Siedziałem ze Szterlingiem w pokoju przesłuchań do trzeciej rano z minutami. Byłem gotów na dłuższą rozmowę, gdybym musiał uzupełnić informacje. W nocy zawarto umowy z jego adwokatami.
Około drugiej, kiedy większość jego prawników wyszła, Lipton i ja siedliśmy znów do rozmowy. Towarzyszyli nam dwaj starsi agenci z oddziału w Dallas. Ich zadaniem było jedynie gromadzenie notatek i obsługa magnetofonu.
Obowiązek przeprowadzenia przesłuchania spoczywał wyłącznie na mnie.
– Jak związałeś się z Wilkiem? – spytałem Lawrence’a Liptona po kilku minutach rozmowy, podczas których podkreśliłem, że zależy mi na bezpieczeństwie jego rodziny. Robił wrażenie świadomego swojego położenia i bardziej skupionego niż kilka godzin wcześniej. Wyczuwałem, że ciężar spadł mu z barków – przekonanie o winie, zdrada rodziny, zwłaszcza ojca. Dokumentacja z czasów szkolnych świadczyła, że był inteligentnym, choć niespokojnym uczniem. Jego problemy zawsze wynikały z obsesji seksualnych, ale nigdy nie przeszedł terapii. Lawrence Lipton był naprawdę świrem.
– Jak się z nim związałem? – powtórzył, jakby sam zadawał sobie to pytanie. – Widzisz, pociągają mnie młode dziewczyny. Nastolatki, młodsze. W dzisiejszych czasach ten towar jest łatwo dostępny. Internet uruchomił świeże zasoby.
– Dla kogo? Bądź bardziej konkretny, Lawrence.
Wzruszył ramionami.
– Dla takich świrów jak ja. W dzisiejszych czasach możemy mieć wszystko, czego chcemy i kiedy chcemy. Wiedziałem, jak znaleźć najobrzydliwsze strony. Najpierw zadowalałem się zdjęciami i filmami. Zwłaszcza dokumentami.
– Znaleźliśmy kilka. W twoim domowym gabinecie.
– Pewnego dnia odwiedził mnie nieznajomy człowiek. Przyszedł do mojego biura jak ty.
– Żeby cię szantażować? – spytałem.
Lipton pokręcił głową.
– Nie, nie żeby szantażować. Powiedział, że chce się dowiedzieć, czego naprawdę chcę. Pod względem seksualnym. I że pomoże mi to dostać. Wyrzuciłem go. Wrócił następnego dnia. Miał na dyskietce wszystko, co kupiłem w sieci. „Więc czego naprawdę chcesz?”, spytał. Chciałem ładnych młodych dziewcząt, wobec których nie miałbym żadnych zobowiązań, przy których nie musiałbym krępować się żadnymi zasadami. Dostarczał mi kilka każdego miesiąca. Dostawałem dokładnie to, o czym marzyłem. Kolor włosów, kształt piersi, rozmiar stóp, piegi, wszystko było, jak chciałem.
– Co działo się z tymi dziewczynami? Mordowałeś je? Musisz mi to powiedzieć.
– Nie jestem mordercą. Lubię na nie patrzeć, kiedy robię im dobrze. Niektórym robiłem naprawdę dobrze. Zabawialiśmy się, a potem mogły sobie iść. Zawsze. Nie wiedziały, kim jestem ani skąd.
– Więc ten układ ci odpowiadał?
Lipton skinął głową i oczy mu się zaświeciły.
– Bardzo. Marzyłem o czymś takim przez całe życie. Rzeczywistość była wspaniała jak marzenia. Oczywiście przyszło mi za to zapłacić.
– Dostałeś rachunek?
– O, tak. Musiałem spotkać się z Wilkiem, przynajmniej myślę, że to był on. Najpierw przysłał emisariusza, ale potem sam zjawił się na spotkanie. Kiedy się go pozna, człowiek wie, że ma się czego bać, i to bardzo. Powiedział, że jest z czerwonej mafii. Wspomniał o KGB, ale nie znam jego powiązań z nimi.
– Czego od ciebie chciał?
– Żebym wszedł z nim w interes, został jego wspólnikiem. Potrzebował doświadczenia mojej firmy w informatyce i Internecie. Seksklub to była dla niego sprawa drugorzędna, dodatek. Siedział w wymuszeniach, praniu i fałszowaniu pieniędzy. Klub to była moja działka. Kiedy tylko zawarliśmy umowę, zacząłem się rozglądać za bogatymi świrami, którzy chcieli spełnić swoje marzenia. Świrami, gotowymi wydać sześciocyfrowe sumy na niewolników, mężczyzn lub kobiety, nieważne. Czasem chodziło o konkretny obiekt, czasem tylko o pewien typ fizyczny.
