Pociechy dużo czasu spędzają same…
– Co się stało? – zapytał Sandoval, najwyraźniej bardziej przejmując się postępami prowadzonej przez siebie sprawy niż groźbami pod adresem Dance.
– Kiedy zaprzeczył, że zna Herrona, nie zauważyłam żadnych objawów stresu. Dopiero gdy go zmusiłam, żeby opowiedział o policyjnym spisku, zaczął okazywać niechęć i sprzeciw. I wykonywać ruchy rękami, niezgodne z wzorcem.
Kathryn Dance często nazywano żywym wykrywaczem kłamstw, lecz nie było to precyzyjne określenie; w rzeczywistości, podobnie jak wszyscy wybitni eksperci w dziedzinie analizy mowy ciała i przesłuchiwania, potrafiła wykryć pojawienie się stresu. To był klucz do kłamstwa; gdy dostrzegła oznaki stresu, zaczynała drążyć temat, który wywołał reakcję u przesłuchiwanego, dopóki nie udało się jej go złamać.
Analitycy języka ciała wyróżniają kilka typów reakcji na stres. Główną przyczyną wielu reakcji stresowych jest zatajanie prawdy. Dance nazywała to „stresem fałszu”. Ale ludzie doświadczają także innego rodzaju stresu, pojawiającego się w chwilach zdenerwowania lub niepokoju, który nie ma nic wspólnego z kłamstwem. Wszyscy odczuwamy taki stan, gdy na przykład spóźniamy się do pracy, musimy powiedzieć coś publicznie albo boimy się fizycznego bólu. Dance odkryła kiedyś, że różne reakcje kinezyczne sygnalizują dwa różne rodzaje stresu.
Wyjaśniwszy to, dodała:
– Miałam wrażenie, jak gdyby stracił kontrolę nad rozmową i nie po trafił jej odzyskać. Dlatego się wkurzył.
– Mimo że to, co mówiłaś, przemawiało na jego korzyść? – Chudy Juan Millar w roztargnieniu podrapał się po ręce. Na skórze między kciukiem a palcem wskazującym widniała blizna, pozostałość po usuniętym tatuażu gangu.
– Właśnie.
Nagle wykonała jeden ze swoich tajemniczych przeskoków myślowych. Od punktu A i B do X. Nie potrafiła wyjaśnić, jak to się działo, ale nigdy ich nie lekceważyła.
Gdzie zamordowano Roberta Herrona? – Podeszła do mapy okręgu Monterey wiszącej w gabinecie Sandovala.
– Tutaj. – Prokurator pokazał rejon zakreślony żółtym trapezem.
– A studnia, gdzie znaleźli młotek i portfel?
– Mniej więcej tutaj.
Pół kilometra od miejsca zbrodni, w dzielnicy mieszkaniowej. Dance wpatrywała się w mapę. Poczuła na sobie wzrok TJ-a.
– Co jest, szefowo?
– Mamy fotografię studni? – zapytała.
Sandoval poszperał w teczce.
– Ludzie Juana z kryminalistyki zrobili masę zdjęć.
– Technicy z oślej ławki lubią swoje zabawki – rzekł Millar. W ustach takiego harcerza wierszyk zabrzmiał nieco dziwnie. – Gdzieś to usłyszałem – wyjaśnił z nieśmiałym uśmiechem.
Prokurator wyciągnął plik kolorowych zdjęć, przejrzał je i znalazł te, których szukał.
Oglądając je, Dance zwróciła się do TJ-a:
– Pamiętasz, prowadziliśmy tam sprawę jakieś sześć, osiem miesięcy temu.
– Jasne, podpalenie. Na tym nowym osiedlu.
Stukając w punkt na mapie, gdzie znajdowała się studnia, Dance ciągnęła:
– Budowa osiedla jeszcze się nie skończyła. A to… – wskazała na fotografię -…jest studnia wiercona w litej skale.
Wszyscy w okolicy wiedzieli, że w tym rejonie Kalifornii woda jest dobrem deficytowym, więc studnie wiercone w skałach, jako niezbyt pewne i nisko wydajne źródło, nigdy nie były wykorzystywane do nawadniania upraw – tylko przez prywatnych użytkowników.
– Cholera. – Sandoval przymknął oczy. – Dziesięć lat temu, kiedy za mordowano Herrona, tam były tylko pola. Tej studni nie mogło wtedy być.
– Nie było jej nawet rok temu – mruknęła Dance. – Dlatego Pell tak się zdenerwował. Prawie trafiłam w dziesiątkę – rzeczywiście ktoś wziął młotek z domu jego ciotki w Bakersfield, wytłoczył inicjały w portfelu, a potem podrzucił obydwa dowody w studni. Tyle że wcale nie chciał go wrobić.
