Sprytny system.
Reacher zetknął się z nim już wcześniej.
Facet zbierający forsę wyglądał jak menel. Siedział na bloku betonu pośrodku placu z czarnym workiem marynarskim pod nogami. Miał czarne okulary i był uzbrojony w taką broń krótką, jakiej używano danego tygodnia.
Reacher postanowił zaczekać.
Czarny mercedes SL zwolnił i wjechał na plac. Wspaniały SUV, przyciemniane szyby, kalifornijskie tablice dla próżnych i bogatych z akronimem, którego Reacher nie rozumiał. Samochód zatrzymał się na początku placu i po chwili podbiegł do niego dzieciak. Jego głowa ledwo sięgała okna kierowcy, jednak ręka była wystarczająco długa. Wsunęła się do środka i po chwili wynurzyła ze zwitkiem banknotów. Mercedes ruszył przed siebie, a dzieciak podbiegł do faceta zbierającego forsę. Kiedy zwitek banknotów znalazł się w torbie, chłopak pognał do gościa z towarem. Wóz zaczął wolno zawracać, zataczając półkole.
Reacher włączył bieg i ruszył fordem Dixon. Obejrzał się na północ i południe, a następnie wcisnął gaz, silnie skręcił kierownicę i wjechał na plac. Zignorował obowiązujący ruch okrężny i ruszył wprost na środek.
Wprost na faceta trzymającego forsę. Przyspieszył, wyrzucając żwir spod przednich kół.
Gość trzymający worek z forsą zamarł.
Niecałe trzy metry przed nim Reacher zrobił trzy rzeczy: skręcił kierownicę, wdepnął hamulec i otworzył drzwi. Wóz zjechał na prawo, przednie koła zaryły w żwirze, a drzwi otworzyły się szerokim łukiem, silnie uderzając tamtego w górną część ciała. Facet poleciał w tył, ford stanął w miejscu, a Reacher pochylił się po winylowy worek marynarski i chwycił go lewą ręką. Kiedy worek znalazł się na siedzeniu pasażera, Reacher wcisnął gaz, zatrzasnął drzwi i ostro zawrócił przed jadącym wolno mercedesem. Po chwili wyjechał z placu, ostro wykręcił i ruszył w kierunku Highland. W lusterku wstecznym dojrzał unoszący się w powietrzu tuman kurzu, zamieszanie, gościa pilnującego worka leżącego na plecach i dwóch facetów biegnących w jego stronę. Przejechał dziesięć metrów i skręcił za gmach muzeum figur woskowych, przejechał skrzyżowanie i wrócił na Hollywood Boulevard.
Wszystko zajęło jakieś dwanaście sekund.Żadnej reakcji. Żadnych strzałów. Żadnego pościgu.
Reacher nie spodziewał się niczego innego. Kiedy tamci zobaczyli zwyczajnego waniliowego forda, koszmarną koszulę i krótko obcięte włosy, uznali, że jakiś gość z policji w Los Angeles postanowił podreperować budżet. Normalne koszty prowadzenia działalności. Z kolei kierowca mercedesa nie mógł ryzykować wspomnienia o tym komukolwiek.
Tak, nie zadzieraj ze specjalną grupą śledczą.
Reacher zwolnił, odetchnął głęboko i skręcił w prawo, objeżdżają miejsce zdarzenia w kierunku przeciwnym do mchu wskazówek zegara. Ruszył Canyon Road i Woodrow Wilson Drive, aby po chwili znaleźć się ponownie na Laurel Canyon Boulevard. Nikt za nim nie jechał. Zatrzymał się na pustym zakręcie, opróżnił worek i rzucił go za siebie. Przeliczył forsę. Prawie dziewięćset dolarów głównie w dwudziestkach i dziesiątkach. Na obiad wystarczy. Nawet z norweską wodą mineralną. I na napiwek.
Wysiadł i obejrzał samochód. Drzwi kierowcy były lekko wgniecione na środku. W miejscu zetknięcia z twarzą faceta pilnującego worka z forsą. Nie było śladów krwi. Wsiadł i odjechał. Dziesięć minut później siedział w wypłowiałym aksamitnym fotelu w holu hotelu Chateau Marymont, czekając na pozostałych.
