– A jak pan myśli? Powiedzieć mi, że byliście tutaj, że wszystko puszczono w dzienniku, że jego szefowa to widziała i chce go wywalić.
– Powiedział, czy zakopał tego chłopca na wzgórzu?
Morton zrobił oburzoną minę.
– Oczywiście zaprzeczył, jakoby miał z tym coś wspólnego. Był przekonany, że jest prześladowany za błąd z przeszłości, bardzo odległej przeszłości, i moim zdaniem miał rację.
Harry pokiwał głową.
– No dobrze, panie Morton. Może pan już iść.
– O czym pan mówi? Nie zamierzam…
– Ten dom to teraz miejsce przestępstwa. Prowadzimy dochodzenie w sprawie śmierci pana klienta, by ustalić, czy zginął z własnej ręki. Nie jest pan tu już mile widziany. Jerry?
Edgar podszedł do sofy i dał Mortonowi znak, żeby wstał.
– Chodź pan. Czas wyjść pod dom i pokazać się przed kamerami. Przyda się w interesie, prawda?
Morton podniósł się i wyszedł z obrażoną miną. Harry podszedł do frontowego okna i odciągnął na kilkanaście centymetrów zasłonę. Gdy Morton wyszedł zza węgła na podjazd, natychmiast skierował się ku grupie reporterów i zaczął coś gniewnie mówić. Bosch nie słyszał, co takiego. Nie musiał.
Gdy Edgar wrócił do pokoju, Harry polecił mu zadzwonić do oficera dyżurnego, żeby wysłał wóz patrolowy na Wonderland Avenue. Radiowóz był potrzebny do opanowania tłumu. Harry czuł, że horda przedstawicieli mediów będzie stawała się – jak samoreplikujący wirus – z każdą chwilą liczniejsza i bardziej wygłodniała.
Dzieci Nicholasa Trenta odnaleziono przy przeszukaniu domu, kiedy juz wywieziono jego ciało. Całe dwie szuflady małego biurka w salonie, do którego Bosch nie zajrzał poprzedniego wieczoru, wypełniały teczki z fotografiami i dokumentacją finansową, z kilkoma grubymi kopertami ze zrealizowanymi czekami włącznie. Trent wysyłał co miesiąc niewielkie sumy pieniędzy organizacjom charytatywnym, zajmującym się karmieniem i odziewaniem dzieci od Appalachów przez brazylijską puszczę po Kosowo. Dekorator wspierał je od lat. Żaden z czeków nie opiewał na kwotę większą niż dwanaście dolarów. Bosch znalazł całe tuziny zdjęć dzieci, którym ponoć Trent pomagał, wraz z pisanymi przez nie listami z podziękowaniami.
Harry widział wiele reklam organizacji charytatywnych, które nadawano późną nocą w telewizji. Zawsze odnosił się do nich podejrzliwie. Nie chodziło o to, czy parę dolarów wystarczy na uchronienie dzieci przed głodem i poniewierką, ale czy rzeczywiście do nich trafia. Zastanawiał się, czy zdjęcia w szufladach Trenta nie pochodziły z zapasów rozsyłanych wszystkim ofiarodawcom i czy napisane dziecięcym charakterem listy z podziękowaniami były autentyczne.
– Rany – powiedział Edgar, przeglądając zawartość biurka. – Mam wrażenie, jakby facet odprawiał pokutę, wysyłając forsę wszystkim tym organizacjom.
– Tak. Pokutę, ale za co?
– Pewnie nigdy się nie dowiemy.
Edgar wrócił do przeszukiwania drugiej sypialni. Bosch przyjrzał się kilku zdjęciom rozłożonym na blacie biurka. Przedstawiały chłopców i dziewczynki w wieku najwyżej dziesięciu lat – chociaż trudno to było ocenić, ponieważ cechował je pozbawiony wyrazu wzrok przedwcześnie dojrzałych istot, skazanych na znoszenie wojny, głodu i obojętności. Harry podniósł fotografię młodego białego chłopca i odwrócił. Wedle opisu chłopiec został sierotą w trakcie walk w Kosowie. Sam odniósł obrażenia podczas wybuchu pocisku moździerzowego, od którego zginęli jego rodzice. Nazywał się Milos Fidor i miał dziesięć lat.
Bosch został sierotą w wieku jedenastu lat. Popatrzył w oczy chłopca i ujrzał swoje własne.
O czwartej po południu policjanci zamknęli dom Trenta i znieśli do samochodu trzy pudła z zarekwirowanymi materiałami. Przez całe popołudnie pod domem kręciła się mała grupka reporterów, mimo wiadomości z wydziału kontaktów z mediami, że informacje o wszelkich wydarzeniach tego dnia będą udzielane wyłącznie w Parker Center.
