więc liczyć się z powiązaniami Mnicha z Bourne’em. Dlatego Carlos polecił nam śledzić Abbotta przez dwadzieścia cztery godziny na dobę i czekać, aż coś się zatnie w sprawnie funkcjonującej maszynie. Miał rację. Kiedy wieść o strzelaninie w Zurychu dotarła do Waszyngtonu, Abbott stał się nieostrożny. Podążając za nim dotarliśmy tutaj. Cała sprawa była więc jedynie kwestią wytrwałości.
– Czy ten trop zaprowadził cię do Kanady? Do tego faceta z Ottawy?
– Facet z Ottawy ujawnił się sam szukając Treadstone. Dowiedziawszy się, kim była dziewczyna, obserwowaliśmy Ministerstwo Finansów, a w szczególności wydział, w którym pracowała. Potem był telefon z Paryża; dzwoniła ta mała i zleciła facetowi wszczęcie poszukiwań. Nie wiemy, po co to wszystko, podejrzewamy, że Bourne próbuje zniszczyć Treadstone. Jeśli jest zdrajcą, to znalazł niezły sposób na zakończenie sprawy i zagarnięcie szmalu. To zresztą bez znaczenia. Całkiem niespodziewanie ów szef wydziału w Ministerstwie Finansów, o którym nikt spoza kanadyjskiego rządu nigdy dotąd nie słyszał, skupił na sobie uwagę wszystkich sił. Posypała się lawina komunikatów wywiadu. Znaczyło to, że Carlos miał rację, podobnie jak ty. Alfredzie. Kain nie istnieje. To tylko wymysł, pułapka.
– Mówiłem ci to od samego początku – zauważył z naciskiem Gillette. – Trzy lata fałszywych raportów z nie sprawdzonych źródeł. Jasna sprawa!
– Może i masz rację. – Europejczyk zamyślił się. – Była to niewątpliwie koronkowa robota Mnicha… aż do momentu, w którym coś się popsuło i dzieło zdradziło mistrza. Prawda wyszła na jaw; wszystko rozłazi się w szwach.
– Obecność Stevensa zdaje się to potwierdzać. Prezydent domaga się wyjaśnień w tej sprawie.
– Nie ma wyboru. W Ottawie podejrzewają, że szef jednego z wydziałów Ministerstwa Finansów został zgładzony przez wywiad amerykański. – Europejczyk skierował wzrok na biurokratę. – Pamiętaj, Alfredzie, my chcemy tylko wiedzieć, co się stało. Przedstawiłem ci fakty w takiej kolejności, w jakiej do nas docierały; są to niezbite dowody i Abbott nie może niczemu zaprzeczyć. Musisz je jednak przedstawić tak, jakbyś się o wszystkim dowiedział niezależnie, ze swoich własnych źródeł. Musisz udawać obrażonego i domagać się wyjaśnień; całe środowisko wywiadu zostało wystawione do wiatru.
– Tak jest! – wykrzyknął Gillette. – Zostało oszukane i wykorzystane. Nikt w Waszyngtonie nic nie wie o Bourne’ie i Treadstone. Wyłączyli ze sprawy wszystkich. To oburzające! Nie będę musiał niczego udawać. Aroganckie skurwysyny!
– Alfredzie, pamiętaj, dla kogo pracujesz – przestrzegał Europejczyk, unosząc w ciemnościach rękę. – Twoje działanie nie może się opierać na emocjach, lecz na chłodnym oburzeniu znieważonego zawodowca. Abbott natychmiast zacznie cię podejrzewać, ty zaś równie błyskawicznie musisz rozwiać wszelkie jego podejrzenia. To ty jesteś oskarżycielem, nie on.
– Postaram się o tym pamiętać.
– Bardzo dobrze.
W szybie limuzyny odbiły się światła reflektorów nadjeżdżającego samochodu.
– Jest już taksówka Abbotta. Zajmę się kierowcą. – Europejczyk sięgnął w prawo i nacisnął przycisk umieszczony poniżej oparcia na rękę. – Będę nasłuchiwał w moim samochodzie po przeciwnej stronie ulicy. – Potem zwrócił się do szofera: – Abbott zaraz wyjdzie. Wiesz, co robić.
Szofer przytaknął. Obaj równocześnie wysiedli z limuzyny. Kierowca obszedł maskę samochodu, stwarzając wrażenie, jakby chciał przeprowadzić zamożnego pracodawcę na drugą stronę jezdni. Gillette obserwował tę scenkę przez tylną szybę samochodu; obaj mężczyźni stali przez kilka sekund obok siebie, po czym rozdzielili się. Europejczyk skierował się w stronę nadjeżdżającej taksówki, trzymając banknot we wzniesionej ręce. Wyglądało to tak, jakby nagle zmienił plany i chciał zrezygnować z usług zamówionej taksówki. Szofer limuzyny przebiegł tymczasem na północną stronę ulicy i teraz stał ukryty w cieniu schodów dwie bramy za Treadstone-71.
Pół minuty później uwagę Gillette’a przykuły drzwi domu z piaskowca. W chwili gdy wyszedł przez nie zniecierpliwiony Dawid Abbott, przedostało się na zewnątrz trochę światła. Abbott rozglądał się po ulicy i zerkał na zegarek, wyraźnie niespokojny. Taksówka się spóźniała, a musiał zdążyć na samolot; musiał trzymać się precyzyjnego harmonogramu. Wreszcie zszedł po schodach, skręcił w lewo i zaczął wypatrywać taksówki, której spodziewał się lada chwila. Powoli doszedł do miejsca, w którym stał przyczajony szofer. Wreszcie minął je i teraz obaj znajdowali się poza zasięgiem kamery.
Szofer błyskawicznie podszedł do Abbotta. Zamienił z nim kilka słów. Po paru chwilach oszołomiony Dawid Abbott wsiadł do limuzyny, a kierowca znikł w mroku.
– A więc ty! – odezwał się Mnich z odcieniem gniewu i odrazy w głosie. – Ze wszystkich, którzy mogli się tego dopuścić, właśnie ty.
– W twojej obecnej sytuacji zarówno ten pogardliwy ton, jak i arogancja są zupełnie nie na miejscu.
Читать дальше