Lee Child - Podejrzany

Здесь есть возможность читать онлайн «Lee Child - Podejrzany» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Podejrzany: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Podejrzany»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Sierżant Amy Callan i porucznik Caroline Cook miały ze sobą wiele wspólnego. Obie służyły w armii, obie stały się ofiarami napastowania seksualnego, obie musiały zrezygnować ze służby – obie nie żyją. Ich ciała znalezione we własnych łazienkach, zanurzone w wojskowej farbie maskującej. Żadnych śladów przemocy, żadnych oznak walki. Jack Reacher znał każdą z kobiet. FBI zmusza go do współpracy z grupą dochodzeniową, w skład której wchodzi Julia Lamarr, specjalistka od portretów psychologicznych. Reacher kwestionuje opracowany przez nią motyw zbrodni – zemstę – uważa, że jej przyczyn należy szukać zupełnie gdzie indziej. Jego teoria bierze w łeb, gdy w podobny sposób ginie następna dziewczyna.

Podejrzany — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Podejrzany», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Jestem z rezerwy marynarki wojennej – przedstawił się. – Pomagamy pułkownikowi. Nazwijmy to przykładową współpracą między rodzajami broni.

– Doceniam wasze wysiłki.

– Nie ma o czym mówić. To dokąd jedziemy?

– Na Manhattan. Do Chinatown. Wiesz, gdzie to jest?

– Czy wiem, gdzie to jest? Jadam tam trzy razy w tygodniu.

Wybrał Flatbush Avenue i Manhattan Bridge. Nie było wielkiego ruchu, ale tak czy inaczej transport naziemny wydawał się wręcz żałośnie powolny po learze i helikopterze. Minęło pełnych trzydzieści minut, nim Reacher dotarł w pobliże miejsca, w którym chciał się znaleźć. Jedna ósma dostępnego mu czasu już minęła.

Zjechali z dojazdu na most, zaparkowali przy hydrancie.

– Będę tu czekał – powiedział kierowca, tyle że zwrócony w drugą stronę. Od tej chwili dokładnie trzy godziny. Nie spóźnij się.

Reacher skinął głową.

– Nie spóźnię się – obiecał.

Wysiadł z samochodu, dwukrotnie klepnął dach. Przeszedł przez ulicę, skierował się na południe. W Nowym Jorku było chłodno i wilgotno, ale nie padał tu deszcz. Nie świeciło też słońce; z miejsca, w którym powinno się znajdować, padało na ulicę nieokreślone, przymglone światło. Reacher zatrzymał się na chwilę, stał niezdecydowany. Od biura Jodie dzieliło go dwadzieścia minut spacerem. Ruszył przed siebie. Nie miał tych dwudziestu minut. Wszystko w swoim czasie. Taką miał zasadę. I może obserwowali jej biuro? A jego nikt nie może dziś widzieć w Nowym Jorku. Potrząsnął głową, szedł dalej. Zmusił się do skupienia uwagi. Spojrzał na zegarek. Był późny ranek; zaniepokoiło go, że mógł pojawić się za wcześnie. Ale, z drugiej strony, ciągle było możliwe, że wyliczył czas jak powinien. Nie potrafił tego ocenić. Nie miał doświadczenia.

Po pięciu minutach znowu się zatrzymał. Jeśli jakaś ulica miała nadawać się do załatwienia sprawy, to ta. Po obu jej stronach znajdowały się chińskie restauracje, stłoczone dosłownie jedna na drugiej, wabiące krzykliwymi fasadami, wymalowanymi na czerwono i żółto. Rósł tu prawdziwy las szyldów, wypisanych orientalnym pismem. Niepodzielnie rządził kształt pagody. Na chodnikach kłębiły się tłumy. Ciężarówki dostawcze blokowały parkujące przy krawężnikach samochody, wszędzie wokół piętrzyły się skrzynie warzyw i beczki oleju. Reacher przeszedł ulicą dwukrotnie, w jedną i w drugą stronę, badając teren, ucząc się go na pamięć, zaglądając w alejki. Dotknął ukrytej w kieszeni broni. Kontynuował przechadzkę. Muszą gdzieś tu być. Jeśli nie przyszedł za wcześnie. Oparł się o mur, patrzył, obserwował. Będzie ich dwóch. Będą razem. Patrzył i obserwował bardzo długą chwilę. Mnóstwo ludzi chodziło w parach, ale nie byli to ci ludzie. Nie oni. Nie te pary. Przyszedł za wcześnie.

Znów spojrzał na zegarek. Czas uciekał. Oderwał się od muru. Spacerował. Zaglądał w głąb mijanych bram. Nic. Obserwował alejki. Nic. Mijał czas. Przeszedł przecznicę na południe i przecznicę na zachód. Spróbował innej uliczki. Nic. Przystanął na rogu. Nadal nic. Przeszedł kolejną przecznicę na południe i kolejną przecznicę na zachód. Nic. Oparł się o wątłe drzewko, czekał, a zegarek na jego przegubie wystukiwał sekundy jak maszyna. Nic. Wrócił do miejsca, w którym zatrzymał się po raz pierwszy, oparł o mur, obserwował gęstniejący przed lunchem tłum. Potem obserwował, jak tłum rzednie. Nagle więcej ludzi wychodziło z restauracji, niż do nich wchodziło. Czasu miał mniej, tak jak mniej było ludzi wokoło. Przeszedł na koniec uliczki. Znów spojrzał na zegarek. Czekał dwie pełne godziny. Pozostała mu tylko jedna.

