– Gdzie można go dostać?
– Nie można go kupić na terenie Stanów. Musiał przybyć do Ameryki wraz z towarem, który sprowadzono.
– Z czym?
– Ze zwiniętymi dywanami, belami bawełnianego materiału, przedmiotami tego rodzaju.
– Dzięki za informacje.
– Nie ma sprawy. Wyrazy współczucia.
***
Kiedy Mauney wyszedł, wrócili do pokoju Dixon. Bez wyraźnego powodu. Nadal tkwili w martwym punkcie. O’Donnell oczyścił z krwi sprężynowca i obejrzał zdobyczne hardballery w typowy dla siebie drobiazgowy sposób. Pistolety zostały wyprodukowane przez zakłady AMT w pobliskim Irwindale, w Kalifornii. Magazynki były załadowane pociskami kalibru.45. Hardballery były sprawne i znajdowały się w idealnym stanie. Czyste, naoliwione, nieuszkodzone, co wskazywało, że zostały niedawno skradzione. Dealerzy narkotyków zwykle nie przywiązują większej wagi do wyboru broni. Chodziło im wyłącznie o to, aby pistolety stanowiły wierną kopię modelu, który był w sprzedaży od 1911 roku. Magazynek mieścił zaledwie siedem pocisków, co było wystarczające w świecie pełnym sześciostrzałowej broni, lecz nie mogło sprostać nowoczesnym pistoletom na piętnaście i więcej pocisków.
– Gówno – oceniła Neagley.
– Lepsze to od kamieni – odparł O’Donnell.
– Ten pistolet jest za duży na moją dłoń – powiedziała Dixon. – Osobiście wolę glocka dziewiętnaście.
– Ja lubię wszystko, co działa – dodał Reacher.
– Glock ma magazynek na siedemnaście naboi.
– Na jedną głowę wystarczy jeden pocisk. Nigdy nie goniło mnie siedemnasta ludzi.
– Nie można tego jednak wykluczyć.
***
Ciemnowłosy czterdziestolatek posługujący się nazwiskiem MacBride siedział w kolejce podziemnej na lotnisku w Denver. Miał jeszcze trochę czasu, więc jeździł tam i z powrotem pomiędzy głównym terminalem a halą C, przy której znajdowała się stacja końcowa. Słuchał muzyki jugbandowej. Czuł się lekki, uwolniony od ciężaru, swobodny. Miał niewielki bagaż. Żadnej ciężkiej walizki. Tylko jedna zmiana ubrania i teczka. W teczce miał list przewozowy ukryty w książce o twardej oprawie. Klucz do kłódki spoczywał bezpiecznie w ukrytej kieszeni.
***
Mężczyzna w ciemnoniebieskim garniturze siedzący w ciemnoniebieskim chryslerze wybrał numer komórki szefa. – Wrócili do hotelu – oznajmił. – Cała czwórka.
– Wpadli na nasz trop? – zapytał szef.
– Nie umiem powiedzieć.
– Jakie masz przeczucie?
– Sądzę, że tak.
– W porządku. Pora ich sprzątnąć. Zostaw ich i wracaj. W ciągu kilku godzin przystąpimy do akcji.
O’Donnell wstał, podszedł do okna w pokoju Dixon i zapytał:
– Co mamy?
Kiedyś było to rutynowe pytanie. Ważny element standardowej procedury działania grupy specjalnej. Silnie zakorzeniony nawyk. Reacher przywiązywał ogromną wagę do ciągłej oceny sytuacji. Podkreślał znaczenie przesiewania zgromadzonych danych, formułowania nowych hipotez, badania, ponownej oceny, analizowania informacji pod innym kątem w świetle późniejszych faktów. Tym razem nikt nie zareagował z wyjątkiem Dixon:
– Czterech martwych przyjaciół. W pokoju zapanowała cisza.
– Chodźmy na obiad – powiedziała Neagley. – Nie ma powodu, żebyśmy zagłodzili się na śmierć.
Obiad. Reacher przypomniał sobie knajpę, w której zjedli burgera dwadzieścia cztery godziny temu. Sunset Boulevard, zgiełk, grube hamburgery, zimne piwo. Okrągły stół dla czterech osób. Rozmowa. Uwaga przesuwała się po kolei na każdego z nich. Zawsze jeden mówił, a trzech słuchało. Ruchoma piramida, w której to jeden, to drugi znajdował się na szczycie.
Jeden mówi, trzej słuchają.
– To błąd – powiedział.
– Jedzenie to błąd? – zdziwiła się Neagley.
