– Czy jesteś pewien, że nie poszła po zakupy? A może pokłóciliście się i postanowiła pobyć trochę sama? Obaj wiemy, że nie jest jej lekko. Ty sam wiele razy zwracałeś na to uwagę.
– O czym ty gadasz, do cholery? Przecież znalazłem list, a na ścianie była krew!
– Owszem, wspomniałeś o tym. Jak myślisz, dlaczego ktoś mógłby to zrobić?
– A skąd mam wiedzieć? Zrobił to, i już! Zrobili to!
– Wezwałeś policję?
– Boże, nie! To nie jest sprawa dla policji, tylko dla nas, dla mnie! Nie rozumiesz? Powiedz mi, czego się dowiedziałeś! Dlaczego rozmawiasz ze mną w taki sposób?
– Dlatego, że muszę. Podczas wszystkich naszych spotkań mówiliśmy sobie tylko prawdę, ponieważ wyłącznie prawda może ci pomóc, Dawidzie.
– Na litość boską, Mo! Tu chodzi o Marie!
– Proszę, pozwól mi skończyć. Jeśli oni kłamią, tak jak kłamali kiedyś, dowiem się o tym i ich zdemaskuję, ale teraz powtórzę ci dokładnie to, co mi powiedzieli, co dał mi wyraźnie do zrozumienia człowiek numer dwa w Sekcji Dalekiego Wschodu, a co potwierdził szef ochrony Departamentu Stanu po sprawdzeniu w oficjalnych raportach.
– W oficjalnych…?
– Tak. Jest tam napisane czarno na białym, że przeszło tydzień temu zażądałeś natychmiastowego wzmocnienia swojej ochrony, będąc, jak zostało to sformułowane, w „stanie znacznego podniecenia nerwowego”…
– Ja zażądałem?
– Tak jest, to właśnie mi powiedzieli. Według raportów twierdziłeś, jakoby ci grożono, mówiłeś w sposób „niespójny” i domagałeś się podwojenia ochrony. Przez wzgląd na twój specjalny status życzenie przekazano wyżej, a tam powiedzieli: „Dajcie mu, co chce, byle tylko się uspokoił”.
– Nie wierzę!
– To dopiero początek, Dawidzie. Pozwól mi dokończyć, tak jak ja ci pozwoliłem.
– W porządku. Mów dalej.
– Tak już lepiej. Kiedy dodatkowi goryle zjawili się na miejscu – cały czas opieram się na oficjalnych raportach, z których korzystał szef ochrony Departamentu Stanu – dwukrotnie zgłaszałeś skargi, że nie wypełniają swoich obowiązków. Twierdziłeś, że siedząc w samochodzie przed twoim domem piją alkohol, że wyśmiewają się z ciebie, kiedy towarzyszą ci podczas zajęć na uniwersytecie, a wreszcie, i tu zacytuję dosłownie, „urządzają sobie kpiny z tego, co powinni robić”. Podkreśliłem sobie to zdanie.
– Kpiny…?
– Tylko spokojnie. Zbliżamy się już do końca. Kiedy po raz ostatni skontaktowałeś się z Departamentem, zażądałeś stanowczo, żeby natychmiast usunięto wszystkich strażników, bo oni wszyscy są twoimi wrogami i to oni chcą cię zamordować. Mówiąc krótko, przemieniłeś tych, którzy mieli za zadanie cię chronić, w tych, którzy dybali na twoje życie.
– Jestem pewien, że to zachowanie pasuje jak ulał do diagnozy, według której moje lęki zaczęły się przeradzać w obsesyjną paranoję.
– Masz rację – potwierdził Panov. – Pasuje znakomicie.
– A co powiedział ci numer dwa w Sekcji Dalekiego Wschodu? Panov odpowiedział dopiero po dłuższej chwili.
– Na pewno nic, co chciałbyś usłyszeć, Dawidzie, ale wyrażał się jasno i dobitnie. Nigdy nie słyszał o żadnym bankierze ani wpływowym taipanie o nazwisku Yao Ming. Stwierdził, że gdyby taka postać istniała, znałby jej dossier na pamięć.
– Czy on uważa, że ja to wszystko sobie wymyśliłem? Nazwisko, jego żonę, powiązania z handlem narkotykami, miejsca, okoliczności, reakcję Brytyjczyków? Na Boga, nie wymyśliłbym tego, nawet gdybym chciał!
– Rzeczywiście, musiałbyś się nieźle wysilić – przyznał łagodnie psychiatra. – Czy w takim razie mam rozumieć, że wszystko, co ci przed chwilą powiedziałem, słyszysz po raz pierwszy w życiu i nie dostrzegasz w tym żadnego sensu? Że ostatnie wydarzenia zapamiętałeś w zupełnie inny sposób?
