• Пожаловаться

Marek Krajewski: Erynie

Здесь есть возможность читать онлайн «Marek Krajewski: Erynie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Триллер / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

Marek Krajewski Erynie

Erynie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Erynie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Nowa powieść Marka Krajewskiego zaczyna się prawie tak samo jak poprzednia, „Głowa Minotaura”. Prawie, bo w „Eryniach” jest jeszcze prolog, rozgrywający się we Wrocławiu Anno Domini 2008 i 1949. Ale punkt wyjścia intrygi jest taki sam: Lwów, maj 1939 r., w podłej dzielnicy znaleziono w ustępie ciało dziecka, które ktoś wcześniej torturował. Oczywiście ten autocytat można potraktować jako element gry, ale można też odczytać go jako natrętną powtórkę. Po lekturze „Głowy Minotaura”, gdy było już pewne, że Krajewski zamierza na dobre porzucić postać policjanta z Breslau, zastanawiałem się, jak będzie wyglądało życie wrocławskiego pisarza po Mocku. Okazało się, że paradoksalnie jest tak samo, a nawet bardziej. Lwowski komisarz to właściwie Mock po lekkim liftingu, kresowe miasto jest ukazywane za pomocą patentów sprawdzonych w serii o Breslau, a kryminalna intryga po raz kolejny zbudowana jest wokół postaci wynaturzonego zbrodniarza. Autor „Śmierci w Breslau” wciąż posługuje się tymi samymi schematami. Jasne – sprawdziły się świetnie. Problem jednak w tym, że proza Krajewskiego stała się przewidywalna. Pisarz miał tego świadomość, więc próbował utrzymać uwagę czytelników podkręcając niejako sprawdzone już schematy. Główny bohater „Erynii”, Popielski, jest bardzo podobny do Mocka, ale do tego jeszcze cierpi na epilepsję, a śledztwo prowadzi w sposób jeszcze bardziej bezwzględny. Krajewski mnoży opisy bestialstw, znowu każe włóczyć się bohaterowi po knajpach i zadawać z kobietami upadłymi. W dodatku pisarz tym razem posługuje się w intrydze bzdurnymi stereotypami: Żydzi zabijają rytualnie chrześcijańskie dzieci, a Cyganie je porywają. Miejmy więc nadzieję, że następna książka Krajewskiego będzie lepsza. Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/kultura/ksiazki/recenzjeksiazek/1506068,1,recenzja-ksiazki-marek-krajewski-erynie.read#ixzz21MDTrBeK

Marek Krajewski: другие книги автора


Кто написал Erynie? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Erynie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Erynie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Pokaż mi tę kapsułkę – wycharczał. – Pokaż, że ją masz, to cię zabiję, obłąkany bydlaku.

Szałachowski odchylił głowę w stronę Popielskiego i rozwarł usta Język wsadził pomiędzy dziąsło i policzek. Między spróchniałymi pieńkami zębów tkwiła szklana fiolka. Wtedy komisarz kopnął go w twarz, trafiając szpicem buta wprost w usta. Głowa Szałachowskiego odchyliła się gwałtownie, a z otwartych ust wystrzelił połamany ząb. Cios obrócił go na plecy, a te już nie znalazły żadnego oparcia. Runął w dół i w czasie swego lotu machnął ręką do Popielskiego. Ten spojrzał w dół i widział, jak ciało Szałachowskiego, rozpięte na bronach, porusza się w szybkich skurczach, a z jednego ucha wypływa krew w regularnych fluktuacjach.

Odetchnął ciężko i szybko zbiegł po schodach wieży i po basenowej drabince. Szałachowski już nie żył. Popielski wyjął z kieszeni scyzoryk i włożył ostrze w usta leżącego. Splunąwszy z obrzydzenia, sięgnął palcami do zaślinionej jamy i wyjął z niej szklaną fiolkę. Zdjął okulary i spojrzał pod światło. Był tam jakiś papierek. Zgniótł obcasem fiolkę i wyjął papierek. Był zupełnie pusty.