– Och, nie – szepnął TJ.
– Co? – spytał Millar, patrząc na dwójkę agentów.
– To Pell wszystko zainscenizował – powiedziała Dance.
– Po co? – zapytał Sandoval.
– Bo nie mógł uciec z Capitoli. – Więzienie, podobnie jak Pelican Bay na północy stanu, było supernowoczesnym zakładem karnym przeznaczonym dla najbardziej niebezpiecznych przestępców. – Ale stąd mógł.
Kathryn Dance rzuciła się w kierunku telefonu.
Siedząc w specjalnej części aresztu – oddzielony od pozostałych więźniów – Daniel Pell przyglądał się swojej celi i korytarzowi za kratą, który prowadził do gmachu sądu. Był na pozór zupełnie spokojny, ale wszystko w nim wrzało. Przesłuchująca go policjantka napędziła mu porządnego stracha; te nieruchome zielone oczy za okularami w czarnych oprawkach, ten opanowany głos. Nie spodziewał się, że komuś może się udać go przejrzeć tak dogłębnie i tak szybko. Jak gdyby czytała mu w myślach.
Kathryn Dance…
Pell odwrócił się do Baxtera, strażnika stojącego za kratami. Przyzwoity klawisz, w przeciwieństwie do draba eskortującego go z Capitoli, czarnego i nieczułego jak heban, który w milczeniu siedział teraz przy drzwiach w głębi korytarza, czujnie wszystko obserwując.
– No więc, jak mówiłem – podjął rozmowę z Baxterem Pell – po mógł mi Jezus. Doszedłem do trzech paczek dziennie. A On znalazł dla mnie czas i mi pomógł. Rzuciłem prawie z dnia na dzień.
– Przydałaby mi się taka pomoc – wyznał klawisz.
– Mówię ci, trudniej było rzucić fajki niż wódę – zwierzył się Pell.
– Próbowałem plastrów, takich na rękę. Niewiele mi to dało. Może jutro pomodlę się o pomoc. Razem z żoną modlimy się codziennie rano.
Pell nie był zaskoczony. Widział znaczek wpięty w klapę jego munduru. W kształcie ryby.
– Świetnie.
– W zeszłym tygodniu zapodziały mi się kluczyki do samochodu i modliliśmy się przez godzinę. Jezus powiedział mi, gdzie są. Wiesz co, Daniel, mam myśl: będziesz tu w czasie procesu. Jak chcesz, moglibyśmy się modlić razem.
Chętnie. Zadzwonił telefon Baxtera.
Chwilę potem rozległ się raniący uszy jazgot alarmu.
– Co jest, do cholery?
Strażnik z Capitoli zerwał się na równe nogi.
W tym samym momencie na parkingu buchnęła ogromna kula ognia. Przez okratowane, lecz otwarte okno w głębi celi do wnętrza bluznęły płomienie. Pomieszczenie wypełnił ciężki czarny dym. Pell padł na podłogę i zwinął się w kłębek.
– Wielki Boże.
Baxter stał jak wryty, wpatrując się w pożar ogarniający cały parking za budynkiem sądu. Chwycił telefon, ale widocznie nie było sygnału. Zerwał z pasa walkie-talkie i zgłosił wybuch pożaru.
Daniel Pell pochylił głowę i półgłosem zaczął odmawiać „Ojcze nasz”.
– Ej, Pell!
Więzień otworzył oczy.
Zwalisty strażnik z Capitoli stał obok, trzymając paralizator Taser. Rzucił Pellowi kajdanki na nogi.
– Załóż je. Pójdziemy przez korytarz do drzwi, a potem prosto do furgonetki. Masz… – Do celi znów wdarły się płomienie. Trzej mężczyźni skulili się na ten widok. Na zewnątrz eksplodował kolejny bak samo chodu. – Masz się trzymać blisko mnie, zrozumiano?
– Tak, pewnie. Chodźmy! Proszę! – Pospiesznie zatrzasnął kajdanki na kostkach.
Spocony Baxter zapytał załamującym się głosem:
– Co to może być? Terroryści?
Strażnik z Capitoli nie zwracał uwagi na przerażonego klawisza, nie spuszczając Pełła z oczu.
– Jeżeli nie zrobisz grzecznie tego, co mówię, dostaniesz pięćdziesiąt tysięcy woltów w dupę. – Wycelował w więźnia paralizator. – A jak będziesz za ciężki, żeby cię nieść, zostawię cię tu i spalisz się żywcem. Zrozumiano?
Читать дальше