Nic się nie działo. Pora lunchu skończyła się, na ulicy zapanował spokój. Ciężarówki podjeżdżały, rozładowywano je i odjeżdżały. Spadł lekki deszczyk, po chwili przestał padać. Po wąskim pasemku nieba przemykały nisko chmury. Mijał czas. Reacher poszedł na południe i na wschód. I nic. Wrócił, przeszedł w jedną stronę po jednej stronie ulicy, a z powrotem po drugiej. Czekał na rogu. Coraz częściej spoglądał na zegarek. Miał jeszcze czterdzieści minut. Jeszcze trzydzieści. Jeszcze dwadzieścia.

To wówczas ich zobaczył. I nagle zrozumiał, dlaczego teraz, nie wcześniej. Czekali, aż gotówka z lunchu zostanie uporządkowana, pieniądze porządnie poukładane w szufladkach kas. Facetów było dwóch. Chińczycy, oczywiście: młodzi, lśniące, czarne włosy opadały im na kołnierzyki. Ubrani byli w czarne spodnie i lekkie wiatrówki, na szyi mieli zawiązane chusty. Wyglądało to trochę jak mundur.

Niczego nie ukrywali. Jeden miał na ramieniu torbę, drugi trzymał w ręku notatnik ze spiralnym grzbietem, przez który przetknięty był długopis. Wchodzili do wszystkich restauracyjek po kolei, pewnie i swobodnie. Po czym wychodzili; pierwszy zapinał torbę, drugi zapisywał coś w notatniku. Jedna restauracja, dwie, trzy, cztery. Minęło piętnaście minut. Reacher patrzył, przeszedł ulicę, szedł przed Chińczykami. Zaczekał przed wejściem do jednej z restauracji. Patrzył, jak wchodzili. Patrzył, jak podchodzili do starego mężczyzny przy kasie. Po prostu przy nim stanęli. Nic nie powiedzieli. Stary mężczyzna sięgnął do szuflady kasy, wyjął z niej plik banknotów. Uzgodniona suma, odliczona, czekająca na chwilę, kiedy przejdzie z rąk do rąk. Facet z notesem wziął pieniądze i przekazał je koledze. Zapisał coś, pieniądze znikły w torbie.

Reacher zrobił krok naprzód. Znalazł się przy wylocie wąskiej alejki oddzielającej dwa budynki. Wślizgnął się do niej, czekał, przyciśnięty plecami do muru, tam gdzie mieli go zobaczyć dopiero wtedy, gdy będzie zbyt późno. Jeszcze raz spojrzał na zegarek. Miał mniej niż pięć minut. Wyobraził sobie tych dwóch. W wyobraźni widział ich każdy ruch, każdy pewny, niespieszny krok. Czuł rytm. Czekał. Czekał. A potem wyszedł z alejki i spotkał się z nimi bezpośrednio. Twarzą w twarz. Dosłownie na niego wpadli. Zacisnął palce na ich wiatrówkach, odchylił się, zatoczył nimi szybki łuk, obrócił ich o sto osiemdziesiąt stopni, rzucił plecami na mur w alejce. Facet, którego trzymał prawą ręką, przebył dłuższą drogę, a więc uderzył w ścianę mocniej i odbił się od niej dalej. Kiedy się odbijał dostał łokciem, upadł i już się nie podniósł. To był ten z torbą.

Ten drugi rzucił notatnik, wykonał ruch w kierunku kieszeni. Reacher był szybszy, już trzymał w dłoni berettę Trenta. Przesunął się bliżej Chińczyka, wymierzył nisko, wzdłuż fałdy kurtki, wprost w rzepkę kolanową.

– Okaż trochę mądrości, dobrze? – powiedział.

Drugą ręką zarepetował. Materiał stłumił dźwięk, ale jego wyćwiczone ucho wychwyciło fałszywy ton; zabrakło stuknięcia wsuwającego się na miejsce pocisku. Ale Chińczyk tego nie usłyszał. Był zbyt oszołomiony, zbyt zszokowany. Tylko przylgnął do ściany, jakby chciał przez nią przejść. Przeniósł ciężar ciała na jedną stopę, nieświadomie przygotowując się na przyjęcie kuli, mającej roztrzaskać mu nogę.

– Kolego, popełniasz błąd – szepnął. Reacher potrząsnął głową.

– Nie, dupku, nie popełniamy błędu. My wykonujemy nich!

– Jacy my?

– Petrosjan.

– Petrosjan? Chyba sobie kpisz!

– W żadnym razie. Jestem poważny. Śmiertelnie poważny. Ta ulica należy do Petrosjana. Od dziś. Dokładnie: od tej chwili. Wszystko. Cała ulica. Czy wyraziłem się wystarczająco jasno?

– To nasza ulica.

– Już nie. To ulica Petrosjana. On ją przejął. Chcesz zapłacić nogą za głupie spory?

– Petrosjan?

– Uwierz mi na słowo – powiedział Reacher. Lewą pięścią przyłożył Chińczykowi w żołądek, a kiedy ten się skulił, walnął go kolbą beretty w głowę za uchem, po czym delikatnie położył go na kumplu. Ściągnął spust, uwalniając suwadło, schował pistolet do kieszeni, pochylił się, podniósł torbę, wsadził ją pod pachę. Wyszedł z alejki. Skierował się na północ.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Podejrzany»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Podejrzany» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Podejrzany»

Обсуждение, отзывы о книге «Podejrzany» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x