– To nie jest odpowiedź – rzekł Walters. – Ale przypuszczam, że jest to początek odpowiedzi.
– Tak. On jest zawodowym mordercą, to znaczy specjalistą wyszkolonym w stosowaniu najróżniejszych sposobów pozbawiania życia. Ta sprawność jest na sprzedaż; ani polityka, ani jakiekolwiek motywy osobiste nie mają w jego przypadku znaczenia. Zajmuje się tym tylko dla zysku i jego zyski rosną – wprost proporcjonalnie do reputacji.
Kongresman przytaknął.
– A więc tłumiąc tę reputację tak bardzo, jak to możliwe, przeciwdziałacie darmowej reklamie.
– Właśnie tak. Na tym świecie jest sporo maniaków mających zbyt wielu prawdziwych albo wyimaginowanych wrogów – łatwo trafiliby do Kaina, gdyby wiedzieli o jego istnieniu. Niestety więcej, niż byśmy sobie życzyli, już trafiło do niego; dotychczas bez żadnej wątpliwości można przypisać Kainowi trzydzieści osiem morderstw i ze dwanaście do piętnastu z pewną dozą prawdopodobieństwa.
– To jest ten jego „rejestr dokonań”?
– Tak. I my przegrywamy tę bitwę. Po każdym kolejnym mordzie jego reputacja wzrasta.
– Przez jakiś czas nie działał – powiedział Knowlton z CIA. – Niedawno przez kilka miesięcy sądziliśmy, że on sam wpadł. Było parę zdarzeń z takim prawdopodobieństwem, w których sami mordercy zostali zlikwidowani: sądziliśmy, że mógł być jednym z nich.
– Na przykład? – spytał Walters.
– Pewien bankier w Madrycie, który przekazywał łapówki Europolitan Corporation dla uzyskania zakupów ze strony rządów państw afrykańskich. Został zastrzelony z pędzącego samochodu na Paseo de la Castellana. Ale jego szofer-goryl trafił i kierowcę, i mordercę; przez pewien czas uważaliśmy, że tym mordercą był Kain.
– Pamiętam ten wypadek. Kto mógł za to zapłacić?
– Wszelkie możliwe firmy – odparł Gillette – które chciały sprzedawać chwilowym dyktatorom pozłacane samochody albo instalacje sanitarne.
– Co jeszcze? Kto jeszcze?
– Szejk Mustafa Kalig w Omanie – powiedział pułkownik Manning.
– Jak donoszono, został zabity w czasie nieudanego puczu.
– Niezupełnie tak – mówił dalej oficer. – Nie było żadnej próby puczu. Informatorzy G-2 co prawda potwierdzali, że Kalig nie jest popularny, ale inni szejkowie nie są durniami. Historia z puczem była kamuflażem zabójstwa, którego nie powstydziłby się żaden zawodowy morderca. By uwiarygodnić kłamstwo, dokonano egzekucji trzech niezdyscyplinowanych pionków z korpusu oficerskiego. Jakiś czas sądziliśmy, że jednym z tych ludzi był Kain – termin akcji zbiega się z okresem braku aktywności Kaina.
– Kto miałby zapłacić Kainowi za zamordowanie Kaliga?
– Sami nieraz stawialiśmy sobie to pytanie – rzekł Mannmg. – Jedynej możliwej odpowiedzi udzielił pewien informator, który twierdził, że wie, jak było, ale nie mogliśmy tego w żaden sposób sprawdzić. Mówił on, że Kain zrobił to, by udowodnić, iż jest to do zrobienia. Przez niego. Szejkowie naftowi podróżują z najlepszą ochroną na świecie.
– Było też kilkadziesiąt innych wypadków – dodał Knowlton. – Przypadki prawdopodobne, gdzie tak samo zabijano mocno chronione osobistości i pojawiali się informatorzy, którzy obciążali Kaina.
– Rozumiem. – Kongresman wziął ze stołu sprawozdanie dotyczące Zurychu. – Ale domyślam się, że nie wiecie, kto to jest.
– Nie było nawet dwóch podobnych rysopisów – wtrącił Abbott. Kain jest najwidoczniej mistrzem w maskowaniu się.
– A jednak ktoś go widział, ktoś z nim rozmawiał. Wasi informatorzy, ten facet w Zurychu; żaden z nich nie zechce być może się ujawnić, żeby złożyć zeznania, ale z pewnością ich przepytaliście. Musieliście uzyskać coś spójnego, coś musieliście uzyskać.
