John Katzenbach - Dzień zapłaty

Здесь есть возможность читать онлайн «John Katzenbach - Dzień zapłaty» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dzień zapłaty: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dzień zapłaty»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Małżeńskie szczęścia Duncana i Megan Richardsów pryska, gdy ich syn, upośledzony umysłowo Tom, zostaje uprowadzony. Porywaczką okazuje się Olivia Barrow, dawna członkini rewolucyjnego, hippisowskiego oddziału, do którego w latach sześćdziesiątych należeli także Richardsowie. Teraz przyjdzie im drogo zapłacić za błędy młodości…

Dzień zapłaty — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dzień zapłaty», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Stację benzynową i sklep tuż obok zauważył minutę przed czasem. Minął dystrybutory i podjechał pod budkę telefoniczną. Wyskoczył z auta i rzucił się do aparatu. Czekał zastanawiając się, co teraz będzie. Dotknął kompasu w kieszeni, wyobrażając sobie jednocześnie, że obserwuje go Olivia.

Ale telefon nie zadzwonił.

Jestem tu, mówił w duchu. Jestem tu.

Jazda uspokoiła trochę jego rozstrojone nerwy. Spojrzał na zegarek. Wszystko jak trzeba, cholera. Jestem tutaj.

Telefon milczał nadal.

Czekał, tak samo jak przedtem. Z początku myślał, że Olivia znowu się z nim bawi, więc nie przejmował się za bardzo. Jednak z upływem kolejnych minut jego niepokój wzrastał, przemieniał się w lęk, potem w lepki strach, w końcu osiągając stan paniki.

Telefon nadal milczał.

Nie miał pojęcia, co robić.

Tak jak poprzednio zaczął się zastanawiać, czy może pomylił lokalizację.

Wzrokiem powędrował po terenie stacji benzynowej. Spostrzegł inną budkę telefoniczną, usytuowaną przy drodze, między parkingiem przed sklepem a wjazdem na stację.

Ponownie popatrzył na telefon przed którym stał, który wciąż pozostawał przeraźliwie niemy.

Nie, uznał, powiedziała, że to ten.

Spojrzał na zegarek. Pięć minut po terminie.

Nie chciał myśleć o konsekwencjach. Wiedział, że Olivia coś szykuje, ale nie wiedział co. Próbował odgadnąć, ale w głowie miał pustkę.

Otaczała go szarość zmierzchu. Niebo ciemniało. Widział swój oddech, zmieniony w obłokach pary, jak dymek z papierosa.

Dziesięć minut po terminie.

Znowu popatrzył w kierunku drugiego telefonu.

Mówiła wyraźnie – stacja benzynowa.

Duncan obiegł ją wzrokiem. Było tam pusto, nie przejeżdżały żadne samochody ani ciężarówki, w powietrzu narastał spokój.

Czuł zimno. Wytężył słuch.

Dzwoni, pomyślał. W głowie zakręciło mu się ze strachu.

Zrobił parę kroków w kierunku stojącej samotnie budki telefonicznej. Przejeżdżający samochód zagłuszył tamten dźwięk, ale po chwili Duncan dał najpierw jeden, potem drugi krok do przodu i wtedy wyraźnie usłyszał ostry dźwięk dzwonka. Obejrzał się przez ramię na telefon obok sklepu. Walczył ze sobą, nie mógł się zdecydować.

Ruszył w kierunku budki.

Dzwonek telefonu brzmiał rozgłośnie w jego uszach.

Przyspieszył kroku. Zaczął biec.

Wtem zobaczył pracownika stacji, jak zmierza do aparatu. Nie! krzyknął w duchu. Nie!

Rzucił się sprintem przez parking.

Pracownik otworzył drzwi i podniósł słuchawkę, po czym zaczął dziwnym wzrokiem w nią się wpatrywać.

– Nie! – krzyknął Duncan. – To do mnie! Nie odwieszaj! Widział, jak mężczyzna ze zdziwieniem patrzy na telefon.

– Tutaj! Tutaj! Cholera, to do mnie! – wrzeszczał, pędząc ze wszystkich sił, dziko wymachując rękami.

Mężczyzna wychylił się z kabiny, patrząc na niego.

– Ty jesteś Duncan?

– Tak!

– Aha, niech mnie szlag. To do pana. Duncan chwycił słuchawkę.

– Tak. Tak! Już jestem! – Zatrzasnął drzwi tuż przed nosem zaskoczonego nieco pracownika stacji, który wzruszył ramionami i odszedł.

– Dobrze się spisałeś, Duncan. Nie sądziłam, że i tym razem ci się uda. Naprawdę… – powiedziała Olivia z udawanym uznaniem.

– Powiedziałaś przed 7 – 11!

– Hej, należy być trochę elastycznym.

– Powiedziałaś to i ja tam byłem.

– Duncan, Duncan, wycisz się. Chciałam tylko wiedzieć, czy jesteś tu, czy nie. – Zaśmiała się nieprzyjemnie. – Zadzwoniłabym za parę minut i na tamten numer. Ciekawa byłam, czy się domyślisz. – Zachichotała.

Duncan głęboko zaczerpnął powietrza. Próbował uspokoić się, ale nie był w stanie. Udało mu się tylko opanować drżenie w głosie.

– Co teraz? – spytał.

– Kierunek. Uważaj, powiem tylko raz. Gotowy?

– Nie… tak… podawaj.

– Gotowy?

