Sędzia Le Clere nachylił się w stronę świadka.
– Pastorze de Yroome, proszę o przedstawienie rezultatu tych badań.
De Yroome odczekał chwilę, by wzmóc dramatyzm sytuacji, po czym przemówił donośnym, dźwięcznym głosem:
– Moja konkluzja jest jednoznaczna. Uważam, że fragment papirusu, znaleziony wczoraj przy oskarżonym, nie jest falsyfikatem. Jest to ponad wszelką wątpliwość część tekstu, który wyszedł spod pióra Jakuba Sprawiedliwego, brata Jezusa. Jest to nie tylko narodowy skarb Włoch, lecz należy on do całej ludzkości, jako część najbardziej doniosłego odkrycia w historii chrześcijaństwa. Chciałbym z tego miejsca pogratulować wydawcom Międzynarodowego Nowego Testamentu ich pracy, której rezultat zaprezentują wkrótce światu.
Po tych słowach, nie czekając na reakcję sędziego, Maertin de Yroome opuścił miejsce dla świadków i skierował się do ław dla publiczności, gdzie wydawcy powitali go owacją na stojąco.
Oświadczenie de Yroome'a oszołomiło Randalla niczym wybuch ręcznego granatu. Siedział, nie mogąc wykrztusić słowa, zupełnie zdruzgotany nieoczekiwanym rozwojem wypadków.
Kiedy de Yroome go mijał, Randall chciał mu wykrzyczeć w twarz, jakim jest obrzydliwym, dwulicowym sukinsynem. Lecz nie zdołał powiedzieć słowa. Czuł się, jakby przebiła go i unieruchomiła niewidzialna włócznia. Ledwie docierało do niego, co się dzieje na sali sądowej.
Tymczasem sędzia Le Clere oznajmił:
– Sąd jest gotowy do ogłoszenia werdyktu, jeżeli żadna ze stron nie ma już niczego do dodania.
George L. Wheeler podniósł rękę, prosząc o głos.
– Wysoki Sądzie, chciałbym przed ogłoszeniem wyroku poprosić o krótką przerwę i możliwość rozmowy z oskarżonym.
– Zgadzam się, panie Wheeler. – Sędzia zastukał trzy razy młotkiem. – Ogłaszam przerwę w rozprawie. Orzeczenie sądu zostanie ogłoszone za trzydzieści minut.
– Niech to wszyscy diabli – warknął George L. Wheeler. – Nie wiem, dlaczego ja w ogóle jeszcze z tobą rozmawiam.
– Ale ja wiem – odparł spokojnie Randall. – Ponieważ chcesz sprzedać światu nową Biblię, nieobciążoną podejrzeniami i wątpliwościami, których ja jestem potencjalnym źródłem.
Znajdowali się tylko we dwóch w poczekalni przylegającej do sali posiedzeń. Wściekłość Randalla na de Vroome'a osłabła, zmieniła się w charakterystyczny dla niego cyniczny brak zaufania do innych. Siedział na krześle, pykając z fajki.
Spojrzał na Wheelera, który chodził w tę i z powrotem po pokoju. Mimo obrzydzenia, jakim go napawał wydawca, czuł także wobec niego swoisty respekt. W końcu ten prostacki, toporny w mowie i obejściu sprzedawca Pisma Świętego zdołał jakimś sposobem przekabacić swego o ileż inteligentniejszego i subtelniejszego wroga, de Vroome'a, który stał się zdrajcą własnej sprawy i posłusznym przedstawicielem wpływowego establishmentu. Wheeler okazał się diabolicznym wręcz kuglarzem, o zdolnościach, jakich Randall nawet nie podejrzewał. Zastanawiał się, czy nie rzuci zaraz na niego zaklęcia. Na pewno tylko w tym celu poprosił sędziego o rozmowę w cztery oczy.
Wheeler przestał chodzić po pokoju i zatrzymał się tuż przed nim.
