Przy okienku obsługi parkingu podałem bilet mężczyźnie w czerwonej kurtce i czekając na lincolna, odsłuchałem wiadomości.
W ciągu godzinnego lotu z San Francisco nadeszły trzy. Pierwsza była od Maggie McPherson.
– Michael, chciałam cię tylko przeprosić za moje zachowanie dzisiaj rano. Prawdę mówiąc, byłam wściekła na siebie za pewne rzeczy, które wczoraj powiedziałam i zrobiłam. Wyładowałam się na tobie, a nie powinnam. Hm, jeżeli jutro albo w niedzielę chcesz gdzieś zabrać Hayley, będzie zachwycona i kto wie, może i ja się przyłączę. W każdym razie daj mi znać.
Niezbyt często nazywała mnie Michaelem, nawet gdy byliśmy małżeństwem. Należała do kobiet, które zwracając się do ciebie tylko po nazwisku, potrafiły je wymawiać jak najbardziej pieszczotliwe słowo. Oczywiście, jeżeli chciała. Zawsze mówiła mi Haller. Od dnia, gdy poznaliśmy się w kolejce do wykrywacza metalu przed wejściem do siedziby sądów karnych. Szła na spotkanie informacyjne do prokuratury okręgowej, a ja na posiedzenie sądu do spraw wykroczeń, gdzie miałem bronić faceta, któremu zarzucono jazdę po pijanemu.
Zapisałem wiadomość, żeby później jeszcze jej posłuchać, i sprawdziłem następną. Spodziewałem się, że będzie od Levina, ale głos automatu poinformował mnie, że dzwoniono z numeru z kierunkowym 310. Po chwili usłyszałem głos Louisa Rouleta.
– To ja, Louis. Właśnie byłem się zgłosić w sądzie. Od wczoraj zastanawiam się, jak wygląda sytuacja. Mam ci też coś do powiedzenia.
Wcisnąłem guzik, kasując wiadomość, po czym odsłuchałem trzeciej i ostatniej. Tym razem odezwał się Levin.
– Hej, szefie, zadzwoń do mnie. Mam coś o Corlissie. Nazywa się Dwayne Jeffery Corliss. Dwayne przez D – W. Ćpun, który ma na koncie parę donosów w Los Angeles. Nic dziwnego, nie? W każdym razie został aresztowany za kradzież motoru, który pewnie chciał przehandlować za trochę meksykańskiego towaru. Zakapował Rouleta za dziewięćdziesiąt dni terapii zamkniętej w okręgowym – USC. Nie da rady z nim pogadać, chyba że namówisz sędziego, by nam to jakoś załatwił. Prokurator nieźle to rozegrał. W każdym razie sprawdzam go dalej. Znalazłem w Internecie jakąś sprawę z Phoenix. Może się nam przydać, jeżeli to ten sam gość. Tam mu chyba nie wyszło. Będę mógł to potwierdzić w poniedziałek. To tyle ode mnie.
Odezwij się w weekend. Będę siedział w domu.
Skasowałem wiadomość i zamknąłem telefon.
– Wszystko jasne – powiedziałem do siebie.
Kiedy usłyszałem, że Corliss jest ćpunem, nie potrzebowałem niczego więcej. Zrozumiałem, dlaczego Maggie mu nie ufała. Ćpuni – zwłaszcza dający sobie w żyłę – byli najbardziej zdesperowanymi i niewiarygodnymi ludźmi, na jakich można się natknąć w machinie prawnej. Gdyby mieli okazję, zakapowaliby własne matki za następny zastrzyk albo następny program terapii metadonowej. Wszyscy byli kłamcami i wszystkim bez trudu można było udowodnić kłamstwo przed sądem.
Zastanawiało mnie jednak, co kombinuje prokurator. Dwayne Corliss nie figurował w żadnym z dokumentów, jakie przekazał mi Minton. Mimo to prokurator postępował z nim tak jak ze świadkiem. Wysłał Corlissa na dziewięćdziesięciodniowy program odwykowy, żeby go przechować w bezpiecznym miejscu. W tym czasie proces Rouleta miał się rozpocząć i zakończyć. Czyżby ukrywał Cornssa? A może po prostu odłożył kapusia na półkę, żeby był pod ręką, na wypadek gdyby musiał złożyć zeznanie? W każdym razie na pewno działał w przekonaniu, że nic nie wiem o Corlissie. I gdyby Maggie McPherson się nie wygadała, rzeczywiście nic bym nie wiedział. Mimo to był to niebezpieczny ruch. Sędziowie nie są zbyt życzliwi dla prokuratorów, którzy tak jawnie lekceważą zasady ujawnienia dowodów.
