– O czym ty mówisz, do diabła?
– Ja tylko robiłem, jak powinno być, żeby nikt nie zauważył, gdyby sprawdzali.
– Co sprawdzali? – Nagle w pokoju zrobiło się gorąco i Henry musiał otworzyć okno.
– Gdyby ktoś sprawdzał… no wiesz, grób Steve’a Earlmana, gdyby dokładnie zbadał, co i jak, toby zobaczył… No, Marley sprzedaje krypty, ale ich nie robimy, tylko z wierzchu wygląda, że krypta jest. Potem forsę dzielimy na trzech.
Henry potarł twarz ręką, okrutnie rozczarowany. Wally Hobbs okazał się gnidą i złodziejem, ale nie był mordercą.
ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY PIERWSZY
Adamowi Bonzado nie podobały się jego własne przemyślenia. Były sensowne, a równocześnie mało prawdopodobne.
Pojechał z powrotem do West Haven, do uniwersyteckiego laboratorium, po resztę zdjęć, które otrzymał od Stolza. Fakt, że rany na głowach ofiar pasowały dokładnie do kształtu zakończenia łomu, który miał w samochodzie, był po prostu fatalny. Teraz należało sprawdzić jeszcze jedną rzecz.
Wziął zdjęcia do ręki i wybiegł z laboratorium, wpadając po drodze na studentów. Wymruczał jakieś przeprosiny i pognał dalej. Znalazłszy się znowu na parkingu, stanął przy pokrywie bagażnika pikapa. Stał niezdecydowany z fotografią w dłoni. Było to zdjęcie ofiary z wyraźnym stężeniem pośmiertnym uwidocznionym nisko na plecach.
Adam wiedział, że stężenie pośmiertne jest skutkiem grawitacji i ściąga całą krew do najniższych okolic ciała. Ta ofiara kilka godzin po śmierci leżała na plecach, dlatego jej skóra w tym miejscu była czerwona. Stężenie pośmiertne nieraz zmienia fakturę skóry, na której odbija się to, na czym leżał zmarły. A zatem zwłoki leżące na ceglanym chodniku mogą posiadać odciski przypominające fakturę cegły, zaś znalezione na kamienistej drodze będą miały ślady kamyków. W tym wypadku ciało schowane w pikapie wyłożonym gofrowaną okładziną powinno mieć odciśnięty jej wzór.
Adam otworzył bagażnik i uniósł zdjęcie. Wzór okładziny dokładnie odpowiadał temu, co widać było na plecach zmarłej kobiety. I choć bardzo nie chciał w to uwierzyć, to wiedział przecież, kto pożyczał jego samochód. Simon Shelby.
ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY DRUGI
Maggie nie mogła dłużej czekać na Watermeiera. Gdziekolwiek był, nie odpowiadał na jej telefony, a bateria w komórce była na wykończeniu.
Jennifer Carpenter została z pewnością zamordowana w ciągu ostatnich dwunastu godzin, co oznacza, że paranoja mordercy pogłębia się z każdą chwilą. Jeżeli ten szaleniec nadal przetrzymuje żywą Joan Begley, sytuacja wkrótce ulegnie zmianie.
Maggie wjechała powoli na Whippoorwill Drive. Luc siedział obok w milczeniu. Miała nadzieję, że nie przytrafi mu się znowu luka w pamięci. Byle nie teraz, kiedy miał jej pokazać, gdzie mieszka Simon Shelby.
– Proszę tu skręcić. W tę stronę. – Szerokim gestem machnął ręką. – Z drogi nie widać budynków. Skrzynka na listy Shelby’ego to jedna z tych dużych ocynkowanych skrzynek na beczce. Wie pani, na jednej z tych dużych drewnianych beczek.
Maggie zerknęła na niego. Chyba sobie żartuje. Beczka? Ale Luc nie dostrzegł okrutnej ironii.
Urzędniczka, która pomagała Maggie przejrzeć dokumenty sprzedaży dobytku Steve’a Earlmana, poinformowała ją, że Simon Shelby to bardzo miły młody człowiek.
– Biedny chłopak – rzekła – stracił ojca w tak młodym wieku. Kochał bardzo tatusia. Jak chodziłam w soboty do rzeźnika, widywałam go, jak pomagał Ralphowi. Ralph nazywał Silona takim ślicznym zdrobnieniem, ale niestety nie pamiętam. Chłopak był zrozpaczony, po prostu zrozpaczony po śmierci Ralpha. Sophie chyba nie umiała sobie z nim poradzić. I pewnie wtedy zaczął tak często chorować. Wszyscy współczuliśmy Sophie. Te zmartwienia przedwcześnie ją zabiły. A to taki miły młody człowiek. – Kobieta jeszcze trajkotała, a Maggie, która zwykle nienawidziła podobnej gadaniny, kiwała głową i pilnie słuchała, wyłapując wszystkie zbiegi okoliczności.