– Uzyskaliśmy bardzo dużo – odrzekł Abbott – ale nie spójny rysopis. Po pierwsze, Kain nigdy nie pozwala, by go widziano przy dziennym świetle. Spotkania odbywa w nocy, w ciemnych pokojach albo alejach. Jeśli kiedykolwiek spotkał się – jako Kain – z dwiema osobami naraz, to nam nic o tym nie wiadomo. Mówiono nam też, że nigdy nie stoi, zawsze siedzi – albo na krześle stojącym w kącie jakiejś kiepsko oświetlonej restauracji, albo w zaparkowanym samochodzie. Czasem nosi mocne okulary, czasem jest w ogóle bez okularów: podczas jednego rendez-vous ma ciemne włosy przy innej okazji blond albo rude, lub też ma na głowie kapelusz.
– Jaki język?
– Tu jesteśmy bliżsi prawdy – powiedział dyrektor CIA, któremu zależało na przedstawieniu tego, co ustaliła jego firma. – Biegle angielski i francuski oraz kilka dialektów orientalnych.
– Dialektów? Jakich dialektów? Czy nie należałoby raczej najpierw powiedzieć o jakimś języku?
– Oczywiście. To właściwy wietnamski.
– Wietnamski?… – Walters pochylił się do przodu. – Dlaczegóż to odnoszę wrażenie, że dotarłem do czegoś, o czym wolelibyście, panowie, mi nie powiedzieć?
– Bo jest pan prawdopodobnie bardzo zręczny podczas przesłuchań krzyżowych. – Abbott zapalił fajkę.
– Wystarczająco czujny – zgodził się kongresman. – A więc o co chodzi?
– O Kaina – powiedział Gillette, który przez chwilę dziwnie przyglądał się Dawidowi Abbottowi. – Wiemy, skąd on się wziął.
– Skąd?
– Z południowo-wschodniej Azji – odparł Manning takim głosem jak gdyby doskwierała mu zadana nożem rana. – O ile nam wiadomo, opanował dialekty z pogranicza, żeby być rozumianym na górzystych terenach wzdłuż szlaków granicznych prowadzących do Kambodży i Laosu, a także na północnowietnamskiej wsi. Przyjmujemy tę informację bez większych zastrzeżeń; znajduje ona potwierdzenie.
– W czym?
– W operacji „Meduza”.
Pułkownik sięgnął po dużą i grubą kopertę leżącą po jego lewej stronie. Otworzył ją i wyjął jeden skoroszyt spośród kilku, jakie w niej były; położył go przed sobą.
– To są akta Kaina – powiedział, skinieniem wskazując otwartą kopertę. – A to są materiały na temat „Meduzy”, tych jej aspektów, które w jakiejkolwiek mierze mogą odnosić się do Kaina.
Przedstawiciel stanu Tennessee odchylił się na oparcie krzesła, a jego usta wykrzywiły się w nieco sardonicznym uśmiechu.
– Wiecie, panowie, dobijacie mnie swoimi zwięzłymi nazwami. Ta akurat jest świetna – brzmi bardzo groźnie, bardzo złowieszczo. Myślę, że uczą was tego na kursach. Niech pan mówi dalej, pułkowniku. Co to jest, ta „Meduza”?
Manning spojrzał przelotnie na Dawida Abbotta, a potem zaczął mówić.
– To był utajniony efekt koncepcji „wychwytywania i niszczenia”, który miał funkcjonować na tyłach nieprzyjaciela w czasie wojny wietnamskiej. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych z ochotników amerykańskich, francuskich, brytyjskich, australijskich i rodzimych tworzono grupy przeznaczone do działań na ziemiach okupowanych przez północnych Wietnamczyków. Miały one przede wszystkim niszczyć nieprzyjacielską łączność i kanały dostaw, ustalać usytuowanie obozów jenieckich, a ponadto, co nie było wcale najmniej ważne, mordować sołtysów wsi, o których wiedziano, że współdziałają z komunistami, jak również, kiedykolwiek to okazywało się możliwe, nieprzyjacielskich dowódców.
– Była to wojna w wojnie – wtrącił się Knowlton. – Niestety, przynależność rasowa i języki czyniły uczestnictwo w niej o wiele bardziej niebezpiecznym niż, powiedzmy, w niemieckim czy holenderskim podziemiu albo we francuskim ruchu oporu w czasie drugiej wojny światowej. Dlatego też ludzi zachodniego pochodzenia nie zawsze dobierano tak starannie, jak by można było.
Читать дальше