– To on – oznajmiła Rachel. – Stanley Kent.
Bosch przytaknął skinieniem głowy, po czym podał jej rękę, żeby pomóc jej przekroczyć ciało. Ignorując wyciągniętą dłoń, zrobiła to sama. Bosch spojrzał na Feltona, który kucał obok zwłok.
– No więc, doktorze, powiesz nam, co mamy?
Bosch schylił się po drugiej stronie ciała, by mieć lepszy widok.
– Mamy faceta, który po coś tu przyjechał albo został przywieziony, a potem ktoś mu kazał klęknąć na ziemi.
Felton wskazał na spodnie ofiary. Na obu kolanach były ślady pomarańczowego kurzu.
– Później ktoś dwa razy strzelił mu w tył głowy i facet padł na twarz. Obrażenia na twarzy to skutek tego upadku. W tym momencie już nie żył.
Bosch pokiwał głową.
– Brak ran wylotowych – dodał Felton. – Prawdopodobnie coś małego, na przykład dwudziestkadwójka, z rykoszetem wewnątrz czaszki. Bardzo skuteczne.
Bosch uświadomił sobie, że Gandle użył przenośni, mówiąc o tym, że mózg ofiary obryzgał piękny widok. Na przyszłość będzie musiał pamiętać o skłonności porucznika do przesady.
– Czas śmierci? – zapytał Feltona.
– Na podstawie temperatury wątroby można powiedzieć, że cztery do pięciu godzin temu – odparł lekarz. – Mniej więcej o ósmej.
Ostatnia informacja zaniepokoiła Boscha. O ósmej było już ciemno i punkt widokowy już dawno opuścili wszyscy miłośnicy zachodów słońca. Ale huk dwóch strzałów musiał dobiec do domów na pobliskich skarpach. A jednak nikt nie zadzwonił na policję, a zwłoki dopiero trzy godziny później przypadkowo znalazł patrol.
– Wiem, o czym myślisz – powiedział Felton. – Dlaczego nikt nic nie słyszał? Chyba da się to wytłumaczyć. Chłopaki, przekręćmy go z powrotem.
Bosch wyprostował się i odsunął, robiąc miejsce Feltonowi i jednemu z jego asystentów, którzy odwrócili zwłoki. Zerknął na Walling, a kiedy na moment ich oczy się skrzyżowały, ponownie spojrzała na ofiarę.
Po odwróceniu ciała ujrzeli rany wlotowe z tyłu głowy. Czarne włosy mężczyzny zlepiała krew. Tył białej koszuli był spryskany kropelkami jakiejś brązowej substancji, która natychmiast przykuła uwagę Boscha. Nie potrafiłby zliczyć miejsc zbrodni, które widział w życiu. Domyślił się, że plamy na koszuli denata to nie krew.
– To nie jest krew, prawda?
– Rzeczywiście, nie – potwierdził Felton. – Z badań laboratoryjnych dowiemy się zapewne, że to poczciwy syrop coca-coli. Osad, jaki zostaje na dnie pustej butelki albo puszki.
Zanim Bosch zdążył odpowiedzieć, ubiegła go Walling.
– Prowizoryczny tłumik do wygłuszenia odgłosu strzałów – wyjaśniła. -Taśmą przyklej a się do lufy pustą litrową butelkę po coli i dzięki temu znacznie zmniejsza się huk wystrzału, bo butelka pochłania większość fal dźwiękowych. Jeżeli w butelce została resztka coli, płyn ochlapuje cel.
Felton spojrzał na Boscha i z aprobatą pokiwał głową.
– Skądżeś ją wziął, Harry? Prawdziwy skarb.
Bosch zerknął na Rachel. Też był pod wrażeniem.
– Wiem z internetu – powiedziała.
Bosch skinął głową, choć w to nie wierzył.
– Powinniście zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz – dodał Felton, odwracając się do zwłok.
Bosch znów się pochylił. Felton wyciągnął rękę i pokazał dłoń ofiary po stronie, gdzie stał Bosch.
– Ma to na obu rękach.
Lekarz wskazywał czerwoną plastikową obrączkę na środkowym palcu. Bosch przyjrzał się jej, po czym sprawdził drugą dłoń. Rzeczywiście na palcu tkwiła identyczna czerwona obrączka. Na każdej z nich po wewnętrznej stronie dłoni była biała nakładka wyglądająca jak kawałek taśmy.
– Co to jest? – zapytał Bosch.
– Jeszcze nie wiem – odrzekł Felton. – Ale wydaje mi się…
– Ja wiem – wtrąciła Walling.