***

Popielski znał dobrze gorzkie uczucie utraty nadziei. Po raz pierwszy je poczuł jako dziesięcioletni chłopiec, kiedy patrzył w oczy swoich krewnych i prosił, aby powtórzyli mu wiadomość o śmierci rodziców, zabitych przez bandytów okradających pociągi na Ukrainie. Ciotka powtarzała mu słowo po słowie, a on nadaremno szukał w jej oczach iskierek wesołości. Z każdą głoską wychodzącą z jej ust, wypływała z niego nadzieja, że informacja o śmierci rodziców jest kiepskim żartem.

Tracił też nadzieję, kiedy siedział przy śmiertelnym łożu swojej żony, która urodziła Ritę w potokach krwi, a one nie chciały się zatrzymać, nie chciały zakrzepnąć i wciąż wypływały z jej ciała. Nadzieja ulatywała wraz z każdą kroplą poszerzającą krwawą plamę na jej nocnej koszuli.

Tracił nadzieję, gdy Rita dwa lata temu nie wróciła do domu z wiosennych wagarów. Wtedy, brudny i nieogolony, siedział całymi dniami w knajpach, a nadzieja znikała z każdym kieliszkiem, z każdą torsją, z każdym ukąszeniem pluskwy na tapicerowanych krzesłach, na których zasypiał, oparłszy czoło o zalany wódką blat.

Stracił ją i teraz, kiedy umarł Szałachowski, nie zdradziwszy, gdzie jest Jerzyk.

Nie dbając o swoje spodnie, Popielski siedział na dnie basenu oparty plecami o betonową ścianę i patrzył na martwego Heroda, na resztki strzaskanej fiolki, na pobrudzony krwią akt notarialny. Usłyszał kroki zbliżające się do krawędzi basenu. To pewnie policja, pomyślał, przywołana przez Andrzeja Szałachowskiego.

I wtedy poczuł powiew, który się wdarł do basenu i poruszył jedną ze stron urzędowego dokumentu. To był zwykły wiatr, lecz komisarz uznał go natychmiast za tchnienie nadziei. Andrzej, może Andrzej, pomyślał, może on też wie, gdzie jest Jerzyk. Kroki zatrzymały się na brzegu. Popielski spojrzał w górę i po dnie basenu rozszedł się orzeźwiający chłód. Na krawędzi rzeczywiście stał Andrzej Szałachowski, personifikacja nadziei.

Chłopiec patrzył na ojca ukrzyżowanego na bronach i cicho płakał. Usiadł na krawędzi basenu, po czym zsunął się do środka, nie zwracając najmniejszej uwagi na Popielskiego. Ukląkł przy ciele ojca i ujął go za skronie.

Popielski spokojnie go obserwował. Czuł już spokojną pewność, że niedługo weźmie Jerzyka na ręce i zaniesie go do domu. To uczucie wytłumiało nawet głuchy niepokój o rączki wnuka. Blefował o tych złamaniach, myślał o Szałachowskim, widząc, jak jego syn dotyka czołem dna basenu. Chciał mnie tylko rozsierdzić, abym go zabił. A co właściwie ze mną będzie, zaniepokoił się, jeśli ten gówniarz nie dostanie ani grosza, jeśli śmierć jego ojca zostanie uznana za samobójstwo? Będzie mu zależało na tym, aby mnie o nią oskarżyć. On jeden mnie widział. Zezna, że ja zabiłem. Co ze mną będzie?

Myśli te jednak nie miały w sobie nawet cienia desperacji. Popielski wiedział, że za chwilę rozmówi się z synem zbrodniarza, dowie się, co ten widział i co zezna. A potem, uśmiechnął się w duchu, a potem usłyszę od niego adres, gdzie znajdę mojego wnuka.

Popielski wstał i zbliżył się do „synusia”. Ten szlochał, klęczał i bił głową o dno basenu tak gwałtownie, aż spadł z niej kraciasty kaszkiet. Z poszarpanych, przykrótkich spodni wystawały chude nogi. Komisarz zbliżył się do niego i położył mu dłoń na ramieniu tak mocno, jakby chciał je zmiażdżyć. Wtedy poczuł, iż przez plecy Andrzeja przeszedł gwałtowny dreszcz.