Duncan znów głęboko wciągnął powietrze.

– Tak.

– Wyjmij kompas. Masz jechać sześć kilometrów sto pięćdziesiąt metrów na pomoc, potem cztery kilometry osiemset metrów na wschód. Na rozwidleniu jedź dwa kilometry trzydzieści metrów na północny wschód. Zatrzymaj samochód. Zobaczysz pole ciągnące się na zachód. Na polu znajdziesz pewien znak. Tam czekaj na dalsze instrukcje. Zapamiętałeś?

– Proszę, powtórz, Olivio.

– Duncan, Duncan, próbuję być wobec ciebie uczciwa, ale widzę, że nie doceniasz moich wysiłków. – Roześmiała się fałszywie. – No dobrze, powtórzę: sześć kilometrów sto pięćdziesiąt metrów na północ, cztery kilometry osiemset metrów na wschód, dwa kilometry trzydzieści metrów na pomocny wschód. Ruszaj, Duncan. W drogę.

Odwiesiła słuchawkę i zwróciła się do Billa Lewisa i Ramoną Gutierreza.

– Jak leming idący prosto do morza. Zdezorientowany, przerażony i ugodowy. Można by nawet powiedzieć, że już dojrzał. – Uśmiechnęła się. – Misja zakończona. Jedziemy.

Obaj byli tak zdenerwowani, że w odpowiedzi zdołali się tylko krzywo uśmiechnąć. Są słabi, uznała Olivia, z trudem opanowując niechęć. Czują, że pieniądze są blisko i o to im głównie chodzi. Źle. Nadal ich będę potrzebować. Niezbyt długo, ale jeszcze trochę. Szybko wyszła z supermarketu, a obaj mężczyźni przyspieszyli, by dotrzymać jej kroku.

Duncan wskoczył za kierownicę i wyzerował licznik na desce rozdzielczej. Dłońmi ścisnął skronie, próbując się uspokoić. Zupełnie jakby mnie wessał wir wodny. Czuł łomotanie serca. Spróbuj się pozbierać, powtarzał w myśli te słowa, jak magiczne zaklęcie. Sięgnął do kieszeni po kompas. Przez chwilę igła podskakiwała niezdecydowanie, po czym przyjęła właściwą pozycję, wskazując na boczną drogę. Wrzucił bieg i zaciskając wargi ruszył w drogę.

Przejechawszy kilometr znalazł się ponownie wśród gospodarstw rolnych. Jechał powoli, spoglądając na rozciągające się wzdłuż drogi staroświeckie farmy Nowej Anglii. Budynki mieszkalne zbudowane były z desek, pomalowanych na biało, wyszlifowanych przez czas i zimne wiatry; stajnie uginały się pod ciężarem lat i obowiązków. Ziemia miała kolor brunatny, a pnie drzew czarny. W zmierzchu widać było ich sterczące gałęzie. Świat wydał mu się nagle pierwotny i przerażający. Szosa wkrótce zmieniła się śliską żwirowaną drogę. Auto zaczęło tańczyć na wybojach. Samotnie przecinał pola i wzniesienia, jedynie od czasu do czasu spotykał jakiś ciągnik.

Pierwszy skręt zidentyfikował bez trudu. Jechał dalej, spoglądając cały czas na licznik. Kiedy dotarł do rozwidlenia, sprawdził kompas i udał się na północny wschód. Ogarnęło go podniecenie – przez głowę przemknęła mu myśl, że już niedługo zobaczy swego syna. Szybko jednak zwalczył złudną nadzieję i spojrzał znów na licznik. Półtora kilometra, tysiąc osiemset metrów, dwa kilometry trzydzieści metrów.

Zatrzymał się.

Dzień gasł. Niebo ciemniało, mrok gęstniał z każdą sekundą.

Wyszedł z samochodu i badawczo popatrzył na rozciągające się przed nim pole. Było ogrodzone kamiennym murkiem, sięgającym mu do pasa. Dalej, w odległości mniej więcej dziewięciuset metrów, rósł las. Pole rozciągało się w stronę drzew. Wdrapał się na murek i zeskoczył na drugą stronę.

Myślał teraz tylko o pieniądzach w teczce oraz o swym synu. Ruszył polem i od razu zapadł się po kostki w błocie. Z trudem wyciągnął stopę i ruszył dalej, walcząc z grząskim, śliskim gruntem. Czuł, jak wilgoć przesiąka mu do butów i skarpetek, ziębiąc stopy. Ziemię pokrywała cienka warstewka lodu, trzeszczącego pod jego stopami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dzień zapłaty»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dzień zapłaty» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


John Katzenbach - La Guerra De Hart
John Katzenbach
John Katzenbach - Juegos De Ingenio
John Katzenbach
libcat.ru: книга без обложки
John Katzenbach
John Katzenbach - Juicio Final
John Katzenbach
John Katzenbach - Just Cause
John Katzenbach
John Katzenbach - The Wrong Man
John Katzenbach
John Katzenbach - La Sombra
John Katzenbach
John Katzenbach - W słusznej sprawie
John Katzenbach
John Katzenbach - La Historia del Loco
John Katzenbach
John Katzenbach - El psicoanalista
John Katzenbach
John Katzenbach - Opowieść Szaleńca
John Katzenbach
John Katzenbach - The Madman
John Katzenbach
Отзывы о книге «Dzień zapłaty»

Обсуждение, отзывы о книге «Dzień zapłaty» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x