Bosch uniósł wzrok. Skinął głową. Oczywiście, że wiedziała.
– To są dawkomierze pierścionkowe TLD – wyjaśniła Rachel. -Tak zwane dozymetry termoluminescencyjne. Przyrządy ostrzegawcze. Służą do pomiaru promieniowania.
Po tych słowach zapadła pełna grozy cisza, którą przerwała Walling.
– Dam wam jeszcze jedną wskazówkę – ciągnęła. – Kiedy obrączki są odwrócone w taki sposób, detektorem TLD do wewnątrz dłoni, zwykle oznacza to, że noszący je człowiek ma bezpośredni kontakt z materiałem radioaktywnym.
Bosch wyprostował się.
– Dobra, niech wszyscy się cofną – polecił. – Cofnąć się, wszyscy.
Technicy kryminalistyczni, ludzie koronera i Bosch zaczęli się odsuwać od zwłok. Ale Walling nie ruszyła się z miejsca. Uniosła ręce, jak gdyby chciała prosić o uwagę wiernych zebranych w kościele.
– Zaraz, chwileczkę – powiedziała. – Nikt nie musi się cofać. Spokojnie, wszystko w porządku. Jest bezpiecznie.
Przystanęli, lecz nikt nie wrócił na poprzednie miejsce.
– Gdyby tu było zagrożenie promieniotwórcze, detektory TLD na obrączkach zrobiłyby się czarne – ciągnęła. – To sygnał ostrzegawczy. Ale są białe, czyli wszyscy jesteśmy bezpieczni. Poza tym mam to.
Uchyliła połę marynarki, ukazując małą czarną skrzyneczkę przypiętą do paska jak pager.
– Monitor promieniowania – wyjaśniła. – Gdybyśmy mieli problem, możecie mi wierzyć, narobiłby jazgotu jak stado psów, a ja pierwsza bym stąd zwiała. Ale nic się nie dzieje. Wszystko w porządku, jasne?
Ludzie zaczęli z wahaniem wracać na swoje miejsca. Harry Bosch przysunął się blisko Walling i ujął ją za łokieć.
– Możemy chwilkę pogadać?
Opuścili polankę, kierując się w stronę Mulholland. Bosch czuł, że sytuacja się zmienia, lecz starał się tego nie okazywać. Nie chciał stracić kontroli nad miejscem zdarzenia, a tym właśnie groził sygnał tego rodzaju.
– Co ty tu robisz, Rachel? – zapytał. – I co się właściwie dzieje?
– Tak jak ty dostałam telefon w środku nocy. Ściągnęli mnie z łóżka.
– Nic mi to nie mówi.
– Zapewniam cię, że chcę ci pomóc.
– No więc zacznij i powiedz dokładnie, co tu robisz i kto cię przysłał. To na pewno mi pomoże.
Walling rozejrzała się i zwróciła wzrok na Boscha. Wskazała za żółtą taśmę.
– Możemy?
Bosch wyciągnął rękę, dając jej znak, by poszła przodem. Opuścili zagrodzony teren i wyszli na ulicę. Kiedy ocenił, że nikt spośród osób zgromadzonych przy zwłokach nie może ich usłyszeć, przystanął i popatrzył na nią.
– Dobra, tyle wystarczy – powiedział. – Co się dzieje? Kto ci tu kazał przyjechać?
Utkwiła spojrzenie w jego oczach.
– Słuchaj, to, co ci powiem, musi zostać między nami – ostrzegła. – Przynajmniej na razie.
– Rachel, nie mam czasu na…
– Stanley Kent jest na pewnej liście. Kiedy ty czy któryś z twoich kolegów sprawdzaliście dzisiaj jego nazwisko w bazie danych NCIC, w Waszyngtonie zaraz to wyłapali i zadzwonili do mnie do taktycznego.
– Kim on był, terrorystą?
– Nie, fizykiem medycznym. I praworządnym obywatelem, o ile wiem.
– No to o co chodzi z tymi obrączkami i czemu FBI zjawia się w środku nocy? Na jakiej liście był Stanley Kent?
Walling zignorowała pytanie.
– Powiedz mi, Harry, czy ktoś już był w jego domu albo rozmawiał z jego żoną?
– Jeszcze nie. Najpierw zabraliśmy się do zabezpieczenia miejsca. Zamierzam…
– W takim razie musimy to zaraz zrobić – powiedziała naglącym tonem. – Możesz mnie pytać w drodze. Weź jego klucze na wypadek, gdyby dom był zamknięty. Idę po samochód.
Walling zaczęła się oddalać, ale Bosch złapał ją za rękę.
Читать дальше