– Skąd, idźcie na obiad, jeśli macie ochotę. Popełniliśmy błąd. Poważny błąd koncepcyjny.
– W jakim punkcie?
– To mój błąd. Wyciągnąłem fałszywe wnioski.
– Jak?
– Dlaczego nie możemy znaleźć klienta Franza?
– Nie wiem.
– Ponieważ Franz go nie miał. Pomyliliśmy się. Jego ciało znaleziono na początku, więc uznaliśmy, że chodziło o niego. Jakby od niego wszystko się zaczęło. Jakby to on mówił, a trzej pozostali słuchali. A jeśli to nie on wszystko zaczął?
– W takim razie kto?
– Cały czas powtarzaliśmy, że nie narażałby się na niebezpieczeństwo, gdyby nie chodziło o kogoś wyjątkowego. Wobec kogo czuł się w pewnym sensie zobowiązany.
– W ten sposób wracamy do hipotezy, że to od niego wszystko się zaczęło i od klienta, którego nie potrafimy odnaleźć.
– Nie, źle wyobrażamy sobie hierarchię. Nie musiało być tak, że najpierw był klient, następnie Franz i pozostali przybywający mu z pomocą. Szczerze mówiąc, sądzę, że Franz znajdował się niżej w porządku dziobania. Nie siedział na czubku drzewa. Rozumiecie, o co mi chodzi? A jeśli to on pomagał jednemu z pozostałych? Jeśli nie mówił, lecz słuchał? Może była to sprawa Orozca, którą ten prowadził w imieniu jednego ze swoich klientów? Lub Sancheza? Gdyby potrzebowali pomocy, do kogo by zadzwonili?
– Do Franza i Swana.
– Właśnie. Od początku byliśmy w błędzie. Trzeba przyjąć inną hipotezę. Że Franz otrzymał dramatyczny telefon od Orozca lub Sancheza. Od kogoś, kto miał dla niego szczególne znaczenie. Komu był coś winien. Nie klienta, lecz człowieka, któremu nie mógł odmówić. Musiał wkroczyć do akcji i pomóc niezależnie od tego, co pomyślałaby Angela i Charlie.
W pokoju zapadło milczenie.- Orozco skontaktował się z Departamentem Bezpieczeństwa Krajowego. To trudna sprawa. Jedyne kreatywne posunięcie, które dostrzegliśmy do tej pory. Można odnieść wrażenie, że Orozco zrobił więcej od Franza.
– Ludzie Mauneya sądzą, że Orozco zginął przed Franzem – zauważył O’Donnell. – To może mieć znaczenie.
– Tak – przytaknęła Dixon. – Gdyby to Franz prowadził sprawę, dlaczego zlecałby tak poważne zadanie Orozcowi? Według mnie sam zrobiłby to lepiej. To wskazuje, że kolejność zdarzeń była inna, nie sądzicie?
– Masz rację – odparł Reacher. – Nie popełnijmy kolejny raz tego samego błędu. A może wszystko zaczęło się od Swana?
– Swan nie pracował.
– W takim razie od Sancheza, a nie od Orozca.
– Raczej od ich obu.
– Sugerowałoby to, że chodzi o Vegas, a nie Los Angeles. Czy nasze liczby mogą mieć coś wspólnego z kasynem?
– Niewykluczone – przytaknęła Dixon. – Być może chodzi o liczbę wygranych po rozpracowaniu systemu.
– Jaką grę rozgrywa się dziewięć, dziesięć lub dwanaście razy dziennie?
– Praktycznie każdą. Nie istnieje coś takiego jak minimalna lub maksymalna liczba rozgrywek.
– Karty?
– Niemal na pewno, jeśli w grę wchodzi system. O’Donnell skinął głową.
– Sześćset pięćdziesiąt nieprzewidzianych wygranych po sto tysięcy. To wzbudziłoby zainteresowanie każdego.
– Nie pozwoliliby facetowi wygrać sześćset pięćdziesiąt razy przez cztery kolejne miesiące.
– Może było ich kilku. Może mamy do czynienia z kartelem.
– Musimy pojechać do Vegas.
W tym momencie zadzwonił telefon w pokoju Dixon. Podniosła słuchawkę. Jej pokój, jej telefon. Słuchała przez chwilę, a następnie podała ją Reacherowi, mówiąc:
– To Curtis Mauney, do ciebie.
Reacher odebrał słuchawkę i przedstawił się.
– Andrew MacBride wsiadł do samolotu w Denver. Leci do Las Vegas. Informuję was o tym wyłącznie przez uprzejmość. Zostańcie tam, gdzie jesteście. Żadnych samodzielnych działań, zrozumiano?
Читать дальше