Kiedy jednak urzędniczka oznajmiła:
– Studiuje teraz w college’u, na uniwersytecie New Haven – to już było coś więcej niż zwykły przypadek.
– Naprawdę? – powiedziała Maggie, wciąż bardziej zainteresowana dokumentami sprzedaży.
– Coś tam z kośćmi, niech sobie pani wyobrazi – ciągnęła urzędniczka. Maggie o mały włos nie upuściła archiwalnej księgi. – Chociaż może to ma sens. To znaczy w końcu jest synem rzeźnika. – Zaśmiała się. – Powiem prawdę, moim zdaniem to trochę przerażające. Ale widać on to lubi. Bo jeszcze pracuje dorywczo w zakładzie pogrzebowym Marley amp; Marley. Taki z niego pracuś.
– A to zdrobnienie, którym nazywał go ojciec?
– spytała Maggie, mimo że była już niemal pewna, iż zna odpowiedź. – Czy to może Sonny?
– Tak, właśnie tak. Skąd pani wie? Ralph nazywał go Sonny, Sonny Boy.
Maggie zobaczyła skrzynkę pocztową na dużej drewnianej beczce, jeszcze zanim Luc dał jej znak, i pojechała dalej prosto.
– Nie, to tam – rzekł. – Minęliśmy to miejsce.
– Zaparkujemy tutaj. – Wjechała na miedzę.
– I chcę, żeby pan tu został.
– Dobrze.
– Mówię poważnie, Luc. Pan tu zostaje. – Po chwili wyjęła telefon komórkowy i dała mu do ręki.
– Jeżeli nie wrócę w ciągu piętnastu minut, proszę zadzwonić na 911.
Wziął telefon z zadowoloną miną, że pozwoliła, by choć w taki sposób jej pomagał. A to z kolei upewniło Maggie, że Luc nie ruszy się z miejsca. I nie miało absolutnie żadnego znaczenia, że bateria w jej telefonie już dawno wysiadła.
ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY TRZECI
Simon patrzył na narzędzia na ścianie i nie potrafił wybrać. Przywykł już do towarzystwa Joan i chociaż nie znosił sprzątania jej wymiocin, cieszyło go, że ma w domu gościa. Cieszył się, że Joan nie prosi już nawet, aby ją wypuścił. Miał nad nią władzę i to również mu się podobało. Ale ta dziennikarka wszystko zepsuła. I teraz musi pozbyć się Joan.
Zadzwonił do zakładu pogrzebowego i powiedział sekretarce, że nie przyjdzie do pracy, bo złapał grypę. Nigdy przedtem tego nie robił. Postanowił również nie iść na popołudniowe zajęcia na uczelni, też po raz pierwszy. Od lat nie opuścił ani jednego dnia na uniwersytecie czy w pracy. W dzieciństwie stracił tyle godzin lekcyjnych, że potem musiał to nadrobić. A może chciał też coś udowodnić.
Bardzo nie lubił opuszczać zajęć. Nie znosił, jak jego codzienna rutyna ulegała załamaniu. To nie było w porządku. Ale tym razem sprawa była naprawdę ważna. Wymył już dwie zamrażarki, tę w warsztacie i tę w domu. Wyrzucił wszystkie części ciała, które tam trzymał, wszystkie te ludzkie członki, które uratował i zawinął w biały woskowany papier. Pozbył się ich w lesie, rzucił na pastwę kojotów. Był zły, że się z nimi rozstaje, ale żadna z tych części nie była dość interesująca, żeby ją wystawić. Naprawdę nie były mu do niczego potrzebne. Potrzebował za to lokum dla Joan. Na szczęście znalazł nowe miejsce, gdzie można chować zwłoki.
Wciąż patrzył na narzędzia. Wyeliminował już piłę łańcuchową, chociaż go kusiła, zwłaszcza że nadal nie był pewien, który gruczoł powoduje niedobór hormonów.
Próbowała go przekonać, że jest zdrowa. Że wymyśliła chorobę, by wytłumaczyć swój nadmierny apetyt. Biedna kobieta, podobnie jak inni, nie potrafiła dostrzec, że posiada tak cenny towar. Nic nie szkodzi. Wytnie wszystkie gruczoły. Na pewno zorientuje się po wyglądzie, który jest chory. A jeśli nie, postanowił, że i tak wszystkie zatrzyma.
Читать дальше