Dziennikarze podeszli do policjantów z pytaniami, ale Bosch szybko powiedział, że nie może komentować śledztwa. Schowali pudła do bagażnika i ruszyli w stronę śródmieścia, gdzie czekało ich spotkanie z zastępcą komendanta Irvinem Irvingiem.
Podczas jazdy Harry odczuwał psychiczny dyskomfort. Był zaniepokojony, że samobójstwo Trenta – a obecnie nie miał już wątpliwości, że to było samobójstwo – spowolni dochodzenie W sprawie śmierci chłopca. Bosch spędził pół dnia na przeglądaniu rzeczy Trenta, a wolałby sprawdzić, czy potwierdzi się tożsamość chłopca podana w raporcie z telefonicznego zgłoszenia.
– O co chodzi, Harry? – spytał w pewnym momencie Edgar.
– Słucham?
– Bo ja wiem? Siedzisz ponury i nic nie mówisz. Wiem, że taką masz naturę, ale zwykle lepiej się maskujesz.
Edgar uśmiechnął się, ale Bosch wciąż był ponury.
– Po prostu zastanawiałem się nad kilkoma sprawami. Facet pewnie żyłby dzisiaj, gdybyśmy zachowali się inaczej.
– Daj spokój, Harry. Gdybyśmy pominęli go w śledztwie? Nie było takiej możliwości. Zrobiliśmy, co do nas należało, i stało się. Nic na to nie mogliśmy poradzić. Jeśli ktokolwiek jest odpowiedzialny, to Thornton, i dostanie za swoje. Prawdę mówiąc, uważam jednak, że świat i tak jest lepszy bez takiego Trenta. Mam czyste sumienie, człowieku. Kryształowo czyste.
– Zazdroszczę ci.
Bosch przypomniał sobie decyzję, żeby dać Edgarowi wolną niedzielę. Gdyby tego nie zrobił, być może właśnie Edgar sprawdziłby w komputerze nazwiska sąsiadów. Nie wzięłaby wtedy w tym udziału Kiz Rider i informacja nie trafiłaby do Thorntona.
Westchnął. Wszystko wydawało się funkcjonować według teorii domina. Gdyby – toby, gdyby – toby, gdyby – toby.
– Co ci podpowiada instynkt? – spytał Edgara.
– Czy zabił chłopaka ze wzgórza? – Bosch przytaknął. – Sam nie wiem – odrzekł Edgar. – Trzeba poczekać, co laboratorium powie o błocie, a siostra o deskorolce. Jeśli to rzeczywiście siostra i udało się nam go zidentyfikować.
Bosch nie odpowiedział. Zawsze był niezadowolony, kiedy musiał się opierać na wynikach badań laboratoryjnych przy ustalaniu, jaki kierunek nadać śledztwu.
– A tobie, Harry?
Bosch pomyślał o niezliczonych zdjęciach dzieci; Trent myślał, że im pomaga. O jego akcie skruchy. Szansie na odkupienie.
– Myślę, że tracimy czas – powiedział. – To nie on.
Zastępca komendanta Irvin Irving siedział za biurkiem w swoim przestronnym gabinecie na piątym piętrze Parker Center. W gabinecie byli również porucznik Grace Billets, Bosch, Edgar i oficer z wydziału kontaktów z mediami Sergio Medina. Adiutant Irvinga, porucznik Simonton, stała w otwartych drzwiach gabinetu na wypadek, gdyby była potrzebna.
Biurko Irvinga miało szklany blat, na którym leżały tylko dwie kartki papieru. Bosch siedział po drugiej stronie z lewej strony i nie mógł ich odczytać.
– No dobrze – zaczął Irving. – Co wiemy na pewno o Trencie? Wiemy, że był pedofilem notowanym za molestowanie dziecka. Wiemy, że mieszkał rzut kamieniem od miejsca pogrzebania zamordowanego dziecka. Wiemy też, że popełnił samobójstwo tego samego wieczoru, kiedy detektywi przesłuchali go w związku z dwiema sprawami, o których właśnie wspomniałem.
Irving wziął w rękę jedną z kartek, ale nie poinformował swoich podwładnych o jej treści.
– Mam tu oświadczenie dla prasy z tymi trzema faktami – wydusił w końcu. – Informujemy, że Nicholas Trent jest obiektem dalszego śledztwa. Ustalenie, czy odpowiada za śmierć pogrzebanej w pobliżu jego domu ofiary, nastąpi na podstawie wyników badań laboratoryjnych i dalszego dochodzenia. – W milczeniu popatrzył znowu na kartkę, po czym ją odłożył. – Zwięźle i elegancko. Niewiele to jednak pomoże w zaspokojeniu apetytu mediów. Ani w uniknięciu kolejnej kłopotliwej dla wydziału sytuacji. Harry chrząknął. Irving z początku wydawał się to ignorować.
Читать дальше