– Mo, to wszystko kłamstwo! Nigdy nie telefonowałem do Departamentu Stanu. McAllister przyjechał do nas do domu i opowiedział całą historię dokładnie tak, jak ci ją powtórzyłem, włącznie ze sprawą Yao Minga! Teraz zniknął bez śladu, a mnie podrzucono trop, żebym nim poszedł. Dlaczego? Na rany Chrystusa, czego oni od nas chcą?
– Zapytałem ich o McAllistera – wtrącił gniewnym tonem Panov. – Sprawdzili w komputerze i powiedzieli mi, że dwa tygodnie temu poleciał do Hongkongu, w związku z czym nie mógł być w twoim domu w podanym przez ciebie dniu.
– On tu był!
– Chyba ci wierzę.
– Co to ma znaczyć?
– Przede wszystkim słyszę to w twoim głosie. Również określenie „urządzać sobie kpiny” rzadko kiedy pojawia się w słownictwie podnieconego psychotyka, a na pewno nigdy nie słyszałem tego określenia u ciebie, nawet w najgorszych chwilach.
– Chyba za tobą nie nadążam.
– Ktoś sprawdził, gdzie pracujesz i w jaki sposób zarabiasz na życie, i postanowił nieco urozmaicić twój sposób wyrażania się lub przynajmniej zabarwić go miejscowym kolorytem. Boże, co oni wyrabiają?! – wybuchnął psychiatra.
– Wpychają mnie w bloki startowe – odparł spokojnie Webb. – Zmuszają mnie, żebym poszedł tropem, który dla mnie przygotowali.
– Sukinsyny!
– Zazwyczaj nazywa się to po prostu zaciągiem. – Dawid wpatrywał się pustym wzrokiem w ścianę. – Trzymaj się od tego z daleka, Mo. Nic mi nie możesz pomóc. Ułożyli już wszystkie fragmenty łamigłówki. Mają mnie.
Odłożył słuchawkę.
Oszołomiony, wyszedł z gabinetu i stanął w wiktoriańskim hallu, spoglądając na poprzewracane meble, porozbijane lampy, potłuczoną porcelanę. Jedno po drugim powracały do niego zdania usłyszane podczas dramatycznej rozmowy z Panovem.
Nie bardzo zdając sobie sprawę, co czyni, podszedł do frontowych drzwi i otworzył je na oścież, a następnie zmusił się, by zbadać dokładnie pozostawiony na zewnętrznej ścianie odcisk dłoni; w blasku lamp zaschnięta krew wydawała się niemal czarna. Zbliżył się i przyjrzał uważniej.
Był to odcisk w kształcie dłoni, ale na pewno nie jej ślad. Sam zarys nie nasuwał żadnych podejrzeń, lecz brakowało przerw, jakie zawsze powstają na zgięciach palców, a także zniekształceń, charakterystycznych dla odbicia powstałego w wyniku krótkiego zetknięcia zakrwawionego ciała z twardą powierzchnią oraz, co najważniejsze, linii papilarnych. Tylko płaski, kolorowy cień, nie budzący wątpliwości jedynie na pierwszy rzut oka. Rękawiczka? Gumowa rękawiczka?
Dawid powoli się odwrócił i ruszył w kierunku schodów, zastanawiając się nad słowami wypowiedzianymi przez innego człowieka spokojnym, arystokratycznym głosem:
Może powinien pan dokładniej się przyjrzeć temu listowi… Być może z pomocą psychiatry wszystko stanie się dla pana bardziej jasne…
Nagle Webb krzyknął przeraźliwie i czując, jak ogarnia go panika, popędził po schodach na piętro i wpadł do sypialni. Chwycił leżący wciąż na łóżku, napisany na maszynie list, podszedł do nocnego stolika, włączył lampkę i przyjrzał mu się dokładnie w blasku światła.
Serce Dawida Webba powinno w tym momencie pęknąć, rozsadzone na niezliczone kawałki, lecz Jason Bourne spokojnie badał trzymaną w dłoni kartkę.
Niemal natychmiast zauważył nieco pochyłe,,r” i słabo odbite, zamazane u góry,,d”.
Sukinsyny.
List został napisany na jego maszynie. Koło się zamknęło.
Usiadł na wznoszących się nad plażą skałach, zdając sobie sprawę, że musi się spokojnie zastanowić, co go czeka i czego od niego oczekiwano, a następnie wymyślić sposób na przechytrzenie tych, którzy nim manipulowali. Wiedział, że przede wszystkim nie może poddać się panice – taki człowiek jest niebezpieczny, stanowi ryzyko, które trzeba jak najszybciej wyeliminować. Jeżeli przekroczy ten próg, wyda na siebie i na Marie wyrok śmierci. To nie ulegało najmniejszej wątpliwości. Wszystko było takie delikatne… Tak brutalnie delikatne.
Читать дальше