– Więc mamy cały rok – skonstatował. – To mnóstwo czasu. Za rok możesz być na drugim końcu świata. Zacząć wszystko od początku, prowadzić nowe życie. Czy mam ci w tym pomóc? W ucieczce?
W oddali pojawiły się jakieś budynki. Chyba stacja benzynowa.
– Utwierdź mnie, że nie popełniłam błędu – rzekła – że rok to wystarczająco dużo. Że nie ma powodu się spieszyć.
– Jasne – przytaknął. – Rok wystarczy. Nie ma pośpiechu.
ZATANKOWALI ponad siedemdziesiąt litrów benzyny, za które Reacher zapłacił tyle, co za noc w motelu. Podał należność przez swoje okno i zostawił dolara napiwku. Uznał, że benzyniarz na niego zasłużył. Termometr na tablicy rozdzielczej wskazywał temperaturę na zewnątrz 44 stopnie.
– Gracias, seňor – powiedziała Carmen. – Dzięki.
– Nie ma sprawy – odparł Reacher. – De nada, seňnorita
– Mówisz po hiszpańsku?
– Raczej nie – odparł. – Służyłem na całym świecie, więc znam po kilka zwrotów w wielu językach. Ale tylko tyle. Inaczej jest z francuskim. Całkiem nieźle mówię w tym języku. Moja mama była Francuzką. Paryżanką.
– Jesteś, więc w połowie cudzoziemcem – zauważyła.
– Czasem mam wrażenie, że więcej niż w połowie.
Uśmiechnęła się jakby z niedowierzaniem i wjechała na szosę.
– Powinieneś mnie tytułować seňora . Jestem mężatką.
– Faktycznie – powiedział. – Chyba jesteś.
Nie odzywała się przez ponad kilometr. Potem z rozmysłem wzięła głęboki oddech.
– Problem w tym – powiedziała – że nie mam całego roku.
– Dlaczego?
– Bo przed miesiącem jego kolega prawnik zjawił się u nas w domu i oświadczył, że szykuje się jakiś układ. Podejrzewam, że Slup wsypie swoich współpracowników w zamian za wcześniejsze wyjście z więzienia. Pewnie ten jego drugi kumpel forsuje to w biurze prokuratora okręgowego.
– Cholera – zaklął Reacher.
Carmen kiwnęła głową.
– Kiepska sprawa. Zwlekałam zbyt długo.
Reacher skinął głową.
– Na jakim są etapie?
– Decyzja już zapadła – powiedziała cicho.
– Kiedy mają go wypuścić?
– Dziś jest piątek. Chyba nie wypuszczają nikogo w weekend. Więc pewnie w poniedziałek. Boję się.
– Może się zmienił – podsunął Reacher. – Więzienie odmienia ludzi.
Mówił bez sensu. Wyraźnie widział to po jej minie. Ponadto z doświadczenia wiedział, że na pewno nie stają się tam lepsi.
– Nie. Jestem w poważnych opałach, Reacher. Uwierz mi.
Było w jej głosie coś niepokojącego.
– Dlaczego? Bo to ja go wydałam urzędowi skarbowemu – wyjaśniła.
– Jakim sposobem?
– Po prostu do nich zadzwoniłam. Numer można znaleźć w książce telefonicznej.Mają cały wydział do zbierania informacji od współ małżonków. To jeden z ważniejszych sposobów na łapanie krętaczy. Zwykle dzwonią tam rozwodzący się małżonkowie.
– Czemu więc się z nim nie rozwiodłaś? – spytał. – Mąż w więzieniu to niezły pretekst. Można by go oskarżyć o porzucenie.
Zerknęła na aktówkę leżącą na tylnym siedzeniu.
– To mi nie rozwiązuje problemu z Ellie. Sytuacja jeszcze bardziej by się pogmatwała. Wszyscy baliby się, że opuszczę stan. Slup mógłby sądownie nakazać mi podanie swojego nowego adresu zamieszkania, a ja nie miałabym wyjścia.
– Mogłabyś zostać w Teksasie – powtórzył.
Kiwnęła głową.
– Wiem, wiem. Ale nie mogę. Po prostu muszę stąd wyjechać, Reacher. Zostałam tu tak bardzo skrzywdzona, że muszę opuścić to miejsce. Nie tylko Slupa.
Wzruszył ramionami.
– W czym mam ci w takim razie pomóc? W ucieczce?