– Żeby mordować?
– Co tylko chcieli. Powiem ci, o co mu chodziło z tym klubem. Chciał wciągnąć w swoją orbitę bardzo bogatych ludzi dysponujących władzą. Już pozyskaliśmy jednego, senatora z zachodniej Wirginii. Miał wielkie plany.
– Czy Wilk mieszka w Dallas? – spytałem w końcu. – Musisz mi pomóc, jeśli chcesz, żebym ja pomógł tobie.
Lipton pokręcił głową.
– Nie jest stąd. Nie mieszka w Dallas. Nie w Teksasie. To tajemniczy człowiek.
– Ale wiesz, gdzie jest?
Zawahał się, ale w końcu odpowiedział:
– On nie wie, że ja wiem. Zna się na wielu rzeczach, ale nie na komputerach. Raz go wyśledziłem. Był pewien, że przesyła mi zabezpieczone wiadomości, ale złamałem te zabezpieczenia. Musiałem mieć coś na niego.
Powiedział mi, gdzie znaleźć Wilka. A także to, kim jest. Jeśli wierzyć temu, co mówił, znał imię i nazwisko, którymi Pasza Sorokin posługiwał się w Stanach Zjednoczonych.
Ari Manning.
Siedziałem wysoko w kabinie luksusowej motorówki oceanicznej, płynącej Intercoastal Waterway wzdłuż Millionaires Rów w Fort Lauderdale na Florydzie. Czy w końcu dotarliśmy do Wilka? Musiałem w to wierzyć. Szterling przysięgał, że tak, i na pewno nie miał powodu nas okłamywać. Wszystko nakazywało mu mówić prawdę.
Ten akwen odwiedzali turyści w motorówkach, więc założyłem, że nie zostaniemy od razu zauważeni. Poza tym zapadał już zmrok. Mijaliśmy rezydencje, głównie w stylu śródziemnomorskim lub portugalskim, ale od czasu do czasu trafiały się też domy w stylu kolonialnym, jakie kiedyś budowało się w Georgii. Zapewne zbudowano je za „pieniądze z północy”. Okolica roiła się od bogaczy, więc ostrzeżono nas, żebyśmy działali w rękawiczkach i nie następowali nikomu na odciski. Szczerze mówiąc, nie dało się tego zrobić. Za kilka minut mieliśmy nastąpić boleśnie na odciski kilku osobom.
Na pokładzie motorówki był ze mną Ned Mahoney i jego dwa siedmioosobowe zespoły szturmowe. Mahoney zwykle nie uczestniczył w misjach, ale od czasu Baltimore dyrektor zmienił tę zasadę. FBI miało być mocniejsze podczas działań w terenie.
Lustrowałem przez lornetkę wielki nadbrzeżny dom, kiedy nasza łódź przybijała do pomostu. W pobliżu kołysały się drogie jachty i ślizgacze. Postaraliśmy się o plan domu i wiedzieliśmy, że zakupiono go dwa lata temu za dwadzieścia cztery miliony. I mieliśmy nie następować nikomu na odciski.
Na terenie posiadłości Ariego Manninga odbywała się wielka impreza. Według Szterlinga Ari Manning był Paszą Sorokinem, Wilkiem.
– Wygląda na to, że wszyscy bawią się jak za starych dobrych czasów – stwierdził Mahoney. – Człowieku, uwielbiam imprezować. Żarcie, muzyka, tańce, bąbelki.
– No, fajna sprawa. Ale niespodziewani goście jeszcze nawet się nie pokazali.
Ari Manning był znany w Fort Lauderdale i Miami z wystawnych przyjęć, trwających czasem kilka tygodni. Urządzane przez niego imprezy cieszyły się sławą z powodu niespodzianek – wystawień urywków modnych musicali i komedii z Las Vegas, odwiedzin takich gości jak trenerzy Miami Dolphins czy Miami Heat, politycy, dyplomaci, ambasadorowie, czasem nawet członkowie gabinetu prezydenta.
– Wygląda na to, że dziś wieczorem to my będziemy niespodziewanymi gośćmi – powiedział Mahoney, szczerząc do mnie zęby.
– Którzy przylecieli aż z Dallas – dodałem. – Z czternastoosobowym orszakiem.
Operacja była niełatwym zadaniem. Mieliśmy działać wśród tłumu ludzi, nie do uniknięcia na takim przyjęciu. Pewnie dlatego żartowaliśmy dla rozluźnienia. Poprzednio zastanawialiśmy się, czy nie poczekać, ale HRT chciał uderzyć zaraz, skoro Wilk został namierzony. Dyrektor wyraził zgodę i osobiście zadecydował o ataku.
Читать дальше