***
Dwa tysiące kilometrów na północny wschód od Chateau Marmont ciemnowłosy czterdziestolatek posługujący się nazwiskiem Alan Mason jechał podziemną kolejką z hali przylotów lotniska w Denver do głównego terminalu. Był sam w przedziale. Siedział w fotelu, wyraźnie zmęczony, jednocześnie śmiejąc się ze zwariowanego jugbandu nadawanego przed komunikatami dyrekcji dworca. Pomyślał, że ten rodzaj muzyki doradzili im psycholodzy, aby obniżyć stres związany z podróżą. Podziałało. Czuł się dobrze. Był znacznie bardziej zrelaksowany niż powinien.
Okazało się, że obiad kosztował Reachera znacznie mniej niż dziewięćset dolców. Jego goście wybrali hałaśliwy bar z hamburgerami w Sunset, na wschód od hotelu Mondrian, czy to z upodobania, czy z powodu obecnych okoliczności, czy też jego sytuacji materialnej. W karcie nie było norweskiej wody mineralnej. Mieli jedynie kranówę i krajowe piwo oraz grube soczyste hamburgery i pikle podawane przy głośnym rhytm and bluesie. Reacher czuł się tu jak w domu, jakby ponownie przeniósł się w lata pięćdziesiąte. Pozostali byli tam trochę nie na miejscu. Usiedli przy okrągłym stole zastawionym dla czterech osób. Rozmowa zamarła i miejsce radości przebywania w gronie starych przyjaciół zajęło wspomnienie nieobecnych. Reacher przysłuchiwał się temu, co mówili pozostali. Okrągły stół powodował, że nikt nie mógł dominować. Ośrodek uwagi przesuwał się z jednej osoby na drugą. Po półgodzinie wspomnień i nadrabiania zaległości rozmowa wróciła do Franza.
– Zacznijmy od początku – powiedział O’Donnell. – Jeśli wierzyć jego żonie, cztery lata temu Franz zrezygnował z innych rodzajów działalności oprócz rutynowej analizy baz danych. Dlaczego nagle miałby zająć się czymś tak poważnym?
– Ponieważ ktoś go o to poprosił – odparła Dixon.- Właśnie – przytaknął O’Donnell. – Wszystko zaczęło się od jego klienta. Kto mógł nim być?
– Dosłownie każdy.
– Nie – zaprzeczył O’Donnell. – Musiał to być ktoś szczególny. Franz zadał sobie dodatkowy trud. Zrezygnował z zasady, której przestrzegał od czterech lat. W pewnym sensie zdradził żonę i syna.
– Może zaproponowano mu większą forsę – powiedziała Neagley.
– Albo był komuś winien przysługę – dodała Dixon.
– Przypuszczalnie początkowo sprawa wydawała się banalna – ciągnęła Neagley. – Może nie miał pojęcia, do czego to prowadzi. Pewnie jego klient również nie zdawał sobie z tego sprawy.
Reacher przysłuchiwał się rozmowie. Musiał to być ktoś szczególny. Albo był komuś winien przysługę. Głos zabrał O’Donnell, a później Dixon i Neagley. W powietrzu utworzył się trójkąt. Przypomniał sobie coś, co Dixon powiedziała kilka godzin temu w samochodzie, gdy opuszczali lotnisko Los Angeles. Zamknął oczy, lecz nie mógł się od tego uwolnić. Kiedy zabrał głos, trójkąt przekształcił się w kwadrat, obejmując także jego osobę.
– Powinniśmy zapytać Angelę – powiedział. – Jeśli Franz miał jakiegoś stałego poważnego klienta, mógł wspomnieć o tym w domu.
– Chciałbym poznać Charliego – rzekł O’Donnell.
– Pojedziemy do nich jutro – zarządził Reacher. – Chyba że upomną się o mnie zastępcy szeryfa. W takiej sytuacji wyruszycie beze mnie.
– Myśl pozytywnie – upomniała go Dixon. – Może facet ma wstrząs mózgu. Może nie pamięta, kim jest, a tym bardziej kim był człowiek, który go zaatakował.
***
Wrócili do hotelu i rozdzielili się w holu. Nikt nie miał ochoty na szklaneczkę czegoś mocniejszego przed snem. Bez słów uzgodnili, że pójdą spać i wstaną wcześnie, aby zacząć skoro świt. Reacher i O’Donnell poszli razem. Nie rozmawiali wiele. Reacher zasnął pięć sekund po złożeniu głowy na poduszce.
***
Obudził się o siódmej rano. Przez okno wpadały wczesne promienie słońca. W drzwiach stanął David O’Donnell. Wyraźnie się spieszył. Był ubrany, trzymał gazetę pod pachą i kartonowe kubki z kawą w obu rękach.
Читать дальше