– Więc tak to widzisz, Steve? – powiedział. – Uważasz, że chcę cię nawrócić, żebyś nam nie przeszkadzał? Straszny z ciebie cwaniak, ale chociaż pozujesz na wielkiego mózgowca, jesteś w tym wszystkim wyjątkowo głupi. Posłuchaj tylko. Twoje sprzeciwy i protesty nic dla nas nie znaczą, są jak brzęczenie natrętnej muchy, którego nikt nie słucha. Mylisz się co do mojej motywacji, i to na tysiąc procent. Zważywszy na to, że nikczemnie nas zdradziłeś, powinienem postawić na tobie krzyżyk. Ale nie mogę. Po pierwsze dlatego… nie uwierzysz w to, bo taki z ciebie mądrala… że mam do ciebie słabość, taką ojcowską słabość. Po prostu cię polubiłem i nie zniosę myśli, że źle zainwestowałem moją sympatię i zaufanie. Po drugie… i nie wstydzę się do tego przyznać… jestem biznesmenem i jestem z tego dumny. Chcę cię wykorzystać do moich planów biznesowych. Nie chodzi o samą konferencję prasową. To zostało załatwione. Media na całym świecie już trąbią o piątkowej transmisji i doniosłym biblijnym odkryciu. A zatem to się toczy swoim torem. Ale nasze piątkowe wystąpienie to dopiero początek. Chcę, żebyś poprowadził dalszy ciąg kampanii, ponieważ znasz ten projekt tak dobrze jak niewielu innych, wiesz, o co nam chodzi, i twoja pomoc może być nieoceniona. Mówię o tym dlatego, że stawiam na jedną rzecz: mianowicie na to, że przyswoiłeś sobie wreszcie tę lekcję.
– Jaką lekcję, George? – zapytał Randall.
– Że się myliłeś w sprawie tekstów Jakuba i Petroniusza, a my mieliśmy rację. Że okażesz się mężczyzną, przyznasz do błędu i wrócisz do zespołu. Posłuchaj, Steve, skoro ktoś tak sławny i kompetentny jak pastor de Vroome, człowiek skrajnie sceptyczny, był w stanie zobaczyć światło, dostrzec swoją pomyłkę i udzielić nam wsparcia, to dlaczego ty nie miałbyś postąpić tak samo?
– De Vroome – powtórzył Randall, zapalając fajkę. – Miałem cię właśnie o niego zapytać. Jak ci się udało go przekabacić?
– Ty nie popuścisz, co? – żachnął się Wheeler. – Wszyscy są oszustami i kłamcami…
– Nie mówię, że wszyscy.
– Oczywiście. Wszyscy poza tobą. – Wydawca wycelował weń palec. – Przestań się już wymądrzać i posłuchaj mnie. Nikt, absolutnie nikt nie mógłby przekupić człowieka tak wielkiej uczciwości. Pastor mógł podjąć taką decyzję tylko zgodnie z własnym sumieniem, i podjął ją. Do tej pory, zwalczając nas, nie znał szczegółów tych fantastycznych tekstów. Kiedy mu je pokazaliśmy… a w przededniu konferencji uznaliśmy, że już możemy… natychmiast porzucił niechęć i opory. Przekonał się, że mamy autentyk, mamy prawdziwego Chrystusa i ukazanie go ludzkości poprzez Międzynarodowy Nowy Testament będzie dla niej dobrodziejstwem. Pragnął być po stronie aniołów i Ducha Świętego, tak jak to uczynił przed chwilą na sali sądowej.
– Więc teraz jest całkowicie po waszej stronie? – upewnił się Randall.
– Całkowicie, Steve. Będzie stał obok nas na podium w Pałacu Królewskim podczas ogłaszania światu Dobrej Nowiny. Oczywiście Deichhardt, ja i cała reszta, rozumiejąc, jakie to wszystko było dla niego trudne, postanowiliśmy wyjść mu naprzeciw. Nie jesteśmy tak źli, za jakich nas uważasz.
– Naprzeciw? – zdziwił się Randall. – Co to właściwie znaczy?
– To znaczy, że skoro on poparł nas, my poprzemy jego. Wycofaliśmy kandydaturę profesora Jeffriesa na stanowisko sekretarza generalnego Światowej Rady Kościołów i będziemy popierać… jednomyślnie… kandydaturę de Vroome'a.
– Rozumiem – powiedział Randall. I rozumiał. O tak, zrozumiał wszystko.
– A co z Jeffriesem? – zapytał. – Dlaczego się zgodził?
– Dlatego że dostanie inne stanowisko. Będzie przewodniczącym komitetu centralnego Rady.
– To funkcja honorowa. Nie przeszkadza mu, że będzie tylko figurantem?
– Steve, Jeffries i my wszyscy podchodzimy do tego inaczej niż ty. Kierujemy się wspólnym dobrem i jesteśmy gotowi do poświęceń. Ważne jest to, że de Vroome znalazł się po naszej stronie i teraz jesteśmy zjednoczeni.
– Wspaniale, George. Świetna robota. – Randall czuł obrzydzenie, ale próbował ukryć jad w swoim głosie. – Wytłumacz mi jeszcze tylko jedną rzecz. Rozmawiałem z de Vroome'em i znam jego poglądy. Jakim cudem ten nieprzejednany radykał zgodził się pójść na kompromis z przedstawicielami fundamentalistów w Kościele?
Читать дальше