Zacząłem rozmyślać nad możliwą linią obrony. Jeżeli Minton był na tyle głupi, żeby wyskoczyć z Corlissem w trakcie procesu, mógłbym nawet nie zgłaszać sprzeciwu w związku z naruszeniem reguł ujawnienia. Pozwoliłbym narkomanowi zająć miejsce dla świadków, a potem na oczach przysięgłych mógłbym go rozedrzeć na strzępy jak kwitek po transakcji kartą kredytową. Wszystko będzie zależało od tego, co wyszpera Levin. Zamierzałem mu powiedzieć, żeby dalej grzebał w przeszłości Dwayne'a Jeffery'ego Corlissa. I niczego nie pomijał.
Corliss został umieszczony na terapii zamkniętej w szpitalu okręgowym – USC. Levin był w błędzie, podobnie jak Minton, sądząc, że świadek jest poza moim zasięgiem. Tak się złożyło, że do tego samego szpitala trafiła moja klientka Gloria Dayton, gdy złożyła donos na dilera narkotyków. W okręgowym – USC prowadzono wiele podobnych programów, ale niewykluczone, że brała udział we wspólnej terapii grupowej z Corlissem albo nawet jadła posiłki w jego towarzystwie. Jeśli nawet nie mogłem się skontaktować z Corlissem osobiście, to jako adwokat Glorii Dayton miałem prawo się z nią skontaktować i przez nią przekazać wiadomość Corlissowi.
Kiedy nadjechał lincoln, dałem dwa dolary człowiekowi w czerwonej kurtce. Opuściłem lotnisko i ruszyłem na południe Hollywood Way w kierunku centrum Burbank, gdzie znajdowały się wszystkie studia. Zjawiłem się w „Smoke House” przed Levinem i przy barze zamówiłem martini. W telewizji nadawano właśnie najnowsze wiadomości o rozpoczęciu turnieju koszykarskiej ligi uniwersyteckiej.
W pierwszej rundzie Floryda pokonała Ohio. U dołu ekranu wyświetlił się napis „Marcowe szaleństwo”. Uniosłem w toaście kieliszek.
Zaczynałem poznawać smak prawdziwego marcowego szaleństwa.
Wszedł Levin i przed kolacją zamówił piwo. Nalano mu zielone – jeszcze z obchodów dnia świętego Patryka. Pewnie był spokojny wieczór. Może wszyscy poszli do „Four Green Fields”.
– Nie ma to jak porządny klin, a najlepiej zielony – powiedział z irlandzkim akcentem, który powoli stawał się nudny.
Upił pianę, żeby bezpiecznie donieść szklankę do stolika, i podeszliśmy do szefowej sali, aby znalazła dla nas wolne miejsca. Zaprowadziła nas do wyłożonego czerwonym materiałem boksu w kształcie litery U. Usiedliśmy naprzeciw siebie, aktówkę postawiłem obok. Kiedy zjawiła się kelnerka, zamówiliśmy pełny zestaw: sałatki i steki z ziemniakami. Poprosiłem też o specjalność restauracji, grzanki serowo – czosnkowe.
– To dobrze, że nie lubisz nigdzie wychodzić w weekendy – powiedziałem do Levina, gdy kelnerka odeszła. – Zjesz taką grzankę, a twój oddech zabije pewnie każdego, kto się do ciebie zbliży.
– Chyba zaryzykuję.
Potem umilkliśmy na dłuższą chwilę. Czułem, jak alkohol zaczyna zagłuszać moje wyrzuty sumienia. Musiałem zamówić następne martini, kiedy przyniosą sałatki.
– No? – zapytał w końcu Levin. – To ty chciałeś się spotkać.
Skinąłem głową.
– Chcę ci opowiedzieć historię. Nie znam wszystkich szczegółów, ale opowiem ci ją tak, jak się moim zdaniem rozegrała. Potem ty mi powiesz, co o niej sądzisz i co powinienem zrobić, zgoda?
– Lubię historie. Mów.
– Ta chyba ci się nie spodoba. Zaczyna się dwa lata temu od…
Urwałem, ponieważ w tym momencie kelnerka postawiła na stoliku sałatki i koszyczek z serowymi grzankami. Poprosiłem o następne martini, mimo że kieliszek miałem jeszcze do połowy pełny.
Chciałem mieć pewność, że nie będzie żadnej przerwy.
– No więc wszystko zaczyna się dwa lata temu – podjąłem po chwili. – Od Jesusa Menendeza. Pamiętasz go, nie?
– Tak, wspominaliśmy o nim któregoś dnia. DNA. Zawsze mówiłeś, że to ten klient, który trafił do pudła, bo wytarł fiuta w puszysty różowy ręcznik.
Читать дальше