Skurcz szarpnął jego głową i plecami, źrenice i tęczówki schowały się, a oko stało się jednym ślepym bielmem. Skręt ciała rzucił go na dno basenu. Leżał na plecach, a jego dłonie klaskały o powierzchnię. Kolana ściągnęły się ku górze, a stopy płasko uderzały obcasami o beton.

Popielski wstał, zdjął marynarkę, zwinął ją i chciał włożyć chłopakowi pod głowę. Jego dotyk źle podziałał na Andrzeja Szałachowskiego. Szarpnął się jak poparzony, jego ciało wygięło się w kabłąk i runęło bezwładnie. Nogi trzasnęły o dno basenu, ręce zatrzepotały na betonie, a głowa nabiła się na ostrze brony. Chłopak zesztywniał, a potem się rozluźnił. Spomiędzy jego oczu wystawało ostrze brony.

Popielski w swym życiu wielokrotnie czuł gorzki smak beznadziei – ale jeszcze nigdy dwa razy w ciągu kwadransa, jeszcze nigdy jej nie odzyskiwał po to, by za chwilę stracić.

Leżał na dnie basenu i słuchał wycia Tyzyfony.

– Nie ochroniłeś wnuka przed Herodem – śpiewała bogini.

EPILOG

WROCŁAW, 1949

Zapadał zmrok i osiadał na prowizorycznej szachownicy i na figurach zrobionych z chleba. Dwaj mężczyźni pochylali się nad szachami, a trzeci mieszkaniec celi chrapał na całe gardło. Nazywał się Józef Wielkopolan, pochodził z Kujaw, liczył lat dwadzieścia, był szabrownikiem i złodziejem. Jego lekkie przewiny nie spędzały mu snu z powiek, toteż zasypiał najszybciej z nich wszystkich, nie przejmując się ani wszami, ani pająkami.

Dwaj pozostali mężczyźni cierpieli na bezsenność i wypełnione nią noce spędzali na grze w szachy. Dzieliła ich dwudziestoletnia różnica wieku, nie mniej jaskrawa różnica obyczajów i wykształcenia, łączyła zaś miłość do zabranego Polsce Lwowa i namiętność do królewskiej gry.

Nie zdążyli się ani nagrać, ani nagadać o ukochanym mieście, ponieważ jeden z nich – czterdziestoletni handlarz walutą Ber Hoch – niedawno do celi przybył, a drugi – więzień polityczny, Edward Popielski – właśnie jutro więzienie opuszczał po dwuletniej odsiadce. Zasiedli zatem do ostatniej więziennej partii, przyrzekając sobie kontynuację ich szachowej przygody na wolności.

– Nie kłamiesz, Ber – odezwał się cicho Popielski. – Rzeczywiście byłeś człowiekiem Kiczałesa. Doszła do mnie dzisiaj wiadomość potwierdzająca to, co mówiłeś. Moja kuzynka Leokadia była i jest niezawodna.

– No widzisz, Edziu – rozpromienił się Hoch. – I tak w jednej furdygarni znalazł się i ja, i pulicaj. Już mi wierzysz?

– Wierzę – powiedział spokojnie Popielski. – I nadszedł chyba czas, abyś mi powiedział to, czego nie chciałem słuchać, bo ci nie ufałem. Myślałem, że chcesz oczernić Kiczałesa z nienawiści. Teraz ci ufam, mów!

– To dla ciebi bardzu przykry…

– Mów!

***

Nad Winnikami zapadła głucha ciemna noc. Niebo nad Karpatami cięły błyskawice letniej burzy. Na ganku dużego domu stali dwaj mężczyźni i palili cygara.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Erynie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Erynie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Marek Krajewski: Koniec Świata W Breslau
Koniec Świata W Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski: Widma W Mieście Breslau
Widma W Mieście Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski: Dżuma W Breslau
Dżuma W Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski: Śmierć w Breslau
Śmierć w Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski: Festung Breslau
Festung Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski: Głowa Minotaura
Głowa Minotaura
Marek Krajewski
Отзывы о книге «Erynie»

Обсуждение, отзывы о книге «Erynie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.