Nie odezwała się. Zadumał się nad tym, jak określiła mężczyzn, wśród których szukała swojego zbawcy. Bezrobotni kowboje z rodeo, zbiry. Mężczyźni zdolni do wielu rzeczy, ale czy potrafiliby przechytrzyć ścigające ją FBI? Trafił się jej jak ślepej kurze ziarno.
– Musisz działać szybko – zawyrokował. – Zostały tylko dwa dni, nie mamy czasu do stracenia. Odbierzemy Ellie, zawrócimy samochód o sto osiemdziesiąt stopni i ruszymy z kopyta. Może najpierw udamy się do Vegas.
– I co tam zdziałamy?
– Skombinujemy ci jakieś dokumenty. W mieście takim jak Vegas znajdziemy jakieś lokum, choćby tymczasowo. Mam trochę pieniędzy. Mogę postarać się o więcej, jeśli będzie trzeba.
– Nie mogę przyjąć od ciebie pieniędzy – zaoponowała. – To nie byłoby fair.
– Fair czy nie fair, potrzebujesz forsy Możesz mi oddać później. Powinnaś wrócić do Los Angeles. Zmienić nazwisko i zacząć wszystko od nowa.
– Nie. Nie mogę uciec. Nie chcę być zbiegiem – powiedziała. – Nie chcę zostać nielegalną imigrantką. Cokolwiek złego można o mnie powiedzieć, nigdy nią nie byłam. Nie zamierzam tego teraz zmieniać. Nie chcę tego robić Ellie. Zasługuję na lepszy los.
– Obie zasługujecie na lepszy los, ale musisz podjąć jakieś konkretne działanie.
– Mam obywatelstwo – tłumaczyła. Zastanów się tylko, co to znaczy dla kogoś takiego jak ja. Nie zamierzam się go wyrzec.
– Masz więc jakiś inny plan?
Ty jesteś moim planem – odparła.
Kowboje, zbiry, były gliniarz wojskowy o wzroście sto dziewięćdziesiąt pięć centymetrów i wadze sto dziesięć kilogramów.
– Chcesz, żebym był twoim ochroniarzem? – zgadywał.
Nie odpowiedziała.
– Carmen, przykro mi, że znalazłaś się w takiej sytuacji -powiedział. – Naprawdę. Ale nie mogę być twoim gorylem.
Znów ani słowa. Na autostradzie pojawił się rozjazd.
– Nie bądź śmieszna – ciągnął. – Mogę mu dać ostrzeżenie. Wystraszyć go. Ale co będzie, jak odejdę? Przecież wcześniej czy później to nastąpi, Carmen. Nie lubię tkwić w jednym miejscu.
Przejechała obok zielonej tablicy informacyjnej z napisem: PESOS 120 KILOMETRÓW.
– Nie chcę ochroniarza.
Spojrzał na nią. Z jej twarzy nie dało się nic wyczytać.
– Więc kim mam być?
– Nie mogę ci powiedzieć.
– Niby czego?
Otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Przełknęła głośno ślinę i nie odzywała się. Przyglądał się jej. Kowboje, zbiry, były policjant wojskowy. Napis na grobie Claya Alisona, jego nekrolog w gazecie.
– Rozum ci odjęło – powiedział nagle. – Mowy nie ma.
– Nic innego nie przychodzi mi do głowy. Pragnę jego śmierci – rzekła. – To mój jedyny ratunek. A on zasłużył na śmierć.
– Powiedz, że żartujesz.
– Wcale nie żartuję. Chcę, żeby zginął.
Potrząsnął głową.
– Nie ma mowy. To absurd.
– Chciałam postępować zgodnie z prawem – rzekła. – Rozmawiałam z czterema adwokatami i każdy z nich powiedział, że ze względu na Ellie nie wolno mi się ruszać z miejsca. Chciałam, więc zapewnić sobie ochronę. Udałam się do firmy ochroniarskiej w Austin, powiedzieli, że potrzeba będzie sześciu ludzi, co wyniesie dziesięć tysięcy dolarów tygodniowo, a więc właściwie równało się to odmowie. Chciałam działać zgodnie z prawem, Reacher, ale nie udało się.
Obserwował autostradę. Panował na niej duży ruch.
– Więc kupiłam pistolet – oznajmiła.
– Świetnie – skomentował.
– I naboje. Wydałam na to całą gotówkę, jaką miałam.
– Nie jestem odpowiednim facetem.
– Czemu? Przecież już zabijałeś ludzi. W wojsku.
– To nie to samo. Tu chodzi o morderstwo z zimną krwią.
– Czy nie przysięgałeś, że będziesz chronił ludzi?
– Nie o to chodzi.
Читать дальше